Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2017, 14:48   #1
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
[Wampir] Zła Baśń - część pierwsza


Płock w istocie jawił się oazą. Nie tylko dla tego, że wolny był od zarazy, wszak i sąsiadujące z księstwem Królestwo Polskie, w większości ocalone było od pomoru. Dzięki mądrej polityce księcia Bolesława, Mazowsze nie było też narażone na agresję ze strony Polski czy Krzyżaków. Te wszystkie czynniki były ważne, jednak dla bohaterów tej opowieści, było coś równie istotnego: Do grodu u podnóża Tumskiego Wzgórza nie rościł sobie bowiem praw żaden nieumarły pan. Nie było więc teoretycznie nikogo, kto mógłby ich z miasta wygnać.

Oczywiście baśń nie mogłaby być zła, gdyby wszystko w niej toczyło się po myśli bohaterów: Cały czas wiał wiatr, a jak było powszechnie wiadomo, to nie co innego jak morowe powietrze było przyczyną zarazy. To, że ludzie w Płocku nie chorowali dzisiejszej nocy, nie gwarantowało że nie zaczną nocy jutrzejszej.
Książe Bolesław był lennikiem króla Czech, jednak będąc między krzyżackim młotem a polskim kowadłem, nigdy nie można było być pewnym przyszłości. Do tego dochodzili jeszcze pruscy i litewscy poganie, których rajdy nękały od czasu do czasu ziemię mazowiecką. Bolesław odbywał właśnie wyprawę przeciw litwinom a władzę nad stołecznym płockiem powierzył w ręce wojewody Dadźboga. Dadźbóg skupiał się zaś na sprawach całego księstwa, co sprawiało, że Płockiem targała rywalizacja między biskupem Klemensem, a burmistrzem Łukaszem. Biskup chciał przenieść cały handel z rynku miejskiego na rynek kanoniczny.

Co zaś tyczy się spokrewnionych, owszem, żaden wiekowy wampir nie rościł sobie praw do domeny płockiej z racji zasiedzenia, co nie oznacza, że w mieście wampirów brakło.
Bohaterów tej baśni było bowiem aż dziewięcioro!
Zjawili się mniej więcej w podobnym czasie, toteż nikt nie mógł nawet zgrywać przed innymi tubylca.
Brat Gabriel przybył do miasta korzystając z zaproszenia samego biskupa. Klemens chciał zjednać sobie stronników w mieście wspierając miejscowy szpital. Dzięki temu Gabriel nie tylko zyskał patrona ale i leże w szpitalnym budynku. Problemem było jednak to, że z tych samych powodów natychmiast stał się osobą rozpoznawalną i znienawidzoną przez burmistrza.


Olena za gotowiznę zdołała wynająć stare drewniane domostwo, należące do Igora kupca solnego. Igor przeniósł się do Królestwa Polskiego i nie zamierzał powracać prędko, jeśli wcale, do Płocka. Już pierwszej nocy w nowym domu, Olenę spotkała przykra niespodzianka. Jakieś bydle wyssało na śmierć nie tylko jej sługę ale i konia! chamstwo i bezczelność swołoczy, jaka szukała schronienia w stołecznym grodzie Mazowsza, była trudna do opisania. Olena pozostała więc na głowie z dwupiętrowym domem nie posiadając nikogo kto mógłby się nim zająć w czasie dnia. Tylko patrzeć aż ktoś zainteresuje się “opuszczoną” starą posesją.


Rigo nie tylko dzieliła z Oleną klan, nie tylko dziada (zarówno ojciec Rigo jak i ojciec Oleny zostali spokrewnieni przez Kosczecsyku) nie tylko miasto Płock, ale i los: drugiej nocy w mieście, wampirzyca znalazła Vlesiego zagryzionego w sieni domu za bożnicą, który wynajęła od żydowskiego kupca Arona. Rigo wolała nawet nie myśleć o tym jak wytłumaczy ojcu śmierć sługi. Wolała też nie myśleć jak to odczuje, bo o ile nie mogła być pewna co powie na swoje wytłumaczenie, mogła być całkowicie pewna tego, że ojciec obdarzy ją bólem.


Ziemowit kupił dom przy biskupiej rezydencji. Czasy zmieniały się, miasta lokowano w pobliżu starych grodów ale wypełniał je obcy żywioł. Wampir z niezadowoleniem zauważył, że po zmierzchu w Płocku pozostawało nie za dużo rdzennych mieszkańców Mazowsza, czy nawet ludzi którzy w domu mówili by słowiańską mową. Oczywiście byli przedstawiciele możnowładztwa, kupcy, posłowie, duchowieństwo czy drużyna, ale te cele były zwyczajnie mniej bezpieczne.


Orientalny wygląd mongoła sprawiał, że ludzie patrzyli za nim podejrzliwie gdziekolwiek by się nie udał. Georgowi bynajmniej nie przeszkadzało to, że ludzie się go bali, jednak rozumiał, że poganin w każdej awanturze będzie w chrześcijańskim mieście skazany na porażkę. Wiedzieli to żydzi i kupcy litewscy, a Georg nawet nie był kupcem. Egzotyczny najmita musiał pozostawać w ukryciu lub szybko coś wymyślić, zanim na jego głowę spadną prawdziwe kłopoty.


