Leo trochę rozczarowany faktem, że zamiast fascynującej warty z okazją do rzeźbienia będzie musiał biegać po krzakach za jakimś niepoprawnym dezerterem, ruszył za Baronem z pewnym ociąganiem. Chwilę później jednak uznał, że brak zaangażowania w rozkazy może się skończyć równie tragicznie co ich niewykonywanie. Zniknął więc nie tylko chwilowy grymas z jego twarzy, ale nawet ospałość z ruchów i myśli.
Przyglądał się z zainteresowaniem pracy tropicieli i starał się sam wywnioskować trasę elfa, ze śladów otoczenia. Dotarłszy do miejsca gdzie dezerter porzucił konia przeglądnął dokładnie jego juki oraz przeszukał miejsce postoju.
Potem zgodnie z rozkazem Barona ustawił się gdzieś w środku szeregu i ruszył ostrożnie z innymi. Zapach lasu zdawał się go uspokajać i był kolejnym krokiem do przywrócenia sprawności jego umysłowi.