- No przecież, każdy wie, że tej gobliniej hołoty wszędzie pełno, myślisz, że moje ostrze krwi zielonej nigdy nie utoczyło? - Kargar parsknął, po czym podrapał się po łysinie. Myślenie niestety nigdy nie przychodziło mu szybko. Dopił jeszcze piwa, po czym kontynuował. - Ano, mi chodziło o to czy w okolicy bliskiej się pojawiają. Ale, jak mówisz, że nie, to albo to maruderzy jacyś, albo większa banda co wyszła plądrować z gór. A jak to drugie, to ciężko wam będzie.... no ale wznieśmy toast na pohybel zielonym draniom, bogowie sprzyjają silnym i nieustraszonym.
Zauważywszy, jak Liadon zagaduje tę rudowłosą dziewkę, wyszczerzył się w jego stronę. Po sytym posiłku i napitku sam chętnie by się z nią bliżej zapoznał, niestety więcej dziewek w karczmie nie widział, a burdelu to pewnie tu nie mieli. Miał więc zamiar posiedzieć jeszcze, a jak nic ciekawego się nie wydarzy udać się na spoczynek, przerwany dwugodzinną wartą, którą zwyczajowo dzieliła między siebie czwórka ochroniarzy. |