Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2017, 21:44   #3
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Lało z nieba już drugi tydzień i Jan drżał o księgę, prezent Włodkowy. Owinął mu ją co prawda Agabek w nasmołowane płótno i zarzekał, że i przeprawę przez rzekę zniesie bez szwanku, ale serce i tak go bolało.
Jeszcze mocniej zabolało, gdy się okazało, że rzekę iście pokonac muszą, przez Niemen przeprawić się. I to własnymi siłami, gdyż we wskazanym miejsu nie czekał przewoźnik.
Nie, myślał. To się udać nie może.
Ludzie jego tratewki z trzcin zeszłorocznych powiązali, na nich złozyli kulbaki i swój dobytek i do końskich ogonów przywiązali. W wodę nadzy weszli, płynęli koni się przytrzymując.
- Że też nas sikorki jakie nie widzą – zachwycił się Krzesimir sytuacją całą, nim także w odmęty ruszył, owde rozchlapując zdecydowanymi krokami. On także się rozdział, jeno pas zostawił sobie na nagich biodrach, o kształtne jak kolumny nogi obijał mu się falchion.
- Pójdź – Jan popędził psa, do siebie go uwiązując.
Nurt go rychło, siebie próbował kipieli wyrwać i towarzysza wiernego, choć zwierzę to jeno było. Poszedł wyżeł pod wodę, raz się wynurzył i zapadł się znowu. Jan usłyszał krzyk Hamsy, ale puścił końską grzywę, co ją dotąd w garści ściskał kurczowo. Pozwolił swemu ciału opadać i nieść się z prądem, sznurem do siebie uwiązanym szarpał, by Wąchacza do siebie przyciągnąć, a ten drapał i gryzł, psiajucha, w amoku, nie rozumiejąc, że go ratują.
Hamsa znalazł go na piaszczystym brzegu parę godzin później i dobre dziesięć staji w dół rzeki. Jan własnym zimnym ciałem i krwią psa wycieńczonego ogrzewał. Nie rzekł tego chłopcu, bo i sam pewien nie był... lecz gdy już wyżła chciał puścić, bo ten zwiotczał mu w uścisku, jakieś dłonie objęły go w pasie i pociagnęły szparko ku powierzchni.

Choć mokry i wymęczony, promieniał Jan radością i dumą... aż mu ją zmyły kolejne trzy noce nieustającego deszczu.

Kraj mu się ten, ojczyzna Biruty, jawił dziki a nieprzystępny. Bagien pełen a moczarów, rzek rozlanych szeroko. Puszczą porośniętą drzew pełną co starsze były od niego i serce mu napełniały szacunkiem i bojaźnią. Przeklinał, że z ojcem częściej na łów nie jeździł, bo gdyby z lasami się obył, nie byłby teraz zdany całkowicie na swych ludzi w kraju obcym i niegościnnym.

Przynajmniej przewodnik, co ich miał przez najdziksze knieje powieść do dworzyszcza Jawnuty, sojuszniczki dziadowej, czekał na swym miejscu. Gangrel to był, o brodzie czarnej i gęstej i piersi pokrytej misternymi malunkami, ani chybi tzimiskiej sztuki dziełami. Montwił się przedstawił, a poza tem nie odzywał w wędrówca prawie wcale... aż stanęli na miejscu.

- To tu – oznajmił Montwił, a Jan nie powstrzymał się i oczy kułakiem przetarł. Hamsa zsiadł z konia, stanął w błocie przy lewym Janowym strzemieniu i mrugał intensywnie, jakby mu paproch w ślepko wpadł.

Dworzyszcze z dwóch długich chat się składało darnią krytych, a jedna chałupa chyliła się ku ziemi całkiem jak Krzesimir, gdy się łońskiego roku zachlał w Żywcu nieprzytomnie i Jan go musiał doma dotargać. Druga w stanie była niewiele lepszym, i z tej na powitanie wykuśtykał ku nim jakowyś dziadyga, a po chwili dołączyła do niego starka w wytartej wilczurze i dwóch młodzików.

- Imponująca siedziba – oznajmił Krzesimir w zapadłej ciszy.

 
Asenat jest offline