Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 21:58   #2
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Obudził się z delikatnym bólem głowy po wczorajszym wieczornym piciu i z trudem wygrzebał z łóżka, marszcząc brwi. Niby mógł sobie jeszcze trochę pospać, ale nigdy nie wiadomo, czy nie odwiedzi go jakiś klient, a żaden pieniądz nie śmierdział, zwłaszcza, że Wilbur miał swoje rachunki do opłacenia. Jak choćby za to dwupokojowe mieszkanie, które wynajmował od jakiejś pseudo-hrabiny z Westminsteru. Cieszył się, że w końcu przyszły cieplejsze dni, bo zimą nie dało się tu wytrzymać przez nieszczelne okna, a w łazience czasami zbierał się nawet szron. Mógł sobie tłumaczyć swojej landlady, że okna pasowałoby wymienić, a ona w kółko powtarzała, że jak mu nie pasuje, to może się wyprowadzić.

Pewnie zrobiłby to już dawno, gdyby nie fakt, że jak na tak spore mieszkanie, płacił naprawdę niski czynsz, a biznes wciąż nie szedł tak, jakby tego chciał. Pewnego dnia jednak, jak już się dorobi, przeniesie biuro gdzieś w okolice centrum. Mógłby to w sumie potraktować jako inwestycję, gdyby nie fakt, że wciąż był na dorobku. Ubrał się dość ospale i odsłonił ciężkie zasłony - majowe słońce wpadło do pokoju, raniąc otrym światłem oczy Wilbura. Mrużąc je, mężczyzna podszedł do biurka, na którym stał słoik z wodą z ogórków i pociągnął kilka słusznych łyków. Napój orzeźwił go i natchnął do ogarnięcia mieszkania, w którym panował niezły bałagan. Cóż, Crawley nigdy zbytnim czyścioszkiem nie był, przynajmniej jeśli chodziło o otoczenie. Gdzieś czytał jednak, że ludzie leniwi są bardziej inteligentni, więc zawsze sobie tłumaczył, że jest po prostu zbyt mądry, żeby regularnie po sobie sprzątać.

Pozbierał oblepione resztkami jedzenia talerze i przeszedł po skrzypiących deskach korytarza do kuchni. Pomieszczenie było niewielkie, ale oprócz sękatego stołu, zmywaka i małego, żeliwnego piecyka posiadało lodówkę, z której Wilbur był bardzo zadowolony. Wrzucił naczynia do zlewu, zalewając je wodą, po czym wrócił do głównego pokoju dziennego, który z racji tego, że był najbardziej reprezentatywny, został jego "biurem". Znajdowało się tu biurko, półka z książkami odziedziczonymi po ojcu, krzesła i parę innych mebli, które należały do landlady. Na ścianach wisiały jakieś obrazy, które w jego opinii dodawały miejscu powagi, więc nie zdjął ich, gdy się wprowadził, a przyjemnej atmosfery przydawał kominek, w którym Wilbur palił, gdy tylko stać go było na zakup drewna i odrobinę luksusu.


Zebrał walające się wszędzie gazety "Daily Telegraph" oraz "The Independent" i zaskoczeniem zauważył, że najstarsze wydanie pochodzi z kwietnia zeszłego roku. Polityką się nie interesował, czytywał jedynie działy związane z Londynem, jego póświatkiem i nekrologi. Lubił być w temacie, kto i w jaki sposób wyciągnął kopyta, w końcu to mogło przełożyć się na kolejne zlecenie. Od kilku dni jednak nie kupował nowych numerów, ponieważ jedzenie było ważniejsze od gazet, a fundusze z ostatniej sprawy zaczynały powoli topnieć. Na flaszeczkę Guinnessa jednak zawsze trochę zaskórniaków się znalazło.

Stwierdziwszy, że mieszkanie wygląda całkiem do rzeczy, ruszył do kuchni, by zrobić sobie jajecznicę. Świętej pamięci mama zawsze powtarzała, że to najważniejszy posiłek dnia, a on nie zamierzał go pomijać. Z talerzem pełnym pachnącej potrawy i pięcioma kromkami przedwczorajszego chleba zasiadł przy biurku, skupiając się na jedzeniu. Po wieczorze zakrapianym alkoholem takie żarcie zawsze bardziej mu smakowało i zastanawiał się, czy to z głodu, czy organizm potrzebował po prostu uzupełnić pewne braki.

Kończył jeść, gdy odniósł wrażenie, że ktoś zapukał do drzwi. Zastygł z widelcem w ustach, nasłuchując. Istotnie, pukanie powtórzyło się, więc z talerzem w dłoniach ruszył, by sprawdzić, kogo gnało o tak wczesnej godzinie. Zaskoczył go widok młodej, ładnej kobiety.
- Tak, to ja - odparł, uśmiechając się spod wąsa. - Trafiła pani do najlepszego detektywa po tej stronie Tamizy. Proszę, proszę...
Postąpił w bok, schodząc jej z drogi i zapraszając gestem ręki do środka.
Gdy przeszła obok niego, wyczuł delikatny, przyjemny zapach perfum pasujący do jej urody.

Zamknął drzwi i zaprowadził pannę Felder do salonu przerobionego na biuro. Odsunął fotel przy biurku, wskazując na niego kobiecie i sam usadowił się w krześle naprzeciw niej. Wziął jeszcze jeden widelec jajecznicy i unosząc dłoń, powiedział.
- Proszę mi wybaczyć maniery, od wczorajszego popołudnia nic nie jadłem. - Oczywiście to było nieprawdą, ale nie musiała o tym wiedzieć. Szkoda by było zmarnować tak zacną jajecznicę. Gdy w końcu przełknął posiłek, wytarł rękawem koszuli usta i usadowił się wygodnie na krześle. - Co panią do mnie sprowadza, proszę mówić.
Na razie nie wspominał o cenach swoich usług - najpierw wysłucha tej kobiety, a potem pomyśli, ile sobie policzyć, zwłaszcza, że zauważył, iż ciuchy, w których do niego przyszła, nie należały do najtańszych i słabych jakościowo.

 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 08-06-2017 o 14:13. Powód: zmiana hostingu zdjęć.
Kenshi jest offline