Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2017, 00:09   #3
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację

Ziemia dygoce pod stopami nacierającej hordy; fala odzianych w skóry postaci, chaotycznie rozsypanych po zielonej równinie, niczym gwałtowny przypływ podchodzi pod mury miasta. Blanki są puste; strażników zmiotła chmura celnie ciśniętych oszczepów.

Przeborka biegnie zaraz za pierwszą linią; jest wciąż młoda i wypoczęta, ruch przynosi jej niemal erotyczną przyjemność, krew przyjemnie buzuje na myśl o nadchodzącej walce. Dłonie pewnie ściskają kamienny młot, broń o tyle prostą, co skuteczną; to jedna z jej pierwszych rejz, pierwsza okazja by okryć się chwałą i zgarnąć obfite łupy.

Najedźców od bramy dzieli już ostatnie kilkaset metrów; ktoś intonuje bojowy krzyk, kiedy na murach pojawia się jakaś postać. Drobna, niewysoka, ubrana w szerokie szaty, bez widocznej broni w rękach. Unosi dłoń: z jej palców tryska nagle smuga fioletowego światła, obejmująca awangardę szarżujących barbarzyńców. Przez chwilę nic się nie dzieje - wojownicy napierają piersiami na promienie fioletu, systematycznie skracając dystans do bramy... a potem cały pierwszy szereg wyparowuje. Dosłownie.

Przeborka otwiera ze zdumienia szeroko oczy... i usta. Bojowy okrzyk więźnie jej w gardle, nogi instynktownie hamują; na śliskiej trawie jest to jednak trudne i dziewczyna leci naprzód, łapiąc w gardło i nos sporą dawkę duszącego, słonego pyłu, który przed chwilą jeszcze był jej towarzyszami. Zbiera jej się na mdłości; pada na kolana kilkadziesiąt metrów od bramy, kaszląc i wymiotując, byle pozbyć się z płuc i gardła wysuszonych szczątków swoich klanbraci.

Kolejna salwa fioletowego światła przechodzi tuż nad jej pochyloną głową.


***

Potężne uderzenie maczugą zza głowy trafia mężczyznę w pierś; krew tryska mu z ust gwałtowną strugą, przy akompaniamencie trzasku pękających kości; metalowy napierśnik gnie się od ciosu jak papier, ale rycerz jeszcze żyje. Dopiero kolejny cios rozbija mu głowę niczym dojrzały owoc. Wokół dogasa bitwa; Gryfy wyrzynają ostatnich trzymających się na nogach ciężkozbrojnych, otaczając ich dookoła niczym mrówki żuka i tłukąc do momentu, kiedy krew zaczyna lać się spomiędzy łączeń zbroi.

W miejscu, gdzie przed chwilą spadła kula ognia, powietrze parzy; jest tak gorąco, że każdy oddech sprawia ból, a odsłonięta skóra piecze jak wsadzona do pieca. Zatykając nos i usta ręką, by nie czuć swądu spalonych ciał, Przeborka powoli idzie po czarnej, spalonej ziemi, ostrożnie wymijając wciąż palące się kępy trawy i tlące resztki tych, którzy jeszcze niedawno walczyli tu pod znakiem klanu.

Gdzieś tu był jej brat Borzymir, chorąży. Popalone, skręcone w agonii zwłoki stopione są w jedno z zeszkloną ziemią i metalem broni czy pancerza są jednakowe - spieczone mięso twarzy nie pozwala na rozróżnienie indywidualnych rysów. Kobieta trzonkiem maczugi ostrożnie odwraca kolejne zwłoki, szukając czegokolwiek, co pozwoli zidentyfikować jej brata; niektóre trupy wciąż się palą, pryskając wokół skwierczącym tłuszczem i gęstym lepkim dymem.

W końcu znajduje sztandar-totem klanu. W kawałku drewna, które wyrzeźbiono w kształt krzyczącej głowy gryfa, musiała zawarta być jakaś specjalna moc, bo materiał nie spalił się całkiem, tylko osmalił. Rzucający czar mag musiał celować idealnie w ten punkt na polu bitwy - z dźwigającego totem wojownika i towarzyszącego mu skalda nie zostało nic, nawet spalone szczątki. Wszystko pożarł biały ogień, epicentrum wybuchu.


