Szarpnięte wędzidło werżnęło się boleśnie w wargę, aż srokaty koń zarżał i zatrzepotał głową. Ktoś krzyknął, woźnica zaklął, koń się szarpał. Szczęśliwie powóz nie zdążył nabrać prędkości po tym, jak ktoś zaczepił pół ślepego woźnicę, więc Roel zdążył skulić głowę w ramionach osiąść nisko na nogach i rzucić się w bok wpadając na kobietę niosącą kosz wypełnionym jabłkami. Starając się w jakiś sposób zaasekurować uderzenie niemal wyrwał kosz z jej rąk, na szczęście trzeszczący, wiklinowy pojemnik, który siwiejąca kobieta ledwo niosła oburącz, on mógł objąć jednym ramieniem, a drugim chwycić postronną ofiarę swojego roztargnienia i uchronić ją przed upadkiem.
- Najmocniej przepraszam, zamyśliłem się - Roel nie wiedział, do kogo kierować słowa - do rozsierdzonego woźnicy, który ledwo był w stanie utrzymać język za zębami, gdy dawał upust emocją poprzez agresywne uderzenia lejców, czy do kobiety, która schwytana przez niego już żegnała się z życiem.
Obrażony woźnica, chyba nie oczekiwał przeprosin, więc akolita skupił się na pobladłej kobiecie. Wręczył jej kosz i zaczął zbierać pogubione owoce, lecz gdy skończy ich właścicielki już nie było.
Westchnął bezradnie i z rękoma wypełnionymi czerwonymi jabłkami ruszył w stronę białej kaplicy. Podszedł do rudowłosej kapłanki spoglądając ponad jej głową na zabieranego właśnie nieszczęśnika. Chwila nieuwagi i mógł skończyć, jak on, albo i gorzej.
- Witaj kapłanko - Zwrócił się do kobiety - przybywam z prośbą o pomoc. Mój towarzysz jest ciężko chory, a mi brakuje wiedzy, żeby mu pomóc - gdy ta spojrzała w jego stronę opuścił pokornie głowę - Proszę obdarz go łaską swej Pani - Młody akolita starał się, jak mógł mimo, że z etykietą nie był za pan brat. W pamięci miał nauki Mistrza Willhelma - to znaczy pamiętał, że się tego uczył. Stary człowiek wiele razy powtarzał mu jak należy się zachowywać w kontaktach z przedstawicielami pozostałych kultów i postawionych wyżej w hierarchii. Wiele razy.
Ostatnio edytowane przez Morel : 16-07-2017 o 17:17.
|