Z Cormyru do Doliny Lodowego Wichru jest daleko, ale nigdzie nie jest wystarczająco daleko gdy ucieka się przed kłopotami. A że kłopoty imały się Tajgi jak kundla kleszcze to i przemierzenie połowy świata nie było dla niej niczym niezwykłym. Rzecz jasna w połowie drogi bardka zapomniała już o co chodziło, nie przeszkodziło jej to jednak dołączać się do kolejnych karawan brnących coraz dalej w północną dzicz. W końcu nie na darmo Żelaźni Bliźniacy dali jej cynk o robocie w górach. Zważywszy na odległość to chyba przez kamienie przekazywali sobie wieści, ale co tam! Ważne, że robota była dobrze płatna. A że niebezpieczna? Phi, jakiś frajer zawsze się znajdzie. No i w Podmroku była mniejsza szansa na spotkanie takich świątków przydrożnych jak ostatnio. Choć kto wie...
Tajga przybyła do Doliny nieco wcześniej niż do krasnoludzkiej siedziby, kręcąc się po tych jej dziesięciu - pożalcie się bogowie - mieścinach i słuchając plotek o Twierdzy i jej kłopotach. Co prawda ludzie więcej mieli do powiedzenia o Kopcu Kelvina, Battlehammerach i drowie Drizzdzie (o którym plotki krążyły już chyba nawet w Tethyrze), ale dla Tajgi nie był to czas stracony. Żądni wieści z wielkiego świata i nowych twarzy (a raczej nowych tyłków i cycków) rybacy i drwale pozwolili Tajdze odkuć się nieco za koszta podróży, toteż do Kamiennej Przyłbicy bardka dotarła na czas, z pełnym brzuchem i w całkiem dobrym humorze.
Humor szybko prysnął gdy okazało się, że brodacze ani myślą wpuszczać do twierdzy "byle kogo" i trzeba poczekać aż zbierze się więcej awanturniczej hałastry. Nie żeby w magicznym płaszczu chłód szczególnie jej dokuczał, ale stopy jednak marzły; do tego wiatr zupełnie potargał jej włosy. I co, miała niby warować w przybudówce jak byle ciura?! Niedoczekanie!
Tajga wzięła się pod boki by urządzić krasnoludom taką awanturę przy której nawet gniew kapłanek Lolth wydać by się mógł dziecięcym marudzeniem, gdy z wywołanej północnym wiatrem kurzawy wyłoniła się dwójka.. nie, trójka wędrowców. A potem jeszcze ktoś... Tajga nie zwróciła już na to uwagi obdarzając nowoprzybyłych czarującym uśmiechem. Dwóch wojowników dobrze wróżyło wyprawie - i jej samej - a magus w Podmroku zawsze się przyda. Jaszczurę jakoś zniesie; lepsze to niż te śmierdzące druidzkie brytany.
W ostatniej chwili przez bramy wpadła elfka. Z obycia nieco przypominała Tajdze Irisviel.
Jeśli okaże się podobna charakterem to impreza nieźle się zapowiada, uśmiechnęła się w myślach bardka. Efce zaś posłała porozumiewawczy uśmiech mówiący "my kobiety powinnyśmy trzymać się razem". Nie było to zresztą dalekie od prawdy; Tajga wiedziała, że taka ilość testosteronu będzie wymagała twardej ręki w miękkie rękawiczce. Drużyna zapowiadała się niczym w dowcipie:
W karczmie siedzi krasnolud, ork i elf...
Po powitaniu dowódcy twierdzy Tajga z lubością skorzystała z oferowanych przez krasnoludy - dość spartańskich jak na jej gust - wygód, od kąpieli poczynając. Wiadomo, w Podmroku wanny nie uświadczysz. Brodacze musieli być na prawdę zdesperowani, skoro bandę przybłędów traktowali tak po królewsku. Ale to i dobrze, wykorzysta się ich desperację do cna! Dziewczyna zanurzyła się po szyję w wodzie i zachichotała.
Jakby się, durnie, więcej gzili a mniej pracowali to miałby kto dla nich walczyć. A tak to sobie rębajłów z zewnątrz sprowadzać muszą...
Po dokonaniu ablucji Tajga uczesała się i wystroiła odpowiednio do okazji, choć po krasnoludzkiej uczcie nie spodziewała się więcej niż pijatyki i bijatyki. Klasę należało jednak zachować w każdych okolicznościach! Bez przesady oczywiście; nie przybyła tu przecież w wiadomym celu! Zdecydowała się więc na prostą suknię, brak ozdób i luźno upięte włosy. Oceniła efekt w lustrze i - udając, że wcale nie jest jej zimno - podążyła korytarzem wskazanym przez jednego z brodaczy.
W sali ze skromnym uśmiechem przyjęła atencję ze strony maga i zajęła wskazane jej miejsce. Ku jej miłemu zaskoczeniu Panrill okazał się paplą; do tego bezczelnym paplą, który od razu przeszedł do negocjacji. Dość topornych, ale zawsze. Nie sądziła jednak by dowódca się obraził - krasnoludom wyraźnie zależało na czasie. Tajga również miała na oku kilka przedmiotów, które przydałyby się pod ziemią, a na które nie starczyło jej już złota. Póki co jednak sięgnęła po kielich z winem i pozwoliła magusowi mówić.