Cigogne zjawił się w grodzie trzy noce temu. W tym czasie jego schronieniem była jedna z krypt przy kościele Świętego Michała. Obcując z duchami wampir szybko zrozumiał, że w mieście rezyduje potężny czarownik. Wszystko wskazywało na to, że jest nim miejscowy rabin - Baltazar.


Czwarta noc w Płocku przywitała Jana niemiłą niespodzianką. Dimitara nie było w pokoju, jaki dzielili w karczmie “U Marcina”. Wampir wyszedł poszukać i porozmawiać sobie ze swoim ghulem, który w jego mniemaniu zapewne dupczył jakąś dziewkę. Prawda niestety była inna. Dimitar znajdował się na cmentarzu za miastem i był martwy. Według karczmarza, mężczyznę widziano ostatnim razem żywego z jakąś kobietą. Później znaleziono go bladego i bez ducha na Piekarskiej. Bramę zamykano po zmroku więc wampir miał bardzo mało czasu jeśli chciał sprawdzić ciało i wrócić na noc do miasta.


Fleur do tej pory miała ograniczone kontakty z innymi wampirami, dlatego bycie zamkniętym z tyloma w jednym mieście było dla niej zupełnie nowym przeżyciem. Nie wiedziała czego może się po nich spodziewać, rozumiała jednak, że bez jakiejś hierarchii robi się straszny tłok do michy…
Fleur trzymała się swoich sprawdzonych metod i diety, Płock był jednak jednym z tych praworządnych miast gdzie burdel był jeden i płacił podatki do miejskiej kasy. Wszelkie kurestwo na boku kończyło się w dybach i goleniem głowy. Bałaganem, jak to było w zwyczaju zarządzał kat - Mistrz Kuba. Kuba był słusznej postury kosmatym mężczyzną o ponurej aparycji. Do niedawna jego żoną była była kurwa, jednak umarła rok temu przy porodzie wraz z dzieckiem. Ksiądz nie pozwolił pochować jej na cmentarzu razem z nieochrzczoną córką, toteż Kuba zakopał je w lesie. Jednak niektórzy mawiali iż zatrzymał ciała w domu. Od tego czasu przynajmniej jedna dziewczyna z burdelu próbowała zdobyć serce szefa.
Nigdy jej później nie widziano...


Na Erebosie nic nie robiło wrażenia. No może jedynie górnolotne nazewnictwo barbarzyńców które coś co jeszcze niedawno było lasem, nazywali miastem, wyłożony drewnem rów szumnie określali ulicą a umiejętność powtórzenia z pamięci modlitwy po łacinie, edukacją.
Erebos był w mieście już niemal tydzień ale zwyczajnie nie chciało mu się myśleć o takich małostkowych rzeczach jak stałe leże, to powinni przygotować jego wyznawcy! Wampir sypiał więc tam gdzie się wprosił, rozglądając się raczej za godnymi go “kapłankami”. Miejscowe dziwki nie robiły na nim specjalnego wrażenia i w duchu cieszył się, że megalomania barbarzyńców nie nakazała im nazywać je “córami Koryntu”.
Tutejsze “kurwy” pasowało znacznie lepiej.
Jedyny powód, dla którego wampir postanowił zmusić się do jakiejś aktywności był tłok. Gości zrobiło się nagle za dużo i Erebos zaczął zwyczajnie obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Trzeba było coś zrobić.




Noc pierwsza

1) ratusz
2) kościół św Bartłomieja
3) kościół i szpital św Ducha
4) synagoga
5) kościół św Trójcy
6) kościół św Michała
7) Spichlerz
8) brama Wyszygrodzka
9) brama Bielska
10) Brama Dobrzyńska
11) posiadłość biskupa
12) zamek książęcy
13) katedra
14) burdel
15) dom kata



Było już po połowie października. Niemal codziennie padał deszcz, czasem śnieg z deszczem. Ludzie marzli a wyłożone drewnem ulice miasta tonęły w nieczystościach. Dopiero co zaszło słońce ale świat nie pogrąży się w nocnych ciemnościach jeszcze przez jakąś godzinę. Wtedy też bramy miejskie zostaną zamknięte i nikt nie wyjdzie ani nie wejdzie do miasta aż do świtu.

Los chciał, że wszyscy bohaterowie opowieści znajdowali się akurat w okolicy ulicy Żydowskiej. Było to miejsce gdzie najłatwiej można było coś upolować i każdy z nowo przybyłych do miasta wampirów zaglądał tam przynajmniej raz w ciągu tych kilku nocy jakie spędził dotąd w Płocku. Ulicę wciąż przemierzało jakieś kilkadziesiąt osób, głównie żydów, gdy od strony bramy Bielskiej rozległy się krzyki.
- Jezusie Nazarejski, Chryste, Matko Boska!! - krzyczały męskie głosy po polsku, co rodziło podejrzenie iż byli to sami strażnicy.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 04-06-2017 o 22:56. Powód: indent
Amon jest offline