Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2017, 16:14   #3
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Zimno. Jedna z domen Auril oraz nieodłączny element północy Faerunu. Jedna z tych rzeczy, których większość chce unikać wszelkimi sposobami. Jedni zakładają kilka warstw grubego odzienia oraz skór. Inni osiedlają się w miejscach, gdzie nie muszą się tym martwić, a jeszcze innych ochrania magia. Przez jednych wykorzystywana za pośrednictwem znajomości Sztuki, Drugim zaś ofiarowana w darze za oddanie siłom wyższym kształtującym wygląd świata. To właśnie do tych cieszących się boską przychylnością należał przemierzający dolinę jeździec. Niezwykły w tych stronach tak samo jak jego wierzchowiec. Niewielu bowiem tego wzrostu zapuszczało się w te rejony, a wśród nich jeszcze mniejsza liczba dosiadała psa wierzchowego. Potężnie zbudowany ogar o długiej czarnej sierści oraz okazałą grzywą pokrytą szronem. Ten zdawał się zupełnie nie wpływać na pewne ruchy wierzchowca oraz jego jeźdźca. Oboje ufali sobie nawzajem. Sam jeździec opatulony był w płaszcz o odcieniu brązu spięty pod brodą srebrną broszą o kształcie małej tarczy z wyrytym nań pojedynczym powykręcanym symbolem. Na głowie spoczywał kaptur skrywający oblicze i chroniący przed wiatrem.

Od czasu do czasu nad zalegającym śniegiem górowały samotne drzewa pokryte igliwiem. Z pozoru słabe, lecz dzielnie opierające się mroźnym podmuchom i pewnie trzymające się niepewnego gruntu. Kolejne życie w tej pustawej krainie. Co bardziej wprawne oko dostrzegłoby, iż teren wokół zmienił się. Stał się odrobinę łagodniejszy, śniegu zalegało troszeczkę mniej, a góry poczęły karleć, tracić ostrość, nabywać obłych form. Wreszcie i niewprawne oko jeźdźca również to dostrzegło, a także coś innego. Oto bowiem dolina poczęła się rozszerzać, zwalniać swój uścisk pokrytych śniegiem ścian. Przepuściła go.
Oczom wędrowca i niosącego go psa ukazała się wioska. Otoczona ostrokołem, niewielka, ale nadal wioska. Zapewne obecny cel podróży. Niewielka dłoń zamknięta w rękawicy z cienkiej skórki posmyrała kompana za uchem, poklepała, a w zamian cztery łapy poczęły znów przedzierać się przez śnieg z równą łatwością jak wcześniej. W zaledwie chwilę znaleźli się u bram przy której to panowała jakieś poruszenie. Na wieży obserwacyjnej powiewała zielona flaga. Zapewne znak o przybyciu nieznajomych o nieagresywnych zamiarach.

Na miejscu dostrzegł grupkę dzieci, która żywo obserwowała psa siedzącego na drzewie... Psa? Ano psa, który jak kot siedział na gałęzi. W tej samej chwili przypomniała mu się pewna pogłoska jakoby gdzieś na południu Faerunu niektórzy hodowali psy potrafiące wspinać się po drzewach. Czyżby więc ktoś z tamtych stron przybył w te niegościnne rejony? Nie było to wykluczone. Dopiero po chwili zorientował się, że to teraz on był w centrum zainteresowania, gdyż jego wierzchowiec burknął na podchodzącego za blisko chłopca. Nie jednego, i to nie tylko chłopców, gdyż cała zgraja podrostków go osaczyła. Kilkoma ruchami ręki uspokoił Pamina* dając mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Dopiero teraz mógł dostrzec dziewczynę o ciemnej skórze stojącej przy saniach, a która to była jeszcze chwilę temu osaczona jak on teraz. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mu się w oczy oprócz koloru skóry był symbol wiszący na jej szyi. Wschodzące słońce. Symbol Lathandera, Pana Poranka, patronującego światłu oraz nowym początkom, a także życiu. Zwłaszcza nowo narodzonemu.

Niemniej już po samym wieku stwierdził, że najpewniej nie jest sama, to też powiódł wzrokiem nad głowami dzieci. Dostrzegł opancerzonego męża z wygrawerowanym identycznym jak u dziewczyny symbolem Lathandera. Skłonił się tejże, po czym ostrożnie przebił się przez dzieciarnię i podjechał do dzierżącego świetlistą halabardę męża. Ściągnął z głowy kaptur ukazując brunatną czuprynę i takież same okazałe bokobrody. Nie najmłodszą już twarz zdobił mu uprzejmy uśmiech oraz żywe szare oczy.
Miło mi poznać jednego z oddanych Panu Poranka. Dolon, medyk, uzdrowiciel oraz pokorny sługa Urogalana – ukłonił się, przywitał
i przedstawił. Chyba tylko ślepy nie zauważyłby na jego szyi symbolu Tego, Który Musi Istnieć, Pana Ziemi. – Jak rozumiem dziewczyna przy saniach jest z Tobą i przybywacie z powodu ogłoszenia jak mniemam?


*Pamin – w niziołczym "nagrobek".
 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 09-07-2017 o 16:17.
Zormar jest offline