Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2017, 22:25   #14
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Spakowanie reszty gratów, wśród których nie było już chyba niczego co można by nazwać groźnym, przeleciała wzrokiem mieszkanie, które tak dobrze jej służyło przez ostatnie lata. Żal jej go było i to cholernie, no ale jej fach miał swoje minusy, chociaż nie spodziewała się, że uda się jej kiedyś zaleźć komuś za skórę do tego stopnia żeby chciano ją wysadzić w powietrze. Jak nic będzie teraz musiała podnieść swoje stawki, która to myśl przywiała na jej twarz szeroki uśmiech.
- To by było na tyle, panie władzo - poinformowała glinę, nadal się szczerząc i zgarniając posłanie Kasteta. Była kurewsko obładowana co jak nic wiązało się z koniecznością powrotu do siedziby Nick’a. Pewnie nie miała na to czasu ale pieprzyć, najwyżej daruje sobie szpital. O ile wiedziała, te nie miały zwyczaju uciekać.

West na szczęście nie robił jej więcej problemów, za co była mu niezwykle wdzięczna. Ten dzień już sam w sobie był do dupy więc nie potrzebowała dodatkowo by jej jakiś glina jęczał nad uchem. Pożegnała się z nim siląc na uprzejmość po czym zostawiła swoje mieszkanie pod opieką upierdliwego drona. Najważniejsze rzeczy miała w końcu ze sobą, wszystko zaś co zostało dało się łatwo zastąpić w razie gdyby kolejnej osobie udało się przecisnąć do strefy w której przecież nikt nie powinien być dopuszczony.

Czekając na taksówkę układała sobie grafik na resztę dnia. Musiała skontaktować się z ubezpieczycielem, musiała sprawdzić co ma dla banku, chociaż wiedziała doskonale że nic nie ma. Zastanawiała się nawet czy nie rzucić tej roboty ale sprawa zrobiła się osobista, co znaczyło że i tak nie odpuści tropu więc równie dobrze mogą jej za to zapłacić. Ile? Z pewnością nie tyle ile obiecywali, jednak liczył się każdy grosz. Pasowałoby jeszcze podokańczać pozostałe dwie sprawy ale nie wiedziała czy znajdzie aż tyle czasu. No i trzeba by znaleźć kogoś do opieki nad Kastetem. Wizja oddania go do psiego hotelu robiła się coraz wyraźniejsza. No chyba żeby Xander… Myśl ta sprawiła że River natychmiast skierowała się pod drzwi sąsiada. Nie była pewna czy czasem nie był akurat w robocie ale spróbować nie szkodziło.
- Już, już, już! Moment! - dobiegło ją wołanie, lecz po żadnym momencie, dwóch ani nawet trzech drzwi się nie otworzyły.
- Idę! - zawołał kolejny raz, ale River nie słyszała, by rzeczywiście tak było.
- Jeszcze chwila… A niech to szlag! - w końcu wewnątrz mieszkania rozległy się jakieś inne odgłosy niż nawoływanie.
- O… Dobrze cię widzieć. Przepraszam, aukcja… - wskazał kciukiem za siebie.
River powstrzymała się od warknięcia. Wystarczyło, że musiała się zdać na tego typka w sprawie Kasteta, wyczekiwanie pod drzwiami było tylko oliwą do ognia jej niechęci, którą pewnie ktoś bardziej obyty w sprawach i nie zaangażowany, nazwałby zwykłą zazdrością o względy czworonoga.
- Zajmiesz się Kastetem? - wypaliła od razu bo jakoś się jej nie chciało babrać w miłe gadki.
- Oh… Tak, jasne. Domyślam się, że będziesz miała teraz sporo roboty z… tym wszystkim. Może wejdziesz? - zapytał z lekką nadzieją w głosie.
River rozważała propozycję. Rozważała ją dłuższą chwilę i to nawet poważnie, a nie jak zwykle pozwalając by wpadła jej jednym i wypadła drugim uchem.
- Chwilę - zdecydowała w końcu, uznając że przy okazji mogła go podpytać czy czasem nie widział ostatnio kogoś podejrzanego, kto by się kręcił w okolicy budynku. No i była też ciut ciekawa jak wygląda nora Xaviera. Facet może i zajmował się Kastetem już od jakiegoś czasu ale jakoś wcześniej usilnie nie było okazji by mu na chatę wparować. No to się nadarzyła…
Kiedy weszła do środka, od razu wiedziała gdzie co jest, ponieważ układ jego mieszkania niemal do złudzenia przypominał jej lokum. Różnicą było… wszystko inne zaczynając od beżowych ścian, przez leżący na podłodze parkiet po niewątpliwie bardzo miękkie obicia. Od razu rzuciło jej się w oczy wiklinowe posłanie z całą pewnością przeznaczone dla Kasteta, ponieważ sam właściciel nie posiadał zwierząt. Posiadał za to hopla na punkcie drewna i wszelkich barw z nim związanych. Ramki z e-zdjęciami, meble, zegar na ścianie, biurko, a nawet kubek na nim stojący.
- Napijesz się czegoś? - zapytał, zaś Cherry rzuciła okiem na jeden z nielicznych elementów nieporządku w lokalu, czyli ubranie leżące na kanapie oraz buty stojące obok niej. Na ich widok nasuwało się tylko jedno określenie: skrajnie pedalskie. Obcisłe, czarne spodnie oraz biała koszula z bufiastymi rękawami i dekoltem do pępka. Do tego błyszczące jak psu jajca lakierki.
- Cokolwiek byle było mocne - rzuciła swoją standardową w przypadku tego typu pytań, odpowiedź. Jej wzrok błądził po mieszkaniu, a ona sama nie mogła się zdecydować czy to co widzi się jej podoba czy nie. W końcu doszła do wniosku że jednak woli szkło i metal, niż podatne na korniki drewno. No i na litość boską, czy on czasem nie przesadzał z jego ilością? Miało się wrażenie, że się do pieprzonej dziupli wlazło zamiast do mieszkania faceta. Z tym facetem to też musiała się chwilowo wstrzymać widząc porzuconą garderobę. Nosz kurwa, znała go przecież trochę. Pobieżnie i z lekceważeniem ale żeby jej taki szczegół umknął? Nie… Pokręciła głową, po czym postawiłą ostrożnie swoje bagaże pod ścianą, a następnie pewnym krokiem ruszyła w stronę sofy.
- Nieźle się tu urządziłeś - pochwaliła wyjątkowo nieszczerze, sadowiąc tyłek i wywalając nogi na stolik. Jeżeli oczekiwał od niej dobrych manier to z tymi nadziejami powinien wrócić do ich pierwszego spotkania kiedy to dość wyraźnie je rozwiała. Jej własne, które obecnie plątały się pod wiśniową fryzurą, dotyczyły szans na solidnego drinka. Niby zapijanie dupy przed ważnym spotkaniem nie było najrozsądniejsze ale obiecała sobie, że to będzie ostatni. No, o ile będzie dobry.
- Mieszkanie jak mieszkanie - odparł skromnie z szerokim uśmiechem, zaś Kastet natychmiast poczłapał na przeznaczone dla niego posłanie i opadł na nie ciężko, przyglądając się wszystkiemu z pozycji leżącej. Xander tymczasem zniknął w kuchni.
- Mam kawę, herbatę, sok i… wodę. Chcesz coś zjeść? - zapytał nie pokazując się.
Cherry słuchała i nie była do końca pewna czy dobrze słyszy. Seeerio? Sok? Woda? Herbata?! Kawa jeszcze by uszła ale…
- Za co ty go do cholery lubisz? - rzuciła szeptem do rozwalonego na posłaniu zwierza. Ona jakoś nie była w stanie dostrzeć niczego co by budziło jej sympatię. No ok, niezła dupa z niego była ale poza tym… Woooda… Jęczeć się jej chciało.
- Moze być kawa - poinformowałą go głośniej, podnosząc się z sofy i fatygując do zostawionych pod ścianą rzeczy, z których wygrzebała nadpitą butelkę. Skoro Xavier nie wie czym się ludzi częstuje to sama o siebie zadba, a kawa w sumie i tak się jej przyda.
- I jak masz coś ostro słodkiego i ekstremalnie niezdrowego to też może być - dorzuciła do zamówienia, chociaż jej nadzieje w tej kwestii były doprawdy znikome. Skoro nie miał w mieszkaniu niczego sensownego do picia to do jedzenia też pewnie nie miał.
Kastet podniósł łeb i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu do swojej pani.
- Mogą być babeczki z chilli? - zapytał, zaś po chwili wyszedł z kuchni, odpowiadając na zadane szeptem pytanie poprzez to, co niósł w dłoni. Nie była to kawa. Czajnik w kuchni pracował. Nie były to też babeczki.
Mężczyzna podszedł do psa, podrapał za uchem i podsunął pod pysk kawałek kiełbasy i ponownie zniknął w kuchni. Szeleszczenie w towarzystwie stukania zwiastowało zbliżanie się momentu podania zaproponowanego poczęstunku. W tym czasie wzrok River padł na to, co działo się na e-zdjęciach. Na większości pojawiał się Xander z różnymi ludźmi. Z mężczyznami w równie pedalskich wdziankach oraz kobietami ubranymi jak ekskluzywne ladacznice. Obrazy poruszały się, ukazując roześmiane twarze ludzi poklepujących się po plecach i nieudolnie starających się pozować.
Zatem Xander był tancerzem…
River przyglądała się temu z dużą dozą zdziwienia. Co rusz dowiadywała się coraz to nowszych rzeczy o facecie, o którym przecież powinna wiedzieć wszystko skoro oddawała w jego ręce swój największy skarb. Najwyraźniej jednak nie wiedziała nic. Weterynarz i do tego tancerz? Przynajmniej jednak nie ciota, co sprawiło że nieco jej ulżyło. No bo jakby i z tym dała ciała to by ją chyba szlag trafił i zaczęłaby szukać roboty w klubie ze striptizem. Zrozumiała też od razu dlaczego Kastet tak Xaviera uwielbiał. Nic dziwnego skoro był tak rozpieszczany. Sama też poczuła, że z chęcią by wbiła zęby w jakiś solidny kawałek mięsa, ale na to trzeba będzie poczekać aż się ulotni odbębniwszy poważną rozmowę z sąsiadem. No bo właśnie doszła do wniosku, że trzeba będzie mu zostawić psisko na dłuższy czas niż dzień czy dwa. Najlepiej do chwili znalezienia nowego lokum. Już ją szczęka zaczynała boleć od tych uśmiechów którymi pewnie będzie musiała częstować Oliviera żeby się zgodził. A może nie? Facet też zwierza lubił więc może starczy że mu zwróci za żarcie? Jakby nie było trzeba się było odpowiednio zaprawić przed rozmową więc pociągnęła solidny łyk ponownie rozwalając się na sofie i czekając na swoją przekąskę. Co prawda wolałaby coś słodkiego ale ostre też może być, byle nie było zrobione z jakiś kartonowych syfów bez dodatku białego złota bo się chyba porzyga.
- Proszę - postawił przed Madison filiżankę z kawą oraz cukiernicę. Za chwilę wrócił z małym dzbanuszkiem z mlekiem oraz tacką babeczek owsianych z chilli. Sam usiadł niedaleko z filiżanką herbaty.
- Masz się gdzie podziać? - zapytał z troską.
Nie odpowiedziała od razu przyglądając się postawionym przed nią babeczkom. Nosz kuurwa… Za jakie grzechy ją to spotykało? Już by się wolała z Kastetem na miejsca zamienić.
- Co jest z tobą i tym żarciem? - wypaliła pytaniem, odkładając butelkę na stolik i wrzucając pierwsze kostki cukru do kawy. Pierwsze z wielu. No jakoś musiała podnieść sobie poziom cukru, a sądząc po babeczkach, nie miała raczej co liczyć na dużą jego w nich zawartość.
- Mam, mam, tyle że nie bardzo jest tam miejsce dla Kasteta, stąd moja wizyta - odpowiedziała, zostawiając cukierniczkę w połowie pustą i dolewając mleka do przesłodzonej czerni. - Nie chcę żeby siedział całymi dniami sam tym bardziej, że okolica jest niepewna. No i biedaczysko potrzebuje teraz szczególnej uwagi po tym pierdolnięciu, a ja muszę się zająć papierkową robotą i skopać kilka dup. - Postawiła sytuację w wersji w miarę przejrzystej po czym upiła łyk kawy i westchnęła z zadowoleniem. Tego jej było trzeba.
Oliver tymczasem kiwał głową.
- No dobra, to my sobie tu jakoś poradzimy, nie Kastet? - zapytał, zaś pies łypnął na niego i ponownie zamknął oczy.
- W razie czego zabiorę go do lecznicy. Tam też ma swoje legowisko - uśmiechnął się promiennie błyszczącymi, śnieżnymi zębami.
