Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2017, 18:22   #14
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Karczma wrzała, jak zwykle. Franz machnął ręką na propozycję Brentona.

- Brentonie, wyprawa na zwierzoludzi to chleb powszedni tutejszej ludności. W lasach namnożyło się tego tyle, że niedługo zaczną na to polować chłopi. Więc nie ma pośpiechu na wypuszczanie się w głuszę tylko po to, żeby pobiegać za kozimi zadkami. Wierz mi, jestem pewien, że gdziekolwiek się nie wypuścimy, okazji do zabicia mutantów będzie aż nadto.

- Otóż, mamy chwilowo nieco poważniejsze problemy niż usieczenie paru durniów w polu. Nasza skromna komitywa potrzebuje pieniędzy i to w znacznych tego surowca ilościach. Powiem krótko: znajdźmy tą pamiątkę rodową szlachcica obok Verborgenbucht, to przecież parę staj od Salkalten. Po drodze będziemy mieli do Birkeweise, znajdziemy drania, który ukradł Martinowi konia, zabijemy go, sprawiedliwości stanie się zadość i takie tam. A potem możemy wyprawiać się na kozioludzi, czy co tam chcesz. Wzorem naszej znajomej, mogę się nawet przestać myć, jeśli zagwarantuje nam to sukces w walce. Przyda nam się grosz, żeby zaopatrzyć się na tą twoją wyprawę. Myśl taktycznie, młody.

- Co do Auerschmied, w żadnym wypadku bym się tam nie wybierał. Jeszcze coś złapiemy. Miejsce to omijałbym szerokim łukiem, przynajmniej do czasu, kiedy zaraza usiecze resztkę niedobitków.

Schierke zamówił tęgi dzban piwa u karczmarki, gotów na dalszą rozmowę z towarzyszami co do dalszych losów drużyny.

Ragnar wziął kilka potężnych łyków piwa, gdy Franz skończył mówić i uznał za stosowne dodanie swoich kilku pensów:

- Podoba mi się ta propozycja, ale mam własną. Słyszałem, że jedną z kobiet mojego ludu uprowadzili przeklęci bandyci. Żeby tego było mało, ponoć jest szlachcianką. Dla mnie to sprawa honoru mojego i mojego ludu, a dla was byłaby to dobra okazja do zarobków. Wiecie, jej rodzina zapewne chętnie wynagrodzi śmiałków, którzy podejmą się próby uratowania jej. - zaproponował krasnolud. - Ich fort jest niedaleko tej jaskini, w której zabijaliśmy zielonych.

- Mnie najbardziej pasuje plan Franza, ale dostosuję się w razie czego, - powiedział Martin - byle byście pomogli mi znaleźć pieprzonego koniokrada.

- Chętnie pomogę ze szlachcianką - rzekł Franz. - Jak dla mnie, sprawa rysuje się prosto: załatwmy sprawy czym prędzej z Dignamem i koniokradem, odbijmy na południe, by załatwić rzecz z Ragnarem, po czym zawróćmy na zachód. A potem możemy sobie ubijać tych kozioludzi, ile dusza zapragnie. Co wy na to?

- Mi pasuje. - odpowiedział Ragnar.

Rozmowa w wejściu najwyraźniej nie spodobała się nawet Gerdzie, bo zbliżyła się do was tanecznym krokiem i wskazała stolik z Amalyn i krasnoludem.

- Nie potraficie się zdecydować, moi drodzy? Jak nie chcecie siedzieć obok panienki, to załatwię wam prywatny pokój do rozmowy. Za małą opłatą oczywiście. - Zielone oczy płonęły radośnie sponad szerokiego uśmiechu.

- Już, już… - powiedział krasnolud, unosząc ręce w obronnym geście. Po chwili zwrócił się do reszty. - Siadajmy, bo stracimy wszystkie pieniądze, zanim ustalimy jak zarobić nowe. - po tych słowach ruszył do stolika, przy którym siedziała dziewczyna i obcy mu krasnolud. Zatrzymał się jednak po kilku krokach i z uśmiechem zwrócił się do Gerdy. - Jedno piwo, proszę! - nie powiedział już nic więcej, tylko ruszył bez słowa do stolika.

- To sprowadzane ze Zhufbar, prawda? - poruszyła istotną dla Ragnara strunę, która była w stanie wytrącić z sakiewki kilka dodatkowych pensów.

