Ile byli na tej Arce, 10 minut? I już się zesrało...
-
"Violet, tu Walter. Słyszysz mnie? Wyssało nas w próżnię. Nie wracajcie do nas bez użycia butów magnetycznych i lin. Spróbujemy wrócić jak się tylko da." - Odezwał się przez komunikator Rivera.
Pięknie, po prostu pięknie. Reszta załogi już tak namieszała, iż znaleźli się poza Arką(!) urządzając sobie nieprzewidziany spacerek w próżni. Należało im pomóc jak najszybciej, w końcu jeszcze znajdą się za daleko i stracą w mroku kosmosu, a potem to już dupa zimna.
-
Trzymajcie się, już do was idziemy! - Odpowiedziała Glynn, po czym spojrzała na Dogmę i Cotisa -
Dobra, to robimy tak... ~
Cała trójka stanęła przed zamkniętymi drzwiami, przykotwiczyli się linami na wyciągarkach, i uruchomili swoje buty magnetyczne. W końcu otworzyli owe drzwi, no i się zaczęło. Uciekające powietrze, wysysane na zewnątrz statku, gwałtowny spadek ciśnienia, straszny wicher, syk... Violet zaparła się dodatkowo na lekko ugiętych nogach, własnym ciałem, a właściwie to plecami, napierając na pozostałą dwójkę towarzyszy, by Ci mieli nieco lżej, i tak nimi nie miotało, czy i zassało w kierunku owego cholernego szybu windy. Na niewiele w sumie się to zdało, było ciężko, trwało długo, a oni właśnie nie mieli czasu... minuta czy dwie sporego chaosu i nadwyrężania ciała, kilka nowych siniaków.
W końcu, gdy i w kolejnym pomieszczeniu zapanowała próżnia, tak szybko, na ile pozwalały buty magnetyczne, ruszyli do wind. Tam z kolei V kazała pozostałym ją "zabezpieczać", sama zaś po raz kolejny za pomocą (dla bezpieczeństwa dwóch) wyciągarek i lin, opuściła się w dół szybu, spoglądając w czerń kosmosu.
-
Jestem w szybie windy! Czekamy na was! Dacie radę wrócić?! - Wisiała tam tak samotnie, z walącym sercem w piersi, wypatrując towarzyszy, gotowa pochwycić czyjąś dłoń. Oby dali radę...
.