- Świetnie - ucieszyła się River i od razu jakoś tak rozluźniła skoro sprawa była właściwie załatwiona. - Podrzucaj mi rachunki za żarcie i co tam mu będzie potrzebne - dodała, no bo jakby nie spojrzeć słodziak był jej więc to na jej głowie było płacenie kosztów utrzymania. No i nie chciała być winna Xavierowi więcej niż to absolutnie konieczne.
- A zmieniając temat - przeskoczyła od razu do kolejnej sprawy. - Nie zdarzyło ci się widzieć nikogo podejrzanego ostatnimi czasu? Pewnie gliny będą o to pytać o ile jeszcze nie pytali ale moja wiara w ich możliwości jest raczej znikoma, więc… - spojrzała na niego wyczekująco znad brzegu filiżanki.
- Nie, raczej nie - odparł po chwili zastanowienia.
W sumie nie zdziwiła się słysząc taką odpowiedź. Spróbowała przynajmniej. W końcu nigdy nie było wiadomo skąd mogła napłynąć istotna informacja.
- No trudno - odstawiła niedopitą kawę i chwyciła butelkę, nie po to jednak by znowu skorzystać z jej zawartości, a by ją zakręcić. - To ja się będę zmywać. Moje namiary masz, rzeczy Kasteta zaraz wypakuję i… To chyba wszystko - zakończyła, nie bardzo w sumie wiedząc co jeszcze miałaby dodać.
- Gdybyś miała ochotę wpaść do mnie któregoś dnia, to daj znać, żebym nie był w lecznicy i zapraszam - rzekł na odchodne, zaś pies podniósł głowę słysząc wzmożony ruch. Szybko ją jednak opuścił, obserwując z poziomu podłogi.
- Tak, tak, pewnie - rzuciła, słuchając jednym i gubiąc informacje drugim uchem. Że wpadnie to jednak było pewne, w końcu nie zamierzała porzucić psiaka całkiem, a jedynie wypożyczyć go na jakiś czas Xavierowi. Przynajmniej tak to wyglądało z jej punktu widzenia. No i musiała kontrolować czy się czasem zbytnio ze sobą nie zżywają. Morda była jej i oboje powinni o tym pamiętać.

Pospiesznie wypakowała dopiero co spakowane rzeczy takie jak suchą karmę, jego ulubione miski i kilka puszek z żarciem. Posłanie też zostawiła bo przecież nie będzie go taszczyć niepotrzebnie do mieszkania Nicka. Mając tą cześć odwiedzin za sobą, podeszła jeszcze do Kasteta i wydrapała go za uszami mrucząc do niego pieszczotliwie i obiecując że wpadnie najszybciej jak da radę, po czym ruszyła do wyjścia po drodze zbierając swoje graty.
- Tylko go nie rozpuść - ostrzegła Oliviera, na wpół żartem, już będąc na korytarzu.

Mając problem opieki nad Kastetem z głowy dała sobie też spokój z czekaniem na taksówkę i ruszyła prosto do garażu. No bo skoro czworonoga zostawiła za sobą najlepszą opcją było posadzenie tyłka na własnym siodełku. Torbę od biedy mogła jakoś przymocować, a plecak problemem nie był i po krzyku. Gorzej z miejscem parkingowym ale na tamtym zadupiu musiało chyba jakieś się znajdować. Tym jednak mogła się zająć później, jak już się skontaktuje z Nickiem, który to powinien być najlepiej zorientowany w sytuacji. Teraz trzeba było przede wszystkim dotrzeć do tej zapyziałej dziury.
Na widok znajomej maszyny na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. I to był środek transportu, a nie jakiś powolny grat. Powolny, ale wygodny, to musiała przyznać, co jednak nie zmieniało jej pasji do szybszych środków transportu które człowieka nie ograniczały tak, jak ograniczał samochód. Przynajmniej wedle jej mniemania. Sprawnie zaparkowała swoje rzeczy, upewniła się że torba nie postanowi wybrać się na spacer w trakcie jazdy, po czym z prawdziwą przyjemnością odpaliła silnik i wypełniła uszy jego przyjemnym pomrukiem. Nie marnując więcej czasu ustaliła trasę do mieszkania Nicka, po czym wystartowała z piskiem opon. Na miejsce dotarła w znacznie krótszym czasie niż ten, który straciła jadąc taksówką. Zaparkowała motocykl najbliżej jak się dało, po czym rozejrzała się po zadupiu sprawdzając czy będzie się dało zostawić maszynę na chwilę bez opieki.


Ledwie zsiadła z motoru, gdy zainteresował się nią człowiek o paskudnej fizjonomii. Już nawet nie chodziło o łysą czaszkę, obrzydliwe tatuaże na mordzie czy wytatuowaną na czarno gałką oczną, co o wieśniacką, rudą brodę świadczącą o skrajnym bezguściu i komicznie odstających uszach.
- Zabłądziłaś, laluniu? - zapytał podchodząc z rękami w kieszeniach.
- A wyglądam? - warknęła w odpowiedzi bo nie lubiła gdy jej byle facio przeszkadzał twierdząc, że zrobiła coś czego z pewnością nie zrobiła, a przynajmniej GPS twierdził że nie. No i do cholery co go to obchodziło? Zmierzyła go niezbyt przychylnym spojrzeniem, ostrzegawczo kładąc dłoń na kaburze.
- Znikaj zanim mnie dobry humor opuści - poradziła, bo tego dnia miała owego humoru dość skrajne skoki, a wolałaby jednak uniknąć kolejnej jazdy w dół. Jeżeli gostek cenił swoje zdrowie i życie powinien jej posłuchać. Jeżeli nie to… No przecież sam się prosił, nie?
- Tu jest opłata za przebywanie - w dłoni faceta otworzył się składany nóż.
- Ale możemy też załatwić to na osobności. Nie chcielibyśmy, żeby tak urocza buźka skończyła pocięta, prawda? - przekrzywił głowę nie przestając się zbliżać.
Cóż, najwyraźniej facet miał w dupie swoje zdrowie i życie, skoro się nie odpierdolił gdy mu dała ku temu sposobność. Usta Madison ułożyły się w wyrażający zadowolenie uśmieszek. Nick ją pewnie później zamorduje za robienie burd na jego terenie, no ale przecież nie dano jej wyboru, nie?
- Czemu by nie - odpowiedziała słodko, przeciągając się leniwie, nie spuszczając jednak przy tym wzroku z faceta. To, że przy okazji poły kurtki lekko się rozsunęły ukazując tkwiącego w kaburze gnata, było jedynie przypadkowym daniem szansy gnojkowi. Takiej ostatniej, po której jego śliczna buźka miała na zawsze zmienić swój wygląd, co by na przyszłość wiedziano, że się jej nie wkurwia.
- Prowadzisz, słodziutki - dodała, nie przejmując się trzymanym przez niego nożem. Arsenał, który miała pod ręką i to w wersji dosłownej, pozwalał jej na nieco beztroski. Wątpiła by to jego ostrze było w stanie przebić jej tarczę, a i gostek nie wyglądał na takiego co ma przy sobie coś o mocniejszym łupnięciu. Ciekawa przy tym była ilu mieszkańców tej dziury ich teraz obserwowało.
- Bardzo dobry wybór. Będziesz moją dziewczynką - oblizał się się lubieżnie i wskazał na ciasny zaułek między blokami.
- Idziemy, laluniu.
River westchnęła przeciągle. Próbowała, nikt jej nie mógł zarzucić że nie. Zrobiła krok do tyłu, drobny, ot co by nogi dobrze rozstawić. Powolnym ruchem, co by faceta nie prowokować, zdjęła kurtkę i przewiesiła przez kierownicę motocyklu. Nie powinien mieć nie przeciwko, biorąc pod uwagę że jego procesy myślowe przeniosły się w okolice krocza.
- Wiesz co, jednak mi przeszła ochota - stwierdziła, a jej słodki uśmieszek zmienił nieco wyraz. Aktywowała tarczę, która z cichym sykiem rozwinęła się, tworząc śliczny, tytanowy talerz, który spokojnie mógł sobie poradzić z nożem i w sumie nie tylko. W końcu nie po to zabuliła za ten dodatek tyle ile zabuliła, by byle jaki kawał metalu był w stanie się przez nią przedostać. Prawa dłoń z kolei powędrowała w stronę gnata. Przez jedną sekundę rozważała czy by nie sięgnąć do jednego z noży ale w razie potrzeby tak czy siak miała jeden po który sięgać nie musiała a siła ognia niekiedy lepiej przemawiała do zakutych łbów o skłonnościach samobójczych, jakiego przykład miała właśnie przed sobą. Starała się też przy tym uważać na otoczenie bo takie typy lubiły działać w towarzystwie, a jej jakoś nie uśmiechało się zostanie “dziewczynką” dla kilku śmierdzących gnoi. Przynajmniej dopóki jej za to nie płacono.
