" Pięć dób..." - pomyślał Patrick, siedząc na jednej ze skał. Tyle właśnie minęło od kiedy ostatni raz odwiedził kopalnię, w której pracował już dobre dziesięć lat. Szczerze mówiąc to wcale mu jej nie brakowało.
Już od dawna miał dosyć stukotu kilofów i perspektywy zawalenia się stropu wprost na jego głowę. Gorsi od tego byli dla niego nadzorcy doglądający pracy. Zawsze wszystkiego było dla nich za mało, a praca zawsze szła za wolno, nawet gdy wszyscy wyciskali z siebie siódme poty. Najgorsze były jednak te marne grosze, które ledwo starczały na chleb i miskę kaszy. Patrick zawsze spluwał z pogardą na ziemię, gdy orientował się że, nie może sobie pozwolić na kolejny kufelek piwa. Takich sytuacji nie cierpiał.
Nie tęsknił również zbytnio za swoim bratem - Bertholdem. Ich pożegnanie nie było zbyt ciepłe. Prawdę powiedziawszy nie było tam widać ani krzty braterskiej miłości. Zamiast tego, prawie zaczęli okładać się pięściami kiedy ten usłyszał o "lekkomyślnym" planie Patricka. Całe szczeście był już spory kawałek od niego i jego zrzędzenia.
Stojąc na krawędzi skarpy, mężczyzna głośno westchnął, wciągając mroźne lecz świeże, zimowe powietrze i wpatrując się w majaczące na horyzoncie złote dachy. Pogładził dłonią swój wiszący na plecach kilof i uśmiechnął się nieznacznie. Jakże chciałby pewnego dnia zedrzeć całe to złoto i wypchać nim swoje kieszenie. Starczyłoby mu go do końca życia. Ba, starczyłoby go również dla jego dzieci i ich dzieci. Na razie, musiał jednak o tym zapomnieć. Nie Kislev był celem jego wędrówki.
Był nim Wolfenburg - miasto w którym zatrzymywały się na postój karawany przemierzające Góry Środkowe. Wędrówki przez góry były niebezpieczne, szczególnie jeśli nie było się tutejszym i przewoziło znaczną ilość dóbr. W tutejszych pieczarach często kryły się szajki bandytów lub miały swoje leża stwory których raczej nikt nie chciałby spotkać. Poza tym, pogoda w tym miejscu była bardzo kapryśna, a nie było nic gorszego niż posuwanie się przez góry w czasie deszczu, kiedy jeden nieostrożny krok mógł się okazać tym ostatnim. Właśnie dlatego Patrick zwęszył w tym doskonałą okazję na zarobek. Zanim się jednak do niego dorwie, będzie musiał przemierzyć Las Cieni, miejsce o którym ludzie nie wyrażali się zbyt dobrze. Była to jednak jego życiowa szansa, warta podjęcia każdego ryzyka.
Od samego początku gdy wkroczył w te knieje miał złe przeczucia. Teraz jednak wszystkie one się sprawdziły. Znalazł się sam wśród poczerniałych drzew o rozłożystych koronach, które prawie całkowicie zakrywały niebo. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że zostało tylko kilka godzin do zmroku. Nie chciał nawet myśleć co może żyć w tym lesie i polować nocami, dlatego uznał że najrozsądniejszym będzie albo szybkie odnalezienie drogi, albo znalezienie miejsca w którym mógłby przeczekać noc. Nie chcąc się jednak tak szybko poddawać, parł naprzód, wyglądając po drodze jakichkolwiek śladów ludzi. |