| - Przysięga pewnie jakaś. Driady czy inne coś co tylko dziewczęta biorą. Zapłacił im pewnie za coś na ten sposób. Jak masz jakiś pomysł mów prędko i zwięźle. Po ich słowach może rozpoznajesz z czym mamy do czynienia. - odpowiedział Jan Chorotce. Ten był spokojny, zbyt spokojny jak na gust Jana. Po czym przemówił do pozostałych.
- Rzeknij Glande jeśli mam krew za ciebie przelewać. Czemu miałeś córkę oddać Lasowi? - zapytał spokojnie zdecydowanym tonem. Emocje które w nim buzowały starał się trzymać na wodzy.
- Obiecała, że synów mi urodzi, jeślić córki oddam - odburknął Dzik odstręczająco, znać, że mu pytanie Jana w słabiznę trafiło. - Jeno że mniej było tych synów niz córek!
Jan pomyślał, że na ilości i podział to się pewnie nie umawiali. Więc Glande dał się zrobić lub miał pecha zwyczajnego.
- Dziwożony nie porywają mężatek - wymamrotał na stronie Chorotka. Tłum wydzierających się na siebie i szczerzących kły wojów onieśmielał go i Jan widział, że przyjaciel o krok jest od tego, by się po cichutku ulotnić.
- Spokojnie Chorotka, bezpiecznyś ze mną zawsze. - miarkował do przyjaciela dłoń mu na ramieniu oparł - Mówiłeś, że dopomóc możesz. Rzeknij jak?
- Zaczarować mogę. W pole wyprowadzić - poddenerwowany Chorotka wił się jak glista, unikając Janowego wzroku - Po pokładzinach dziewka, co według tego człeka słów jest z ich krwi, będzie mężatką. Bliżej jej będzie do śmiertelniczki niże leśnej panny. Winny odstąpić. Mogę, emmm… pomówić z nimi?
- Mścić się nie będą? Wyprowadzim ich w pole, zdobyczym pozbawim. Jest jakiś zwyczaj sposób na pakt czy chociaż rozmowę?
- Reguły obowiązują wszystkich - Chorotka poruszył długimi wąsami - Mężatek brać im nie wolno. Dziewka ze ślubnym zdążyła lec? A to się było pospieszyć. Umowy umowami, ale kto swego nie pilnuje, ten stratny z własnej winy. Pewnikiem dlatego teraz przyszły… o zaślubinach wywiedziały się.
- Oni z kolei - wskazał na wojów głową. W szeptach między nimi - Mogą cię nie posłuchać. Wojowie dumni, tyś dla nich muzykant w dodatku starzec. Nie mądry przyjaciel jak dla mnie. Ja im to rzeknę jeśli pozwolisz? - Jan poczekał na zgodę. Nie chcąc sobie przypisywał słów czy zasług Chorotka bez zgody. Starzec kiwnął głową, tuląc do siebie swoją kobzę, jakby mu tarczą była. Jan wyszedł do przodu.
- Słuchajcie i zaufajcie Diabelskim sztuczkom. Teraz gdy wiem więcej o naturze problemu. Walka wda nas w konflikt to ostateczność marna. Wyrwę uczyni między nami a leśnym ludem nie do wyleczenia. Glande, córa ma mieć pokładziny natychmiast. Dziwożony brać mężatek nie mogą. Odpuszczą twej córce, ułożym się z nimi potem jakoś. Chorotka je oczaruje w pole wyprowadzi da ci czas. Ja z nim pójdę pleców jego pilnować. - Jan był spokojny, bo spokój przybrał niczym maskę. Jego pierwsze emocje minęły. Przemawiał naśladując ojca swego. Tonem nie za głośnym, zdecydowanym choć chłodnym.
- Zaatakują, jak zwąchają, co święci się - Montwił szarpnął brodzisko. - Ale dziewki i tak strzec trza… można i mężatki. Dawaj córę mężowi, Glande, niech drzwi od wewnatrz podeprze belką i bierze co jego, teraz. My wokół chaty ustawim się.
Jan kątem oka dostrzegł, że Chorotka krok po kroczku, rakiem cofa się z kręgu radzących.
- Chorotka miałeś mylić i czarować. Róbmy to zatem, szkoda panny i awantury nam nie trza. Będę tuż przy tobie. - wspierał przyjaciela gdy tego strach ogarniał.
- Dopomogę, dopomogę… jeno żeby to do jaśniepani uszu nie doszło - uzupełnił szeptem. Janka zawsze zdumiewało, jak ktoś tak bojaźliwy mógł wieść trudny i pełen niebezpieczeństw żywot wędrowca, zamiast dzięki swemu talentowi przytulić się przy jakim dworze. - Nie bocz Janku się, ale klan twój wielce ubogi w poczucie humoru…
- Prawda to, to i co się boczyć. Mnie ty humorem zarażasz. Później rzekniesz o co chodzi z tą panią. I co tam słychać na Jawnutowym dworze. Nim zaczniemy prawić o innych niewastach, uratujmy najpierw tę pierwszę. - rzekł Janek ze śmiechem dla rozładowania atmosfery.
- Hm...em… no… tak - zgodził się Chorotka i palcem pokazał.
- O, panna młoda.
Nim Janek zdążył zobaczyć cokolwiek ponad zarys smukłej sylwetki, dziewczyna prowadzona przez liczne towarzyszki zniknęła w głębi jednej z chat. Montwił i Miłek przetoczyli obok się, by każden u innego węgła stanął, wachtę trzymając.
Vlaszego którego Jan trzymał do tej pory za kołnierz należało przed zajściem gdzieś odprawić. Chłopak był podatny na dziwne moce. Jan skinął na Agabka.
- Trzymaj chłopaka. Odpowiadasz za niego - zdzielił Jan w policzek i samego Hamsę. - Słuchaj uważnie, coś dziwnego na ciebie wpływa. Zatkaj uszy i siedź przy Agabku co by się nie działo. Kamir pilnuj ich, poradzę sobie. Dziwożony postronnych raczej nie zaatakują. Na chatę naprą. - Chorotkę trzymał Jan już bez przerwy w zasięgu wzroku. - Ruszajmy, stań tak bym i ich widział. Wolałbym nie stracić Hamsy ratując dziewkę. - rzekł do staruszka. Gdy swoich ludzi zabezpieczył.
- Przez łeb i przywiązać gdzie do słupa - poradził mu wampir od serca. Kobzę przez ramię przewiesił i wyłamał palce pomarszczonych dłoni.
- Rzeknij Janku osiłkom, ażeby pamiętali, że cokolwiek obaczą, to dziewka w środku pod mężem bezpieczna leży. I że… em…. no… nie widzieli niczego.
Gdy przy chacie stanęli Jan faktycznie w wielkim pośpiechu rzekł tu każdemu strażnikowi chaty. Ufał Chorotce jak bratu.
- Młoda panna w domu, wiecie o tym sami. Widzieć zaraz może jednak coś innego, to element fortelu. Ni pary o tym coście zobaczyli. - Jan podejrzewał już teraz, że Choratka był Ravnosem lub znał klanu tego sztuczki. Tzmisce rodu Jawnuty natomiast, surowo zakazali mu za pewnie używania mocy w ich domenie lub szerzej obecności w ich domenie spokrewnionych tej krwi. Ciekawe czy skoro był na ziemiach dawnych Leszego a obecnie Jana. Ten mógł mu zezwolić w wielkiej potrzebie? Co jakby sprawa się wydała? Wolał tego zapewne nie sprawdzać bard, ni.. Jan sam.
Ostatnio edytowane przez Icarius : 23-07-2017 o 13:15.
|