Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2017, 23:22   #114
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lasciate ogni speranza...Z pewnością taki napis widniał na wejściem, a powodem tego, że Jack w tym momencie go nie widział, był prosty fakt - znajdował się po nieodpowiedniej stronie progu. Niestety, z niezależnych od niego powodów nie mógł tego sprawdzić.
Powody, a było ich kilka, a co gorsza były nie tylko rzeczowe, ale i - nie da się ukryć - bardzo, bardzo ciężkie. Conan Barbarzyńca zapewne rozerwałby okowy, albo wyrwałby łańcuchy ze ściany, ale Jack nie był tym książkowym bohaterem. Nie był również filmowym odtwórcą tegóż bohatera. Ba... nie był.nawet Dave'm, który (chociaż myślał mięśniami), z tymi kajdanami też by sobie nie poradził.
W książkach bohater wyciągnąłby wytrych z obcasa... problem jednak na tym polegał, że nie dość, że Jack butów nie posiadał, to jeszcze kajdany nie posiadały takiego drobiazgu jak dziurka od klucza. A czy można było liczyć na to, że ktoś przemyci w chlebie piłkę albo pilnik do metalu? Kto niby? Kto mógłby wiedzieć, gdzie przebywa w tej chwili Jack? Oczywiście prócz tych, co go tu wpakowali?

Przez moment Jack przypatrywał się porośniętej tu i ówdzie mchem ścianie, zastanawiając się, ilu przed nim nieszczęśników trafiło do tego ponurego miejsca, tudzież za co... i próbując wypatrzyć jakieś ślady ich pobytu. W każdej książce, jaką przeczytał, więźniowie ryli w ścianach swe inicjały lub stawiali kreski, odliczając dni, miesiące i lata.
Po chwili jednak wrócił myślą do kajdan.
Jak go w nie zakuto? Nawet jeśli przywlekli go tu w kajdanach, to jakoś trzeba było przełożyć łańcuch przez to wbite w ścianę kółko. Jak? Zaciągnęli tu kowala, czy zaprzęgli magię do roboty?
Jednak zmysły Jacka były za mało czułe, by wykryć jakiekolwiek ślady magii.
Na dodatek ich rozmiar i jakość zdały mu się zdecydowanie przesadzone. Nie da się ukryć, że wystarczyłyby okowy na ręce - cała reszta była zbędna. Ktoś był bardzo złośliwy, nad wyraz skrupulatny, albo też (co zdało się mało prawdopodobne) Jack tak dał komuś popalić (w przenośni, oczywiście), że uznano go za nad wyraz niebezpiecznego osobnika i zastosowano odpowiednie środki ostrożności. Aby się uwolnić trzeba było wyrwać łańcuch ze ściany, wyważyć drzwi, a potem, ze spętanymi rękami i nogami, odszukać jakiegoś kowala i skłonić go do rozwalenia tego paskudztwa.

Czy mógł liczyć na pomoc z zewnątrz? Barb? Nela? Dan? Któraś z obudzonych? Tamci byli bardzo daleko, zapewne bardzo daleko, a wiadomości z pomocą telepatii Jack jakoś wysyłać nie potrafił. Podobnie jak i nie potrafił zamienić się w mysz czy w chomika. Tym z pewnością nie przeszkadzałyby kajdany, a może i znalazłaby się jakaś mysia dziura, w której można by przeczekać zamieszanie, albo i uciec gdzie pieprz rośnie. No ale on, zamiast zająć się transformacją, zainteresował się magią ognia, która teraz zdała się psu na budę. Bo co niby miałby zrobić z płomyczkiem mogącym zapalić świeczkę?
Porządna kula ognia zamieniłaby w garstką popiołu drzwi, wysłałaby na tamten świat strażnika, gdyby ten zechciał odwiedzić ten skromny przybytek... i na tym by się wszystko skończyło. Znaczy próba ucieczki. Bo jak wyjść, ciągnąć za sobą kamienną ścianę?
Spojrzał na miejsce, gdzie pierścień wbity był w ścianę. Diabelstwo powinno być zżarte przez wilgoć. Powinno, ale nie było. Ani pierścień, ani kajdany nie lśniły nowością, ale niestety - rdzy na nich nie było ani na lekarstwo.
Trup Bellamy'ego sczerniały i suchy,
wisi pod Kingston, aż brzęczą łańcuchy.
Słowa szanty przewinęły się nagle przez pamięć Jacka. Tak miałby skończyć? W kajdanach? Czekać na śmierć, a potem go stąd wyniosą? Tyle tylko, że raczej nie suchy, bo wilgoci w tej norze było aż nadto. Tyle tylko, że nawet gdyby co chwila polewał ten łańcuch wodą, to i tak efektów by się nie doczekał.

Przysunął się do ściany i brzegiem okowów wydrapał w kamieniu pionową kreskę. Pierwszą z ilu? Wyrzezanie swego imienia pozostawił na później. I to bynajmniej nie dlatego, że uważał, że nie należy niszczyć zabytków, ryjąc na ścianach swe inicjały. I może jeszcze datę.
Usiadł na podłodze, nie zważając na to, że może dostać wilka.
Skojarzenia...
Uśmiechnął się krzywo, po czym skupił się i strzelił palcami, chcąc spróbować przywołać ogień. I udało się, na dodatek znacznie lepiej, niż się tego Jack spodziewał. Płomień wcale nie był malutki. Był całkiem okazały i pozwolił Jackowi obejrzeć całe pomieszczenie, razem z mysią norą, znajdującą się w rogu celi.
Zgasił płomień niemal natychmiast, przestraszony myślą, że światło można dojrzeć i na korytarzu. Jeśli ktoś obserwuje cele, to zaraz przylezie by sprawdzić, co się stało.
Zamienił się w słuch, lecz żaden dźwięk nie dotarł do jego uszu. Miał więc czas by się zastanowić, co spotkało poprzedniego lokatora, po którym pozostały na podłodze nie do końca zmyte ślady krwi. Przegryzł sobie żyły, czy strażnik go zatłukł na śmierć? Jedno i drugie było mało optymistyczne...

Ponownie wrócił myślą do krępujących go okowów. Czy gdyby został wilkiem, to zdołałby się wyzwolić? Ręce... Nie ręce. Łapy. To z pewnością by się udało. W końcu inny kształt, inna wielkość. Ale łeb?
A nawet gdyby się udało, to co dalej? Czekać na wizytę strażnika jako wilk, czy spróbować ponownie zamienić się w człowieka i potraktować ogniem pierwszą osobę, która stanie w drzwiach?
Tylko jak, na demony, zamienić się w wilka? Powiedzieć sobie 'chcę!' i koniec? Skupić się i w myślach ujrzeć siebie jako wilka? Nigdy dotąd nie próbował i nie miał pojęcia, jak to zrobić. Do tej pory nie marzył o takiej zamianie - wprost przeciwnie - każda komórka jego ciała wołała głośno 'NIE!' na samą myśl o przekształceniu się w zwierzę, nawet takie wspaniałe.
Zgrzytnął zębami, a potem zamknął oczy i zaczął sobie wyobrażać, jak zamienia się w przedstawiciela Canis lupus.
 
Kerm jest offline