Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2017, 18:37   #15
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Svein kierował się do lecznicy nie niepokojony przez nikogo. Minął go strażnik miejski, który jeszcze niedawno rozganiał tłum pałką. Ktoś mało nie kopnął/przydeptał jego psa, który odskoczył z piskiem. W pobliżu kapliczki jakiś drobny kupiec rozłożył się z swym straganem.
- Talizman! Relikwie! Kupujcie: ropuszy kamień, uchroni od choroby! Żółwi kamień odegna uroki! Królicze łapy! Amulety! Niedźwiedzi pazur!
Chwilę później dotarłeś do lecznicy. Nim wszedłeś do środka podsłuchałeś rozmowę grupki zaaferowanych kobiet. Zdaje się, że młoda akolita udzieliła komuś pobieżnej pomocy, a teraz nakazała go zabrać wozu i wnieść do środka. Dostrzegł również, że za chwilę może dojść do kolejnego wypadku. Rosły mężczyzna, ubrany w długie czarne szaty niczym sługa Morra, stoi zamyślony na środku drogi kompletnie ignorując nadjeżdżający zza jego pleców wóz.


Gospodarz spojrzał z lekkim przestrachem w oczach gdy szlachcic mu przerwał.
- Oczywiście, wybaczcie omyłkę Panie, nie wiedziałem, że na usługach magistrów macie. Wybaczcie i wy Mistrzu.
Wydaje się wam, że karczmarz bardziej obawia się gniewu szlachcica, gdyż wzmianka o kolegium spowodował jedynie tyle, iż mężczyzna jeszcze niższej schylał głowę przed Oskarem.
- Każę przygotować co trzeba. Ta izba po kupcach dwa łoża ma.

Zasiedli do okrągłego stołu. Mimo iż blat był dość czysty gospodarz nerwowo wycierał go ścierką wyjętą zza pasa. Słowa maga o zgodzie na stajnię przyjął z wyraźną ulgą.
- Już podaję, służę.
Mężczyzną gestem ręki przywołał służkę.
- Prędko przynieś naszym wielmożnym gościom pięć pucharów i butelkę wina.
Dziewczyna skinęła tylko głową i pośpiesznie udała się po zamówienie.
- Co do drugiej izby Szlachetny Panie, do wieczora na pewno się jakaś zwolni, któryś z gości odstąpi Wam pokój, zajmiemy się tym osobiście. Zaraz przyniosę węgorza i raki, zapewniam Was Panie, że wyjdziecie stąd syci i zadowoleni. Ale zapewne łaskawy Pan będzie miał czym zapłacić za siebie i swe sługi.
Ostatnie zdanie karczmarz wypowiedział z pewną dozą ostrożności w głosie. W tym momencie krępa, niestara dziewucha przyniosła wino i puchary.

Mężczyźni dalej blokowali żołnierzowi wejście do garnizonu.
- Był medyk jeden, więcej chlał niż leczył, to się w końcu utopił w rzece. Z miesiąc temu go wyłowili. Jak pomocy potrzebujcie to idźcie do akolitki Shallyi, pani Erna będzie zapewne w przytułku. Albo po mieście szukajcie, zapewne jakiś golibroda rozstawił się ze straganem.
Gdy wspomniałeś o kapitanie strażnicy popatrzyli po sobie. Chwilę się wahali, ale w końcu jeden z nich machnął Le ręką.
- Zejdźcie z konia i chodźcie za mną.
Garnizon to trzy drewniane budynki z których jeden wygląda na stajnię, drugi jest zapewne budynkiem mieszkalnym, zatem prawdopodobnie był zbrojownią. Plac pomiędzy budynkami był pusty, na ziemi było jednak widać ślady po długich, monotonnych biegach wokół niego.
- Przywiążcie konia do słupka.
Strażnik odczekał chwilę, następnie skierował się ku stajni. Wrota były uchylone co by wpuścić do środka trochę światła i powietrza. Gdy weszliście do środka, posiwiały mężczyzna w kolczudze i mieczem przy pasie przerwał rozmowę z jednym ze strażników. Odwrócił swoją surową twarz w Waszą stronę.
- Panie sierżancie! Niejaki Lennart Schatz z prośbą o spotkanie.
Strażnik zameldował krótko. A dowódca tutejszej straży zrobił krok w waszą stronę.
- Dziękuję, odmaszerować.

W tym czasie Lenart zdążył się trochę rozejrzeć. Jedynie w dwóch boksach stały konie, w pozostałych upchnięci byli brudni i umorusani chłopi. Byli apatyczni, nie odzywali się do siebie. Stali bądź siedzieli praktycznie bez ruchu. Gdy jednak padło imię żołnierza jeden z nich zwrócił na nie uwagę. Mimo panującego półmroku Lenart miał wrażenie, że już go gdzieś spotkał. On chyba też Cię rozpoznał. Krzyknął krótko
- Panie pamiętacie mnie?! broniliśmy razem wioski.



Erich pozostał w stajni wraz z nieprzytomnym krasnoludem i pachołkiem. Chłopak wykonywał z dużym entuzjazmem wszelkie polecenia rycerza. Gdy khazad znalazł się już bezpiecznie na klepisku. Zajął się koniem sprawdził kopyta, wyszczotkował. Pamiętał nawet, aby rozetrzeć konia w miejscach gdzie było siodło i popręg. Czas mijał, a żaden z towarzyszy nie wrócił po Ericha von Kursta.


 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline