Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2017, 15:43   #9
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/69/27/f9/6927f9f9cb209b9a8a27dddabb20f26f.jpg[/MEDIA]

- Oooooooh girls! They wanna have fuuuun!
Był rok 2016, jednak pokój Kimberly Hart często bywał swoistym wehikułem czasu do lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Szczególnie w takie wieczory, jak ten poprzedzający dzień wycieczki, kiedy to rodzice siedemnastolatki mieli dyżur w szpitalu i ta mogła słuchać ulubionych utworów na cały regulator i wydurniać się ile wlezie.
Jedną z takich piosenek była oczywiście ta autorstwa Cyndi Lauper, której Kimberly wesoło pomagała w wokalu, skacząc po swoim łóżku z suszarką udającą mikrofon. Czasami też stawała przed dużym, stojącym lustrem, śpiewając i wyginając się w rytm piosenki do swojego odbicia. Była dziewczyną średniego wzrostu, bardzo szczupłą i niezbyt hojnie obdarzoną przez naturę - miała oczywiście z tego powodu kompleksy, szczególnie kiedy porównywała się do swojej przyjaciółki Claire. Gdyby nie wzrost, to pewnie nadawałaby się na modelkę - gdyby w ogóle chciała. Miała za to bardzo ładną buzię o dziewczęcych rysach i nienagannej cerze oraz duże, niebieskie oczy. Swoje niedoskonałości, w postaci mało obfitego biustu, zawsze starała się jakoś starannie ukryć, oczywiście ku uciesze jej konserwatywnego ojca, który bardzo rzadko miał cokolwiek przeciwko temu, co na siebie zakładała jego córka. Tak więc nigdy nie nosiła bluzek z dekoltem, bo i chwalić nie miała się czym. Kusych spódniczek też nie zakładała, chociaż nogi miała wystarczająco długie i ładne - wiedziała jednak, że ojciec nigdy nie pozwoliłby jej tak wyjść z domu. Czasami miała wrażenie, że najchętniej widziałby ją opakowaną jak zakonnica.
Kiedy jednak rodziców nie było w domu, a w nią wstępował diabeł lat osiemdziesiątych, szalała po swoim pokoju w rytm tanecznej muzyki, udając że jest samą Cyndi Lauper czy Madonną.
W końcu jednak klapnęła na łóżko, oddychając ciężko po szalonych tańcach i wplotła palce obu dłoni w swoje długie, brązowe i lekko falujące włosy, przymykając na moment powieki. Odsapnęła chwilę, po czym przekręciła się na bok i sięgnęła po telefon leżący na szafce stojącej tuż obok łóżka.
W pierwszej kolejności wystukała wiadomość tekstową do Claire Lockhart, swojej przyjaciółki. Nie wiedziała jak to się stało, że się zaprzyjaźniły, ani tym bardziej kiedy to się stało. Po prostu pewnego dnia zaczęły ze sobą rozmawiać trochę więcej i okazało się, że całkiem dobrze się ze sobą dogadują i od tego czasu trzymały się razem.

Czy to dziwne, że już nie mogę się doczekać jutra? Kocham swoich rodziców, ale sama wiesz, że czasami… No dobra! Często przesadzają! Szczególnie mój ojciec. Dobrze będzie choć na chwilę się stąd wyrwać. Czasami zazdroszczę Connorowi, że miał na tyle odwagi, by uciec stąd na zawsze.

Po chwili namysłu napisała kolejną wiadomość.

Nie wiem kompletnie co mam ze sobą zabrać! Nie to, że chciałabym się jakoś szczególnie podobać komukolwiek, ale sama wiesz… Chyba napiszę do Vesny. Nie zaśpij jutro! No i oczywiście siedzimy razem. Buziaki!

