Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2017, 01:09   #94
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację

Słowa Rity i Pauliny zmroziły i tak już chłodną atmosferę. Gdy rozpoczynali tę przedziwną przygodę, parę tygodni temu w Londynie, nie przypuszczali, że zdobycie fragmentu przeklętego posągu wywoła taki smutek i niepokój w ich sercach.
Złowieszczy, płócienny worek nadal spoczywał na stole i kuł w oczy niczym ostry cierń.
W salonie zapadła nieprzyjemna cisza. W przeciągu zaledwie kilku dni ich zwarta i liczna grupa, wykruszyła się i stawała się coraz, coraz mniejsza.
Została ich już tylko czwórka, a decyzja jaka właśnie zapadła pieczętowała kolejny podział.
- Spotkamy się na miejscu - zapewniała panna Carter, ale w ich sercach gościł dziwny niepokój i strach, że nie nastąpi to tak szybko, jakby tego sobie życzyli.

Uznawszy naradę za skończoną Rita pożegnała się i ruszyła do swojego pokoju. Zaraz po niej salon opuściła Paulina.
Eleonor spojrzała smutnymi oczami na Franza, jakby czekając na słowa pocieszenia. Te jednak nie padły. Von Meran podszedł do stołu i zacisnął płócienny worek z przeklętą zawartością. Zarzucił go na ramię i ruszył w kierunku drzwi.
- Dobranoc Eleonor - rzekł odwracając się w progu.


Rita Carter, Pauline MacMoor
Pociąg został podstawiony zgodnie z rozkładem. Rita i Paulina pożegnawszy się z przyjaciółmi same wyjechał na dworzec. Od tej chwili mogły liczyć tylko na siebie. Uprzejmy dżentelmen, nie czekając na pojawienie się kogoś z obsługi Orient Expressu, sam wniósł bagaże pań do środka.
- Malcolm Sutherland, do usług pięknych pań - rzekł uchylając szarmancko kapelusza - Gdybym był jeszcze potrzebny, będę tuż obok. Proszę się nie krępować.
Mężczyzna ukłonił się i odszedł do swojego przedziału.

Wystarczył jeden uśmiech przystojnego mężczyzny, by Rita i Paulina, choć na chwilę zapomniały o kłopotach i dręczących ich lękach. Obie zajęły się wypakowywanie najpotrzebniejszych rzeczy. Czekała ich kilkugodzinna podróż, więc niezbędne drobiazgi dobrze mieć pod ręką.

Po ogarnięciu bagażu i małej toalecie, obie panie były gotowe, aby coś zjeść. Pociąg opuścił już Paryż i sunął teraz przez pokryte topniejącym śniegiem wiejskie wzgórza. Dzięki najnowszym wynalazkom w przedziałach, jak i na korytarzach panowała ciepła i przyjemna atmosfera. Szalejący na zewnątrz wiatr w ogóle nie był tutaj odczuwalny.

Wagon restauracyjny był wypełniony niemal po brzegi. Większość pasażerów podobnie, jak Rota i Paulina postanowiła właśnie teraz zjeść kolację.
- Bardzo mi przykro szanowne panie - rzekł z zawodową uprzejmością kierownik sali - Wygląda jednak na to, że na tę chwilę mam komplet miejsc. Mogę zaoferować, albo posiłek serwowany do przedziału, albo skorzystanie z naszej salonki.
- Wydaję mi się, że nie będzie to konieczne - odezwał się ktoś za plecami pań. Obie odwróciły się i ujrzały szeroko uśmiechniętego Malcolma Sutherlanda. - Jeśli uczynią mi panię tę przyjemność i nie odmówią wspólnej kolacji, to sprawę braku stolików będziemy mieli załatwioną.
Kierownik sali spojrzał na obie panie i gdy uzyskał ich milczącą zgodę, poprowadził całą trójkę do stolika w głębi wagonu.
- Jestem tutaj stałym gościem - wyjaśnił sir Malcolm, gdy zajęli już wskazane miejsce - Dlatego też mogę liczyć tutaj na pewne przywileje. Polecam pieczone przepiórki - dodał widząc, że obie panie sięgają po kartę dań.

Kolejne dwie godziny minęły w niezwykle przyjemnej i błogiej atmosferze. Sir Malcolm Sutherland okazał się nie tylko niezwykle przystojnym i wpływowym dżentelmenem, ale także świetnym towarzyszem i rozmówcą.
Rozmowa z nim niezwykle odprężyła Ritę i Paulinę. Kilka kolejnych kieliszków wybornego Bordeaux zrobiło jednak swoje. Rozleniwione i senne pożegnały się ze swoim gospodarzem i ruszyły do swego przedziału.

