- Co się kurwa dzieje? Ano zesrało się, to się dzieje! - Odpowiedziała kapitanowi wyjątkowo elokwentnie Violet - Dogmę, Waltera i Ceskę zassało do szybu windy, i wypadli na zewnątrz statku! Ruszyliśmy na ratunek, ale bałwanów nie ma... chwila, sprawdzę czy się nie szlajają po poszyciu.
Jak V powiedziała, tak też zrobiła, przesuwając się dalej wewnątrz szybu, aż w końcu dotarła do jego końca, po czym wyjrzała poza statek. Nigdzie żadnych świateł, nigdzie ani zarysu humanoidalnych kształtów... albo serio polecieli w cholerę, albo wrócili inną drogą na Arkę? Spróbowała wywołać każdego z "zaginionej" trójki po kolei. Nic.
- Kapitanie, na zewnątrz ich nigdzie nie widać. Nie mogę się też z nimi połączyć. To ten... wleźli na statek inną drogą? No bo jakby sobie fruwali na zewnątrz, to by był kontakt przez komunikatory, nie? Dobra, to my wracamy do środka, i leziemy tam gdzie planowaliśmy.
....
Jak powiedziała, tak też zrobiła, wracając na wyciągarce do pozostałej dwójki załogantów. Nie bardzo wiedząc, co im powiedzieć, postanowiła z kolei skłamać, by czasem choćby taki Cotis nie panikował.
- Na zewnątrz ich nie ma - Odezwała się do Luny i Cotisa - Weszli inną drogą do Arki, chyba się kurde minęliśmy, bo wiecie, pęd powietrza był, to nie umieli tędy na nowo, a zanim się pojawiłam, to wybrali inną drogę...
Gdy w końcu znalazła się obok medyka i "operatorki", spojrzała po ich twarzach, siląc się na uśmiech.
- Będziemy ich wywoływać co 5 minut, pewnie za dużo blachy - Klepnęła w pobliską ścianę, na poparcie swych słów - To co, wracamy do wykonywanego zadania, nie? No to idziemy na te schody...
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |