24-04-2017, 21:11
|
#24 |
| Elfka poczuła się niemal zaatakowana przez karczmarkę. Na szczęście uratował ją Brenton, któremu przytaknęła z wdzięcznością, której nie było za bardzo widać spod maski. Poprawiła również karczmarkę, żeby nie zwracała się do niej, jak usłyszała przed chwilą, a poprawnie: Quyl-Isha Cynath, lub samo Quyl-Isha, jeśli wydaje się zbyt skomplikowane.
Mogła wreszcie odpocząć w miejscu, wymoczyć się w balii ciepłej wody. Poprosiła, by ją zostawić, zaryglowała drzwi i oddała się kąpieli, piorąc po wszystkim ubrania. Rankiem przywitała wszystkich jedynie skinieniem, a pozostałości leśnej woni można było wyczuć jedynie po odpowiednim zbliżeniu.
Jadła co jej podali. Nie wybrzydzała, nawet, gdyby jej nie smakowało. Nie, żeby miała na co narzekać, małże były dobre; przypominały o domu, gdzie owoce morza stanowiły składnik prawie każdego posiłku.
Doszło do kolejnych targów i umów. Maniery mieszkańców tego zakątka świata były doprawdy naganne. Próbowano podebrać im zlecenie sprzed nosa, tak bezczelnie. Brak wdzięczności za to, że gdyby nie jeden z nich, w ogóle by o zleceniu się nie dowiedzieli. Na szczęście Fubrin posiadał na tyle rozsądku, by ich spławić.
Wysłuchała wszystkich i odezwała się dopiero, kiedy najemnicy zniknęli, a Ragnar wspomniał o większej grupie.
— Przecież nie będą wszyscy stali jeden na drugim. Wykończymy ich mniejszymi grupami, po kilku jednocześnie. Kiedy już ich wystarczająco osłabimy, będziemy mogli mówić o bezpośrednim starciu, albo po prostu ich przepłoszymy.
Nie miała ochoty więcej czekać. Im dłużej czekali, tym mniejsze mieli szanse na dopadnięcie orków. Czas również wiązał się z kolejnymi kosztami. Nie była pewna, ile to osiem pensów, ani jak przelicza się obiecane im złoto, więc nie potrafiła oszacować jak bardzo będą w plecy przez dłuższy pobyt w mieście. Nie była również pewna, czy w ogóle chce złoto od krasnoluda, zależało jej na spotkaniu z tymi orkami o których niewiele wiedziała, ale słyszała, że na południowy wschód Imperium były ich całe armie. |
| |