Kimberly wstała z łóżka i podeszła do swojej szafy. Rozsunęła drzwi i wyciągnęła walizkę na kółkach. Potem zaczęła przyglądać się swoim ciuchom i zastanawiać się nad tym, co ze sobą zabrać. Po dłuższej chwili sięgnęła po telefon komórkowy i zadzwoniła do Vesny. Obie dziewczyny miały podobny gust co do ciuchów, poza tym również dobrze się dogadywały. Nie były może najlepszymi przyjaciółkami, ale na pewno Vesna należała do grona tych bliższych znajomych.
- Hej, Ves! Mam problem… Nie wiem kompletnie co ze sobą zabrać! Poza tym potrzebuję twojej pomocy z jeszcze jedną rzeczą. Wiesz, jaki jest mój ojciec. Dlatego musisz przemycić dla mnie przynajmniej jedną parę krótkich, jeansowych szortów, bo inaczej ugotuję sobie nogi w tym, co pozwoliłby mi zabrać.
Kimberly zawsze starała się robić wszystko, by rodzice byli z niej dumni. Dobrze się uczyła, choć nie była kujonką. Po prostu była inteligentną, spostrzegawczą i rozgarniętą dziewczyną, która nie potrzebowała ślęczeć non stop nad książkami. Szczególnie lubiła chemię i biologię. Sama pragnęła w przyszłości zostać chirurgiem, choć czasami zastanawiała się czy nie było to marzenie wpojone jej przez rodziców. Do tego nigdy nie sprawiała problemów w szkole. Była osobą uprzejmą i poukładaną - takie cechy wyniosła z domu. Była jednak też nastolatką, która walczyła z własną pewnością siebie. Chciała dobrze wyglądać i zależało jej na akceptacji rówieśników, dlatego też zamierzała pozwolić sobie na trochę luzu podczas wycieczki - bez względu na zdanie Franka Harta.

Następnego dnia, rankiem, Kimberly dotarła na miejsce zbiórki jako jedna z pierwszych. Miała nietęgą minę, kiedy wychodziła z samochodu swojego ojca. Pożegnała się jednak z nim pocałunkiem w policzek i życzliwym uśmiechem, po czym pociągnęła swoją walizkę na kółkach w stronę stojących już autobusów.
Przywitała się z nauczycielami, wręczając im wypełniony formularz, który wyciągnęła z plecaka. Uśmiechnęła się do każdego z nich, nawet do pani Hoy. Jak każdy uczeń, tak i Kimberly nie bardzo przepadała za tą kobietą, jednak nigdy nie miała z nią większych problemów. Wystarczyło dobrze się uczyć i zawsze być przygotowanym. Coś w niej było jednak takiego, że Kimberly czuła się nieswojo na jej lekcjach. Może po prostu była surowa, ale czasami jej spojrzenie potrafiło zmrozić krew w żyłach, a każde zajęcia były bardzo stresogenne.
- Cześć, Marty - przywitała się z kolegą, który na zbiórkę dotarł jeszcze przed nią. - Nie spodziewałam się, że będziesz tutaj przed czasem. Potrafisz zaskoczyć! - Uśmiechnęła się do niego.
Znali się już jakiś czas. Ich matki były przyjaciółkami za czasów studiów, a Kimbrely pomagała Marty’emu w nauce, do której bardzo rzadko się przykładał. Zawsze jednak starała się jak mogła i z czasem naprawdę zaczęło jej zależeć na tym, by chłopak skończył szkołę. Uczyli się oczywiście w jej domu, w salonie, gdzie ojciec Kim mógł mieć oko na to, co wyprawiają. Uważał bowiem, że Marty nie był najlepszym kandydatem na znajomego dla jego córki - wytatuowany, a do tego z problemami w szkole, czego oczywiście nie omieszkał wypomnieć przy każdej możliwej sytuacji. Często kończyło się to kłótniami córki z ojcem, których Blake był świadkiem.
- Jak twoi rodzice? - spytała, chowając dłonie w kieszenie jeansowej katany. - Albo wiesz co? Nieważne, nie psujmy sobie humorów. W końcu mamy okazję wyrwać się na krótką chwilę z tego naszego małego piekła - powiedziała, wpatrując się w mijający ich samochód Franka Harta, który tylko rzucił nieprzychylnym spojrzeniem na Marty’ego.
Po chwili jej telefon zaświergotał. Spojrzała na wyświetlacz i westchnęła ciężko, kiedy zauważyła, że to wiadomość od jej ojca.
Jakiś czas później zaczęli zjawiać się pozostali uczniowie, w tym Claire, do której Kimberly pomachała już z daleka. Nie minęło wiele czasu, zanim wszyscy zaczęli powoli dzielić się na grupki. Kimberly stała razem z dziewczynami, z którymi zazwyczaj się trzymała i w ich towarzystwie też usiadła w autobusie. Obok siebie miała oczywiście Claire, a na siedzeniach przed siedziały Vesna i Samantha.

Droga do ośrodka minęła całkiem sprawnie. Kimberly opowiedziała dziewczynom o tym, jak ciężko było jej przekonać ojca, by zgodził się na tę wycieczkę. Na początku był kategorycznie przeciwko, twierdząc, że na pewno będą tam pić mnóstwo alkoholu, zażywać narkotyki i uprawiać seks i to bez zabezpieczeń! Potem, kiedy poprosiła panią Marshall, by skontaktowała się z jej rodzicami, Frank nieco się uspokoił, chociaż do ostatniej chwili wstrzymywał się z decyzją.
Oczywiście nie obyło się bez mnóstwa wykładów o młodych dziewczynach zachodzących w ciążę, o skutkach zażywania narkotyków, palenia papierosów, alkoholu, o chorobach wenerycznych i wszystkim tym, o czym mógł opowiedzieć ordynator miejscowego szpitala.
- I oczywiście dzisiaj rano, przed wyjściem, koniecznie musiał przeczesać moją walizkę. Jakby mi wcale nie ufał i uważał, że zapakowałam same wyzywające ciuchy. Jeszcze jakbym miała się czym chwalić… - Kimberly westchnęła i przewróciła oczami, ciężko opierając się o oparcie fotela. - I oczywiście przez całą drogę powtarzał mi, co może mnie spotkać, jeśli będę się zadawać z niewłaściwymi ludźmi. Czyli w jego języku - jakimkolwiek chłopakiem. Boże! Jak to dobrze, że dane mi będzie od tego wszystkiego odpocząć. Marzę już, żeby udać się do college’u.

Na miejscu Kimberly zajęła pokój razem z Claire. W tym samym domku znalazły się jeszcze Vesna, Samantha i Lindsay. Z tą ostatnią Kimberly miała najmniej wspólnego. Po prostu ze sobą nie rozmawiały, kiedy nie musiały. Hart nie miała nic przeciwko niej, ale też nie uważała jej za materiał na koleżankę. Niewiele sobą reprezentowała, prócz tego, że chyba każdy chłopak w szkole za każdym razem wiódł za nią wzrokiem.
- Zapowiada się ciekawie… - mruknęła pod nosem, taszcząc za sobą walizkę.
Lindsay była poza tym dziewczyną Kenny’ego, sąsiada Kimberly, z którym przyjaźniła się w dzieciństwie. Dużo razem się wtedy bawili - czy to na sąsiedzkich grillach, czy biegając po okolicznych lasach i wspinając się na drzewa. Z biegiem lat przyjaźń zamieniła się w zwykłą znajomość. Kimberly nadal lubiła Larkinsa, czasami starała się pomóc mu w nauce, poza tym wiedziała, że zawsze mogła liczyć na jego pomoc. Przyjaciółmi jednak już nie byli, zostawiając tę relację jedynie w miłych wspomnieniach beztroskiego dzieciństwa i zabaw w poszukiwaczy przygód.
W pokoju Kimberly jako druga skorzystała z łazienki, którą wcześniej okupowała Claire. Hart wykorzystała ten czas na dobór nowego stroju. Po w miarę sprawnym odświeżeniu się, poprawieniu lekkiego makijażu i rozczesaniu włosów, spojrzała na swoje odbicie.
Miała na sobie luźną białą koszulkę obciętą tak, by odsłaniała płaski brzuch i jasne jeansy z podwiniętymi do kostek nogawkami. Na stopy wsunęła białe tenisówki i spryskała się jeszcze kwiatowym perfumem.
- Okej, jestem gotowa! - oznajmiła przyjaciółce, kiedy wyszła z łazienki i wcisnęła kosmetyczkę wraz ze szczotką do włosów do plecaka. Przewiązała się jeszcze w pasie jeansową kataną i wyszła na zewnątrz.

Porozmawiała chwilę z Deanem i Claire, po czym ruszyli wspólnie do miejsca zbiórki.
- Chłopcy na pewno zamierzają urządzić dzisiaj imprezę - stwierdziła, spoglądając w stronę domków przeznaczonych dla chłopaków, do którego wrócił się van der Veen.
Nie wiedziała sama czy chciałaby wziąć w tym udział. Mimo tego, że rodzice nie mieli na nią teraz żadnego wpływu, to nie czułaby się komfortowo robiąc wszystko to, przed czym próbowali ją wcześniej ustrzec - a przynajmniej ojciec. Matka Kimberly wyznawała trochę inne zasady i w zupełności ufała swojej córce - wiedziała, że ta ma własny rozum i dobrze wie, co jest dla niej dobre.
Kimberly westchnęła, a w oddali mignęły jej sylwetki Deana i Jerry’ego. Holender pomachał w ich stronę. Odmachała, po czym odwróciła wzrok i skupiła się na rozmowie z przyjaciółkami oraz tym, by nie zostać ponownie zaatakowaną przez Claire i jej spray przeciw owadom. Choć była jej jednak za ten atak wdzięczna, bo swojego środka na owady zapomniała wyciągnąć z walizki.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 17-06-2017 o 05:28.
Pan Elf jest offline