Uprzejmy pracownik Orient Express pomógł im rozłożyć łóżko. Po czym życzył panią dobrej nocy i zamknął drzwi przedziału.


Franz Von Meran, Eleonor Howard
Drobne płatki śniegu spadały leniwie na plac naprzeciwko monumentalne katedry Notre-Dame. Mimo kiepskiej pogody pomiędzy przechodniami krążyli chłopcy z gazetami. Z pierwszych stron nie schodziły informacje o wydarzeniach w zagłębiu Rurhy. Tytuły ciągle ostrzegały przed mogącą lada chwila wybuchnąć wojnie.
Eleonor i Franz siedzieli przy filiżance gorącej kawy w “Tulipe Rouge” Miejsce tuż przy oknie zapewniało im doskonały widok na katedrę i plac rozciągający się przed nią. Dzięki temu zyskiwali nieznaczną przewagę nad Bennettem z którym mieli się lada moment spotkań.
Franz upił łyka aromatycznej kawy, po czym spojrzał na zegarek

Była za pięć czwarta, jednak nie to go zaniepokoiło. Ku swemu zdziwieniu spostrzegł, że gdy wyciągnął zegarek z kieszeni i otworzył jego kopertę poczuł nieprzyjemne mrowienie. Dreszcz przeszedł od samego ramienia, aż po koniuszki palców. Przez sekundę, czy dwie miał uczucie, jakby ktoś przytwierdził mu go tułowia całkowicie obcą rękę.
Na szczęście nieprzyjemne uczucie minęło równie szybko, jak się pojawiło.
- Czy coś się stało? - zapytała zaniepokojona Eleonor widząc bladą minę przyjaciela.
- Nie, wszystko w porządku - skłamał bez wahania Franz - Nasz przyjaciel powinien się tutaj zaraz zjawić.

Tak też się stało. Kilku minut później drzwi kawiarenki otworzyły się i stanął w nich Allan Bennett. Jak na niego ubrany był w bardzo klasyczny strój. Jedynie czarny fular z wyszytymi czerwonymi pentagramami stanowił przełamanie schematu.
- Witajcie moi kochani - rzekł przysiadając się do stolika - Cieszę się niezmiernie, że zechcieliście przyjąć moje zaproszenie. Kawy poproszę, moja droga - rzekł do zbliżającej się właśnie kelnerki - Musimy sobie szczerze porozmawiać. Mimo, że mróz nadal trzyma wszystkie ptaszyny w Paryżu śpiewają o waszym znalezisku. Śmiem twierdzić, że władze Republiki nie pozwolą na bezprawne wywiezienie tak cennego znaleziska ze swojego terytorium. Nie uważacie?
Zakończył z szyderczym uśmieszkiem.




Rita Carter, Pauline MacMoor
Obudził je dziwny drażniący zapach. Wdzierał się w nozdrza niczym podstępny wąż i powodował grymas obrzydzenia na twarzy.
Owiał je zimny i lepki wiatr. Rita i Paulina stały pośrodku wąskiej uliczki, która wybrukowana była dużymi okrągłymi kamieniami. U ich stóp snuła się gęsta, szara mgła. Po obu stronach uliczki wznosiły się dziwnie przekrzywione domy. Zdawać się mogło, że wszystkie one runą zaraz z ogromnym hukiem.
Nic takiego jednak się nie stało.

Na czarnym bezchmurnym niebie wisiał zakrzywiony srebrzysty sierp księżyca. Jego trupio-blady blask rozświetlał uliczkę. Tuż pod nogami Rity coś przebiegło. Dygnęła przerażona i wtuliła się w stojącą obok Paulinę.
- Nie bój się - szepnęła panna MacMoor - To tylko kot. Spójrz.
Dłonią wskazała ścianę pobliskiego budynku. Wzdłuż niej jeden za drugim maszerowały niczym karne wojsko koty wszelakich maści. Bure, rude i te całkiem czarne. Wychudzone dachowce i kroczące dumnie tłuste persy. Piękne i hipnotyzujące swym futrem, niebieskie koty rosyjskie i budzące grozę bezwłose Sfinksy. Wszystkie one szły gęsiego w jednym kierunku.
Do miejsca skąd dochodził krzyk skrzypiącego niczym stare drzwi mężczyzny.
- Senny Ekspress! Senny Ekspress!
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline