Brenton właśnie wyzbył się resztek złudzeń co do krasnoluda. Owszem sam negocjował ostro, ale i zadania było straceńcze. Jawna obraza była grubym błędem brodacza.
- Jestem Rycerzem krasnoludzie. Wszystko odbędzie się w majestacie prawa. Jest nas za mało. Może poprosimy o pomoc jeszcze jedną grupę? - płynnie zmienił temat.
Zasadniczo była ich czwórka w porywach do siódemki o ile Franz, Martin i Anataj nie zajmą się bardziej nagłymi sprawami. Które wyskoczą im między deklaracją dołączenie a faktycznym ruszeniem. Zasadniczo nie miał złudzeń, że jest szansa na ich brak. Nieważne zresztą czy w czwórkę czy w siódemkę... Atak na trzydziestu orków byłby samobójczy. Wojenne prawidła o zaskoczeniu czy słusznej sprawie a nawet głupocie orków niewiele tu mogły zmienić. Potrzebowali jeszcze jednej sprawdzonej grupy. Na myśl Brentonowi przyszedł Pokojowy Pakt. Grupa która zabiła harpie dla Księcia Elektora była w mieście. I zainteresuje się być może zadaniem. Przy dobrych chodach pewnie można skasować nagrodę za orcze łby podwójnie. Od krasnoluda i od władz miasta...
Zawołał chłopca służebnego i powiedział mu, że potrzebuje znaleźć tą grupę. Wyjaśnił jej nazwę czyn... i polecił rozpytać po karczmach. Jeśli przekaże im wiadomość, że Rycerz Brenton Grisk chce się z nimi widzieć i przyniesie odpowiedź. Dostanie Szylinga... Niech im wspomni o wyprawie z krasnoludem, który płaci szczerym złotem za pomoc. Jutro z rana natomiast zrobi zakupy. Dwie mikstury leczenia, prowiant na kilka dni. Obrok dla dwóch koni i dwa kołczany strzał. Musi też porozmawiać z Rycerzami Pantery. Jako Rycerz podczas próby nie może sobie pozwolić na niesubordynacje. Jednak wieść o orczych ścierwach napadających na karawanę... może dać mu zgodę na wyznaczenia odpowiedniej trasy. Zamierza podkreślić, że dzięki temu nie tylko zabije plugawe istoty. Zyska również zbrojną pomoc w swoim zadaniu. Jest to poniekąd środek do celu.