Natomiast, gdy zbliżyli się do stolika, Amalyn wstała, uściskała Brentona i przywitała się ze wszystkimi. Wskazała na krasnoluda siedzącego przy stole, chciała coś powiedzieć, lecz ten przerwał jej, nawet nie podnosząc wzroku sponad piwa.

- Furbin syn Furbina z Karak Kadrin. Sprowadzam tym na siebie hańbę, ale potrzebuję pomocy w wymazaniu klanu orków, którzy zniszczyli karawanę kupiecką, której byłem członkiem. Płacę górskim złotem, wymagam szybkości.

W międzyczasie pojawiła się Gerda we własnej osobie, która postawiła przed Ragnarem przyjemnie pachnące i drażniące nos piwo z gęstą pianą, opierając przy tym miękką pierś o jego ramię.

- Komuś coś jeszcze? - zapytała słodko.

Brenton serdecznie powitał Amelyn. Wyściskał ją solidnie. Wyraźnie cieszył się, że dziewczyna jest cała.
- Co dla Ciebie? - zapytał dziewczyny. Musiał przyznać, że miała łeb na karku. Jako kurierka stowarzyszenia wioseł spotkała gdzieś tego krasnoluda…. I wiedziała gdzie go skierować! Na pewno liczyła na dole, sprawdziła gościa wstępnie. Zaradność, chłopska zaradności ukazała się w dziewczynie. Po złożeniu przez nią zamówienia rzekł jeszcze karczmarce, że dla niego piwo póki co.

- Nic, dzięki - odpowiedziała Brentonowi dziewczyna.

- Witaj Fubrinie synu Fubrina. Jestem Brenton Grisk. Rycerz podczas próby - uściślił. -To moi towarzysze. - kolejno wszystkich przedstawił. - Przejdę do konkretów. Nie jesteś zapewne w nastroju na gierki słowne. Gdzie miała miejsce owa napaść? Ilu was było? Ilu napastników? Opisz bitwę, skąd przyszli i dokąd odeszli. Jeńców wzięli? Łupy? Im więcej wzięli tym bliżej do ich leża. Jaką nagrodę przewidujesz. Jak i kiedy wypłaconą. Człowieka spytałbym czy idzie z nami. Ciebie jeno spytam czy idziesz sam czy masz jeszcze kogoś?

- Napadli nas niedaleko splądrowanego Hasselhund, jakieś dwa, trzy dni drogi na południe stąd. Po drodze napotkałem jedynie na jedną opuszczoną wiochę i drugą, w której mieszkali sami tchórze, ani jednego wojownika. - Splunął. - Mieliśmy trzy wozy pełne broni palnej i doskonałych narzędzi. I beczkę wspaniałej gorzałki. Było nas dziesięciu, ich - trzydziestu albo więcej. Nie pamiętam bitwy, zasiekłem jednego, potem obudziłem się pośród trupów, bez wozów, bez broni i bez dwóch palców u stopy. Wypłacę wam pięć koron za głowę każdego z tych paskudnych dzieci śluzu, którego pomożecie mi ubić i po dziesięć za głowy moich towarzyszy, których pomożecie mi pomścić. Wymazanie urazy z mojego życiorysu będzie tyle warte. Zapłacę wam tutaj, jak wrócimy. Wybiorę pieniądze z banku - zakończył monotonnym głosem.

- Wyszłoby - rachował Schierke na palcach - dwieście trzydzieści… Nie, dwieście czterdzieści pieć koron za całą fatygę. Hmm. Graf Elektor więcej płaci za głowę zwierzoczłeka, wychodzi więc na to. Muszę się zorientować no, ile herr Dignam daje za odnalezienie tej rodowej pamiątki, pewnie więcej.

Schierke zamyślił się na chwilę.

- Zostańmy przy starym planie, bandyci wszakże się nie zapadną pod ziemię. Ot, dodamy sobie jeszcze jeden punkt do naszej wycieczki po Ostlandzie.

- Miasteczko mutantów, to zadanie jakie otrzymałem od moich mentorów Rycerzy Pantery. Nie mogę czekać z tym na zakończenie jakiegoś rajdu po mapie. Bez obrazy dla nikogo, ale pamiątki…. To nic co pomoże Imperium w odbudowie. Odzyskanie konia czy kuszy, przy całym szacunku również nie. Zarobisz na nowego konia i kusze. Zabijając plugastwa i niszcząc pasożyty tej ziemi. Pomoc temu oto Fubrinowi, to również szlachetne zadanie. Głowa mutanta warta jest 15 koron, zwierzoczłeka 20 koron. Orka wycenimy zatem choć na 10 koron? - spojrzał pytająco na Furbina - Łupy które odzyskany z karawany będą w całości zaś nasze. Brzmi to wtedy jak propozycja godna rozważania. Wciąż szalenie niebezpieczna i ryzykowna. Śmiertelnie groźna, jednak sprawa to honorowa.

Furbin zignorował Franza, który uznał, że jego sprawa jest mniej ważna, bo mniej się za nią płaci. A na propozycję Brentona, jakoby odzyskane sprzęty z karawany miały się im należeć fuknął głośno.

- Oszaleliście, wszyscy. Oszaleliście! Za grosz tutaj honoru. A ty, ziomku - zwrócił się do Ragnara - też łasyś jedynie na złoto, czy może rozumiesz czym jest zemsta i dobre imię?

Schierke wzruszył ramionami na słowa Furbina.

- Panie, toć to nie ma się co zaraz obruszać. Zmasakrowana karawana? O zmasakrowanych karawanach to ja słyszę tutaj co drugi dzień. Wendetta za zabitych towarzyszy? To nudy niemalże i chleb powszedni ludzi z Ostlandu. My tu nie objazdowa zgraja parobków, tylko uczciwi ludzie. Klepnij no, dobrodzieju, więcej tego górskiego złota, to może pomyślimy, czy wyprawiać się na trzy dni albo i cały tydzień i szukać ludzi, których już może w ogóle w okolicy nie ma.

Franz pociągnął tęgi łyk złocistego napoju, po czym zwrócił się do Brentona.

- Popieram rejzę na zwierzoludzi, ale zwykła przysługa dla szlachcica może iść daleko. Czasy niespokojne, a protekcja dworu zaraz przy Salkalten tylko może się nam opłacić. Spodziewałbym się, że nawet rycerze pantery doceniliby wstawiennictwo możnego rodu. Wszakże mamy blisko, dwór Dignama zaraz obok miasta.

- Rozumiem i popieram. Chętnie ruszę z tobą, nawet jeśli reszta… - ruchem głowy wskazał towarzyszy. - ...nie ruszy z nami. Jeśli zdobędziesz kogoś oprócz mnie to możemy ruszać nawet teraz. - Ragnar pociągnął łyk piwa i kontynuował. - Po prawdzie sam mam sprawę, której stawką jest honor naszego ludu, bo jedna z naszych szlachcianek została porwana i trzeba ją uratować. Sam rozumiesz, że to sprawa nas wszystkich. Jeśli zgodzisz się pomóc w mojej wyprawie to mogę zrezygnować z części mojej zapłaty.

Gdy skończył mówić ze swoim ziomkiem, przyciągnął głowę Franza do swojej i zaczął szeptem mówić do jego ucha:

- Słuchaj, możemy mieć darmowego pomocnika do mojego wypadu, a jak się zgodzicie to mogę wam oddać moją część z jego zadania. No i będziesz znał jednego wdzięcznego krasnoluda, więc w przyszłości może nam coś sprzedać po lepszych cenach. Sam słyszałeś, że przewozili broń palną i narzędzia. Możesz spróbować wynegocjować kilka sztuk tej broni, bo nie muszę ci mówić, że jest potwornie droga. Nie odda całej, bo musiałby być szalony, ale na trzy sztuki może się zgodzić. - krasnolud spróbował przemówić do chciwości człowieka.

Gdy tylko skończył, przyciągnął głowę Brentona i również przemówił do niego szeptem:

- Jeśli mu pomożemy, a on pomoże nam, to zyskasz wdzięczność wielu krasnoludów, w tym rodziny szlacheckiej, a nie muszę ci mówić, jak wiele to jest warte. Twoi Rycerze na pewno docenią, że pomogłeś innym w potrzebie, zwłaszcza uprowadzonej damie. Jest to przecież coś co zrobiłby prawdziwy rycerz. - piwny weteran zakończył swój wywód.

- Rycerze Pantery to elita Imperium. Szlachcie i rycerze w jednym. Mają dostęp bezpośrednio do Elektora. Miejscowy szlachcic pewnie sporo może. Jednak oni mogą zdecydowanie więcej. I to ich protekcja jest najcenniejszą. Wydali mi też konkretny rozkaz. Mogę to pewnie lekko nagiąć. Ratując honor owego krasnoluda i zabijając ścierwa zielonych kreatur. Jednak zaraz po tym, zadanie mnie wzywa. Mości krasnoludzie.... Chcesz byśmy ryzykowali życie? Płacisz jednak słabo. Połowa łupów dla Ciebie, połowa dla nas. Na razie brzmi to źle, ty odzyskasz honor i fortunę. Nam jeno po 5 koron od głowy dając. Jak rzekłem mutanta zabić łatwiej. Cena trzykrotna twojej. Pomocy potrzebujesz… Więc zacznijmy się układać. Jeden Ragnar, choć wojownik świetny… To za mało. Potraktuj nas hojnie skoro ryzykować życie dla twojego honoru, zarobku i sprawy każesz. My ci od płacimy lojalnością i solidnymi mieczami. Lepiej o tym porozmawiać teraz. Gwałtownie przy kuflu piwa. Niż zatrudnić zamiast nas obwiesi z miasta. Co ci gardło poderżną dla łupu, bo ci rzekną pięć koron mało! Wynegocjują nową umowę w lesie, gdzie uczciwości słów takich jak moje teraz już nie zaznasz.

Do tej pory elfka siedziała cicho. Niczego nie zamówiła, chociażby dlatego, że nie miała za co. Nie odzywała się, bo zgromadzonych ledwie lub w ogóle nie znała. Słuchała tylko czegoś, co brzmiało jak negocjacje. Z jednej strony wolała się nie wtrącać, bo co ona mogła o tym wiedzieć? Z drugiej jednak, zemsta której szukał krasnolud nie była jej obca...

- Przysługa za przysługę. Jeśli przysięgniesz mi Furbinie, synu Furbina z Karak Kadrin, że zamordujesz każdego zwierzoczłeka, jakiego spotkasz na szlaku, masz i moją pomoc. Twój lud można trzymać za słowo, prawda?

- Dołączę zatem do was później. W sensie, do Ragnara, furda z rycerzami pantery. - rzekł Schierke. - Dignam nie Dignam, mus mi załatwić parę rzeczy w Salkalten. Zakładam, że wyruszacie na południe wczesnym rankiem, powiedz mi zatem, jakim szlakiem będziecie iść. Dołączę do was później, jeśli mi się uda. Martinie, Atanaju - jeśli wasze drogi ciągną was na wschód, to zostańcie ze mną. Ja jeszcze pół dnia - dzień zostanę w mieście. Moje zobowiązania wymagają... Czasu.

- Co do was, jak mówiłem. Jak pojedziecie na rejzę na południe, dołączymy później.

- Ja idę z tobą Franz - powiedział Martin krótko i zwięźle, bardziej zainteresowany teraz, zniecierpliwioną Gerdą, niż negocjacjami z krasnoludem z urażoną dumą.
- Ja poproszę dzban chłodnego piwa, - zwrócił się do karczmarki, uśmiechając się łotrowsko - kaszę ze skwarkami, a na deser … może całusa?

- Wot i burdel na kółkach … - rzekł Atanaj jako komentarz do układów drużyny w krasnalem.

Nie było mu w smak ruszać znowu w bój, zwłaszcza przeciw trzydziestu orkom. Toteż z radością przyjął ofertę Franza - miał bowiem nieco sprawunków do zakupienia dla Addy. A i rozglądać bacznie miał się, czy aby dawni oprawcy i tu nie czuwają. Był jednak skłonny raczej zająć się sprawami Martina, Dignama i odbiciem szlachcianki niż pakowaniem się w boje z orkami lub zwierzoludźmi. No i elfka ruszała dalej - wreszcie tytuł najbardziej śmierdzącego członka drużyny (sic!) wracał do prawowitego jego posiadacza!

- Iście - Franz nabił do fajki tytoń. - Zatem, zdaje się, nasze plany postanowione. Wyruszacie od zaraz, dołączamy do was później. Jeśli macie czas, pójdziemy wszyscy. Ot, i tyle.

W tym czasie Brenton siedząc obok Ragnara coś do niego szepnął. Ragnar w odpowiedzi pokiwał głową. Młody Rycerz uśmiechnął się i uścisnął rękę Ragnara. Najwyraźniej rzeczona dwójka dogadała coś między sobą.

- No to ugadane. Przysięgam na moją brodę i śliczne wąsiki mojej kobiety, że będę rzezał wszystkich zwierzoludzi. Pora się nieco najeść i napić. Jutro ruszamy! A co do mojego, podkreślam, mojego dobytku - to jak mi zabierzesz choć uncję prochu, to dopilnuję, żebyś zawisnął za kradzież, człowiecze - zwrócił się do Brentona.
 
Santorine jest teraz online