Drzwi co jakiś czas otwierały się i zamykały. Za którymś razem do pomieszczenia wszedł człowiek różniący się od większości codziennych bywalców karczmy. Może nie wzrostem, był chyba najbardziej przeciętnego wzrostu jak to możliwe, ale resztą wyglądu. Był w miarę młody, ale zupełnie łysy, twarz miał dokładnie ogolną, opaloną od długiego przebywania na słońcu, ale i tak wydawała się jaśniejsza niż twarze wieśniaków. Ubrany był w spodnie z koziej skóry, prostą, jasną koszulę i sandały. Przez bark miał przewieszoną średniej wielkości torbę, trochę małą jak na podróżną, a przez torbę coś co wyglądało jak płaszcz podróżny. Jego niebieskie oczy patrzyły spokojnie i poważnie, z twarzy nie można było nic wyczytać. Niezbyt pasował do tego tłumu zmęczonych dniem pracy, głośno rozmawiających i pijących piwo wieśniaków.
Przybysz popatrzył powoli po zebranych, wzbudzając pewne zainteresowanie po czym znalazł wolne miejsce, mniej więcej w środku sali. Gdy podeszła do niego kelnerka zamówił ciepły posiłek i wodę do picia, po czym zaczął się przysłuchiwać prowadzonym rozmowom. Zauważył siedzącą w kącie postać, lecz nie poświęcił jej więcej uwagi niż pozostałym. Nie wydawał się uważać siebie za lepszego lub gorszego od kogolwiek z zebranych. Spokojnie jadł posiłek i ciągle nasłuchiwał. |