Stojąc nad zwłokami hobgoblina, Mistvane uderzyła parę razy toporem w tarczę i zawyła.
- Dokąd to, kurwa!? - krzyknęła. - Dopiero zaczynam się rozgrzewać, a wy już umieracie i uciekacie?
Pobiegła parę metrów, ale kiedy okazało się, że zbroja spowalnia ją, żeby dać pościg, zaniechała go. Machnęła ręką i odwróciła się na pięcie.
- Skoro zaatakowali nas we czterech, to myślałam, że chcą nam coś pokazać - powiedziała w stronę swoich towarzyszy. - Szkoda, że się pomyliłam. - tknęła czubkiem topora zwłoki.
Podeszła w stronę krasnoludów, którzy jako jedyni ucierpieli podczas tej walki. Przyjrzała się okiem znachora Hlin i Henkowi, i zacmokała, widząc ranę w udzie Hlin.
- Dostało się w zęby, co nie? - rzekła, podchodząc w stronę Hlin. - Podejdź no tu, no. Szkoda dnia, żeby krwawić. Chciałabym wam przypomnieć, że przed nami długa droga. Śmierć w mojej grupie jest niedopuszczalna. Będę was potrzebować po to, żeby wytoczyć z moich wrogów rzeki krwi.
Zbliżywszy się do siostry Henka, rozpostarła dłonie i zawołała:
- Panie bitew, twój sługa wzywa!
Po czym zbliżyła swoją pokancerowaną od ran dłoń w stronę zranienia, a jej ramię rozbłysło krwawoczerwoną energią, która wpełzała w arterie, leczyła rozcięcia i scalała połamane kości. Bóg wojny nie zawsze był przewidywalny, jednak można było na niego zazwyczaj liczyć, jeśli szło o ulubionych przez niego wojowników. Kobieta wyrzekła jeszcze parę słów, tym razem brzmiących bardziej jak zwierzęce warczenie niż wspólny, po czym zakończyła modlitwę leczącą do swojego boga. Odstąpiwszy od krasnoludki, rzekła:
- Co do ciebie, Henk, będziesz musiał dostać jeszcze parę razy po czerepie, żeby Pan Bitew zwrócił na ciebie swoje oblicze. Twoja siostra przelała dziś więcej krwi od ciebie.
Tarja kopnęła trupa hobgoblina.
- Przeszukajmy te ścierwa, zanim wydamy je na żer krukom. A później ruszajmy czym prędzej. Ściemnia się, trzeba będzie rozbić obóz w jakimś bezpiecznym miejscu.