Semen podkręcił wąsa. Obwieszony był bronią niczym bliźniak strażników mijanych po drodze. A może i bardziej. Jedną szablę przy boku miał, a druga zza ramienia wyglądała komu by tu czerep rozwalić. Przy worze za plecak robiącym miał jeszcze wielgachny topór i nie mniejszy łuk. Poprawił baranią czapę i wystąpił lekko, ale z barki nie schodząc. Wiarę w swoją elokwencję pokładał sporą, ale w docenienie rozumnej propozycji przez łachudrów z kuszami już niespecjalnie. Tedy stał ot, tak by ukryć się za burtą, jak rozmowy się skończą. Albo któryś z pożal się boże kamratów zaszarżować się zdecyduje. Czy to orężnie czy też werbalnie. Nie miał czasu na stanie i robienie wrażenia czekając na zmiłowanie. - Charaszo gaspadin. Mnie zwą Semen Paczenko, z kresów pochodzę. Szablą robię nieźle, a i toporem jebnąć potrafię. Roboty szukam, bo ta szuja zdziera strasznie za przewóz. Zapłacicie to i owemu Ragnarowi łeb upitole. Powiedz swemu panu, że może oszczędzić życie swoich ludzi najmując przyjezdnych. |