Darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. Koń, którego Lennart prowadził za uzdę, do datowanych raczej nie należał, chyba że traktowano by go jako dar od losu.
Lennart nazwał go Drzazga. Poprzedni właściciel nie zdążył przekazać imienia aktualnemu, a koniowi było najwyraźniej to obojętne, bo po kilku jabłkach i marchewkach gniadosz zaczął się przyjaźnie odnosić do Lennarta i reagować na nowe imię.
Lennart, nie da się ukryć, nie misł nic przeciwko spoglądaniu na świat z wysokości siodła, teraz jednak szedł wraz z innymi, nie zważając na kurz, pokrywający bynajmniej nie jeździeckie buty.
***
Fortenhaf przywitało ich radosną atmosferą przygotowań do zbliżającego się święta. I gdyby nie niepokój o zdrowie krasnoluda, Lennart z przyjemnością dołączyłby do powszechnej radości.
- Dowiem się o jakiegoś medyka - powiedział. - Może w garnizonie będą coś wiedzieć. |