Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2017, 09:26   #1
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
[Mutant Chronicles] Sezon 1 - Luna

Kiedyś istniały narody, teraz są tylko korporacje. To one rządzą zasiedlonymi światami. Wszystko kręci się wokół ich żądzy dominacji i chęci zysku. Megakorporacje to gigantyczne byty, finansowi tytani, którzy obejmują swoją władzą ludzkie światy. Produkują one wszystko, począwszy od żywności, aż po broń. Ich siły robocze mierzone są w miliardach pracowników. Ich bogactwo jest niemierzalne. Ich polem bitwy są całe planety.
Bycie członkiem korporacji oznacza bycie częścią jej stylu życia oraz poświęcenie jej zarówno swojego ciała oraz duszy. Każdego dnia jej pracownicy i mieszkańcy są bombardowani propagandą. Wmawia się im, że tylko ich korporacja jest doskonała, tylko ona jest słuszna, tylko jej styl życia jest dobry.

Mieszkańcy demokratycznego Capitolu wiedzą że są wolni, a pozostali szukają wszelkiej sposobności aby ich wolność zniszczyć. Ogromne siły zbrojne Capitolu stoją na straży tej wolności.
Podwładni czterech Książąt Elektorów Bauhausu wiedzą iż są otoczeni wrogami, którzy pożądają ich bogactwa oraz wyższości technologicznej. Generałowie militarnych Zakonów Bauhausu z mozołem chronią ich bogactwo.
Ci, którzy służą Panom Dziedzicom Mishimy wiedzą, że tylko oni rozumieją prawdziwe znaczenie honoru, a wszechświat jest pełen tych , którzy pragną wykorzystać wewnętrzne konflikty ich starożytnego dominium. Samurajowie stoją w gotowości aby oddać życie w obronie ich ziem.
Członkowie Klanów Imperialu są pewni iż tylko silni przetrwają, a dzięki podbojom dowiodą swojej siły.
Enigmatyczni pracownicy Cybertroniku wiedzą iż powszechna nienawiść jest skupiona na nich i wszyscy pragną ich zagłady. Aby tego dokonać ich wrogowie muszą najpierw pokonać cybernetycznie ulepszonych obrońców.

Ponad wszystkimi korporacjami stoi Bractwo – duchowi strażnicy ludzkości. Głową Bractwa jest Kardynał, najbardziej potężny człowiek w historii, istota ogromnej siły duchowej, moralnej oraz świeckiej. Służą mu miliardy. Misjonarze szerzą jego słowo. Inkwizytorzy polują na jego heretyckich wrogów. Mistycy władają dziwnymi mocami zwanymi Sztuką. Liczni fanatyczni żołnierze są gotowi umrzeć na jego rozkaz. Wiara w Kardynała jest ostatnim pozostałym spoiwem jakie łączy ludzkość razem. Przedstawiciele niemal każdej korporacji (z godnym uwagi wyjątkiem Cybertroniku) regularnie uczęszczają na msze w gigantycznych katedrach, na których ścianach wyryte są prawdy Kronik.
Członkowie każdej korporacji wsłuchują się w przesłania o nadziei i odkupieniu. Oni wszyscy potrzebują czegoś w co można wierzyć w tych mrocznych czasach.

Ci, którzy służą Mrocznym Apostołom są wrogami całej ludzkości. Niezliczone hordy Legionu Ciemności wznoszą Cytadele wewnątrz zamieszkałych przez ludzi światów. Armie nieumarłych wojowników powiększają się wraz z każdą wygraną bitwą. Rzesze Heretyków infiltrują każdy zakątek ludzkiego społeczeństwa by szerzyć posłannictwo zepsucia, rebelii, jątrzyć konflikty między Megakorporacjami, szerzyć nieufność i nienawiść wśród ludzkości.

***


Luna. Pierwsze siedlisko ludzkie założone po opuszczeniu toksycznej Ziemi. Największe miasto kiedykolwiek zbudowane. Rozciąga się na dużej powierzchni Księżyca, a nawet wgryza się głęboko pod jego powierzchnię. Luna, niegdyś widmowa kula nad naszymi głowami, teraz nasz dom.
Ludzkie światy są rządzone ze Starożytnych Osiedli śródmieścia poprzez oświecone Bractwo i knujące między sobą Korporacje. Poza Starożytnymi Osiedlami rozciągają się Przedmieścia. Miasto rozrosło się dziesięciokrotnie ponad powierzchnię jakiegokolwiek innego ludzkiego miasta w układzie słonecznym. Nadal rozrasta się niczym rak.
Luna jest domem milionów (około 800 milionów mieszkańców). Zamieszkują ją przedstawiciele każdego odłamu społeczeństwa jaki istnieje. Wszystkie korporacje i wszystkie czołowe wolne przedsiębiorstwa mają tutaj swoje kwatery. Ilość urzędników, agentów, managerów i biznesmenów jest ogromna, a wszyscy oni potrzebują ludzi, którzy muszą im usługiwać. Sektor usług jest jeszcze większy. Nie ma większego problemu aby żyć z dnia na dzień. Problemy zaczynają się kiedy zaczynasz robić bałagan.

Nie jest dobrze być na celowniku Korporacji.

***

Dzień 8 czwartego miesiąca roku

Dystrykt Capitolu, dzielnica Southside


Odgłos drzwi wejściowych uderzających o ścianę. Szamotanina na korytarzu. Po chwili kopnięte drzwi do biura otwierają się z hukiem.
Komendant Malcolm Sinclair i sierżant Carl Ramsey wprowadzili podejrzanego.
- Mam prawa! Zaskarżę was! – odgrażał się aresztowany
Na te słowa Carl kopnął go pod kolano, a Sinclair rozpłaszczył go na wolnym biurku zaraz koło drzwi.
Komendant nachylił się i wysyczał.
- Na tym posterunku ja stanowię prawo. Jak dalej będziesz stawiał opór to złamię Ci drugą rękę i w raporcie napiszę, że wpadłeś w amok i próbowałeś się uwolnić z kajdanek – to chyba zadziałało, bo pojmany przestał się wyrywać. Sinclair rozejrzał się po biurze.

Do Komendanta Malcolma Sinclair wszyscy zwracali się per “Szefie”. Miał on swoje wyobrażenie o pilnowaniu prawa. Nie był złym człowiekiem, ale uważał, że procedury nie mogą przeszkadzać w robieniu tego co słuszne, a to co jest słuszne najlepiej wiedział właśnie on.
Komendanta nie można było pomylić z nikim innym. Był rosłym facetem dobrze po czterdziestce. Włosy które już jakiś czas nie widziały fryzjera nosił zaczesane do tyłu. Najczęściej ubierał się tak jak dzisiaj, czyli w spodnie od garnituru, białą koszulę z rozpiętym ostatnim guzikiem, lekko poluzowany krawat, ale trzy elementy nigdy się nie zmieniały. Jego ukochany długi szary płaszcz oraz buty ze skóry jakiegoś gada z Wenus, a na akcje zawsze zabierał czarne skórzane rękawiczki samochodowe z otworami na kostkach.
- Carl zaprowadź go do doktorka, niech go opatrzy, a potem prościutko do pokoju przesłuchań.
Sierżant Ramsey skinął głową, poderwał aresztowanego zaczął wyprowadzać go na korytarz.
Carl Ramsey był prostym sierżantem. Można wręcz powiedzieć prostakiem, ale za to bardzo skutecznym. Podobno pracował razem z Komendantem od zawsze. Był nieco młodszy od komendanta. Można go nazwać typem osiłka o kwadratowej szczęce. Blondyn z krótkimi włosami. Wolał ubierać się wygodnie. Nie wyglądał na osobę z która miało się ochotę pogadać o problemach w barze. Generalnie nie miało się ochoty z nim gadać.

- Panno Lewis! Proszę znaleźć akta sprawy i przekazać Inspektor Corday.
Amy Lewis miała stopień konstabla, ale Komendant nigdy go nie używał w stosunku do niej. Była inteligenta, ale bardzo młoda. Bliżej jej było dwudziestki niż trzydziestki. Może przez to niedoceniana. Może też przez to, że była cicha i nie miała silnego charakteru. Orzechowe włosy spadały falami na jej ramiona. Była sympatyczna. Ubierała się gustownie zachowując “dress code” policjantki.

- Inspektorze! Jak Pani skończy to zapraszam do mnie - Komendant rzucił w kierunku Corday.

Inspektor Irya Corday pracowała tutaj nieco ponad tydzień. Została przeniesiona z prostej przyczyny. Był potrzebny przynajmniej jeden Inspektor na posterunku, a poprzedni stracił życie w czasie akcji. Do dzisiaj nie dowiedziała się co wtedy dokładnie zaszło.
Komendant odprowadził wzrokiem Carla i pojmanego, a potem skierował się do swojego biura.
Trzasnęły oszklone drzwi.
Sierżant Cooper podniósł się za swoim biurkiem, miał widocznie sprawę do Komendanta.
Przez żaluzje widać było jak Sinclair sięga do biurka po szklankę i butelkę Whiskey.
Cooper widząc to opadł na miejsce. To nie był dobry moment.
Komendant nalał sobie i wyszedł na balkon.
Dennis Cooper był równie młody jak Amy Lewis. Mówi się, że Komendant zgarnął go z ulicy i ustawił do pionu. Chłopak był Szefowi oddany i cholernie dobrze umiał wyczuć jego humory. Ciemne włosy zawsze przystrzyżone. Zawsze ogolony. Do tego garnitur. Wizualnie stanowił kontrast z Sinclairem.

Amy podeszła do biurka Inspektor Corday. Z przepraszającym uśmiechem położyła akta na jej biurku. Zatrzymała się może na sekundę, po czym lekko potrząsnęła, jakby do siebie głową, szybko odwróciła się i wróciła do swojego biurka.
Ku zaskoczeniu Pani Inspektor w aktach było niewiele. Raport zawierał wiele pustych pól.
Pojmany nazywa się Mark Hill. Zamieszkały w ich dzielnicy. Dealer. Był ewidentnie płotką. Akta zawierały kilka zdjęć będących dowodami jego działalności. Jedno z nich było zakreślone czerwonym flamastrem. Zdjęcie przedstawiało Marka Hilla przepuszczającego w drzwiach do jednej z kamienic dobrze zbudowanego człowieka. Ubrany po cywilu, ale posturą przypominał wojskowego.
czerwonym flamastrem ktoś zakreślił jego głowę oraz dopisał “Eric Anderson?”.
Akta nie zawierały nic więcej.
 

Ostatnio edytowane przez Raga : 29-08-2018 o 16:25. Powód: nagłówek
Raga jest offline