Facet wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- To taki żarcik był. Ja nic złego. Taki żarcik. Na przywitanie. Dzień dobry. Miło widzieć na naszym osiedlu - mówił plącząc się nieco.
Skrzywiła się. Liczyła chyba na zbyt wiele, facet najwyraźniej nie miał jaj i tylko korzystał z łatwych okazji. Ciekawiło ją ile razy udało mu się przy okazji zaliczyć, a ile razy mu za nie zaliczenie zapłacono. Po cichu liczyła też, że z kilka razy mu dupę skopano ale biorąc pod uwagę, że lekcji z takiego ewentualnego kopania nie wyniósł żadnej to albo go nie było, albo było za słabe. Nie traciła jednak czujności. Wypadki ostatnich dni wymusiły ją na niej. Jeszcze tego by brakowało by przez własną nieuwagę wlazła w gówno, które ktoś dla niej zostawił. I huj z tym, że przy okazji sprawiała wrażenie paranoiczki. To ją będzie później dupa bolała, a nie tych co opinię wydają.
- Znikaj - rzuciła, wyraźnie zniesmaczona i wcale nie sprawiająca chętnej do schowania zarówno tarczy jak i gnata. - I żebym cię więcej nie widziała, bo mnie może krew zalać i palec przypadkiem omksnąć - dodała, mierząc dupka wkurwionym spojrzeniem.
- Tak, oczywiście - wycofał się pospiesznie, składając nóż. Pokłonił się przy tym kilka razy i zniknął za rogiem jednego z budynków.
Jeszcze przez chwilę spoglądała w kierunku, w którym oddalił się typem, po czym złożyła tarczę i wsadziła gnata do kabury. Ręką odsunęła włosy do tyłu i westchnęła. Ten dzień jakoś tak nie zaczął się dla niej szczególnie dobrze. Jeszcze kilka takich spotkań, a faktycznie pośle kogoś do szpitala i to w najlepszym wypadku. No ale nie miała czasu na stanie i użalanie się nad sobą. Zamiast tego zgarnęła swoje graty, zabezpieczyła maszynę i ruszyła w stronę mieszkania Nick’a, rzucając wokoło wrogim spojrzeniem. Tak się jednak złożyło, że nie trafiła na nikogo, komu to spojrzenie by przeszkadzało. W ogóle na nikogo nie trafiła, przez co nerwy w niej buzowały gdy w końcu weszła do mieszkania. Odstawiwszy torbę i plecak na sofę, sięgnęła do tej pierwszej by wyjąć z niej nadpitą butelkę i strzelić sobie coś na uspokojenie. Najchętniej zalałaby się w trupa i o mały włos, a by uleła pokusie. No bo chyba się jej należał dzień wolnego po tych cholernych atrakcjach… Tyle, że dnia wolnego nie miała, a wręcz przeciwnie. Z tego też powodu odsunęła szyjkę od ust, grzecznie zakręciła butelkę i postawiła na stoliku.
- Kaaawy - jęknęła, kierując się w stronę kuchni. Solidna dawka czarnego złota powinna ją odpowiednio pobudzić. Nie żeby pobudzenia potrzebowała, bo tego w sumie to chyba nawet miała w nadmiarze, ale tak jakoś się składało, że kawa zwykle minimalizowała złe wpływy alkoholu na jej procesy myślowe, a te powinny być teraz na najwyższych obrotach, a nie lecieć na pół gwizdka. Sprawdziła przy okazji godzinę is twierdziła, że trzeba by ruszyć dupę. Potrzebowała zafundować sobie solidną dawkę kalorii, odwiedzić Josha Armstronga, zadzwonić do ubezpieczalni, a na koniec przygotować się do nieprzyjemnej rozmowy w sprawie bankowego zlecenia. Na koniec zamierzała skoczyć na małą rundkę do kasyna. W końcu robota miała to do siebie, że z zasady nie robiła się sama, tylko trzeba było ruszyć dupę. Zanim jednak cokolwiek, sprawdziła skrzynkę mailową, na którą powinno już przyjść obiecane nagranie z “Lush”. Nie, nie zapomniała o gostku z klubu. Ot, chwilowo zszedł nieco na drugi plan…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline