Brak wszy był conajmniej niespodziewaną okolicznością jeśli chodziło o poranne przebudzenie. Atanaj uśmiechnął się do siebie z dumą, przypisawszy wszową hekatombę uzyskaniu kolejnego stopnia wtajemniczenia w śmierdzeniu - choć przyznać trzeba było, że zielarka dbała o jego czystość bardziej niż mężczyzna kiedykolwiek w życiu by pomyślał.
Nie wtrącał się do pertraktacji - grupa była dziwna, może poza kapłanką, będącą niczego sobie kobietą. Ale też całkiem spełniony pod opieką zielarki Chudy nie zamierzał uderzać w konkury do członkini Paktu - tym bardziej, że w drogę mogła mu wejść zażywna karlica stojąca (najwyraźniej) na czele bandy.
Po rozdzieleniu się z grupą ruszył w poszukiwaniu zamówień. Wiedział, że nieco miedzi i srebra pomoże mu szybciej znaleźć odpowiednie kramy - wstąpił więc do kilku karczm na kubeczek orzeźwiających pomyj zwanych tu piwem pszenicznym aby rozpytać o odpowiednie sklepy.
Miał zamiar również uzupełnić zapasy na tydzień wyprawy w ostępy - włączając w to również obrok dla konia na dwa-trzy dni; wszak trawy było pod dostatkiem, ale nigdy nie wiadomo...
Nie zdążył już wyjść poza mury, czas ich bowiem gonił - jednak na zaplanowany spacer zamierzał wybrać się przy najbliższym popasie. W powietrzu bowiem czuł od pewnego już czasu dziwne, nieznane mu dotychczas zapachy i wypadało zapytać przodków co to może znaczyć...