***

Nie wolno otworzyć oczu. Spojrzenie grozi szaleństwem; w uszach Przeborki jeszcze wibruje krzyk jej nieszczęsnego towarzysza, który pognał gdzieś w dół, w głąb tuneli, najpewniej rozbijając sobie głowę o kamienną ścianę. Trzeba walczyć na oślep, na wyczucie, śliskimi od potu i krwi rękami trzymając się pancerza potwora tak, by nie mógł złapać cię szczypcami. Przeborka dyszy, jęczy i krzyczy, wyje z wysiłku i frustracji. I wali, walki kamieniem gdzie popadnie, byle zatłuc, byle przeżyć. Piecze rozorany bok, mięśnie słabną z wysiłku i od długiego głodowania. Ale walczy. Osłabnąć, odpuścić to śmierć - monstrum wykorzysta każdą okazję, by zgnieść nieostrożnego wojownika jak pluskwę.

Nie liczy ciosów, nie liczy sekund; spleciona w uścisku z większym od siebie potworem wije się w morderczym akcie całą wieczność aż w końcu determinacja i ślepa furia przeważa - z obrzydliwie miękkim trzaskiem pancerz umbrowego kolosa pęka, wylewając na Przeborkę tłustą zawartość trzewi potwora. Kobieta pada na kolana, obryzgana lepką mazią, cuchnąca, pijana ze zmęczenia, słabnąca od uciekającej krwi.

Nikt nie pomaga jej wstać; wszyscy posłani z nią w tunele więźniowie są martwi albo uciekli. Przeborka kładzie się na zimnej skale, opierając głowę o pancerz pokonanego giganta. Sufit wiruje jej przed oczami, wydaje jej się, że padają na nią płatki czarnego, rozgrzanego śniegu. Jeśli uda jej się donieść głowę potwora do strażnicy, ma szansę na wyrwanie się z piekła, jakim są podziemne więzienia Sundabaru. Jeśli...

Przewraca się ostatnią resztką sił na brzuch i zaczyna pełznąć w kierunku zbawczego wyjścia.


***

Wszyscy martwi tu są. Wszyscy, których kiedyś zabiła, albo zginęli w jej obecności. A nawet ci, o których dowiedziała się później z czyiś słów, że odeszli do Krainy Wiecznych Łowów. Twarze otaczają ją kręgiem, zwarta masa gęsto utkanych głów. Są tacy, jakich pamiętała w najlepszych chwilach - zdrowi, bez ran i w pełni sił. Stoją i milczą; martwy, cichy tłum, a ona w jego środku.

Pierwsze słowa są jeszcze zbyt ciche, by ktokolwiek mógł je usłyszeć. Ale powtarzane z jednych martwych ust do kolejnych szepty nabierają mocy i doniosłości, jak rozpędzająca się na morzu fala.

Żyje... żyje... żyje...

Głosy otaczają ją, wciskają się w uszy, wwiercają w mózg.

Dołącz do nas... czemu nie ma cię tutaj... czemu nie zginęłaś... dlaczego ja...

Umarli postępują o krok. Potem kolejny, więżąc Przeborkę w klatce stworzonej z napierających ciał. Ich twarze zmieniają się na te, które widziała: roztrzaskane czaszki, wybite zęby, powleczone bielmem oczy, zakrzepła krew i gnilne płyny wyciekające ze zmasakrowanych ciał. Trupie, zimne ręce wyciągają się po kobietę, chcąc ją przytrzymać, przeciągnąć na swoją stronę - w tą ciemność, w która ona sama wysłała tak wielu z tych umarłych. Wojowniczka szarpie się i walczy; zmarłych upiorów jest jednak zbyt wielu, przygniatają ją i szarpią; brakuje jej tchu, jej płuca wypełnia trupi smród, zgnilizna otwartego grobu. Czując, że życie z niej ucieka, że to jej ostatnie chwile, Przeborka krzyczy, krzyczy ile jeszcze sił jej zostało...

...i budzi się nagle, zlana potem.

Wokół jest cicho i spokojnie. Jej senny koszmar pozostał niezauważony; namiot ma trochę z boku karawany, zresztą wszyscy zgromadzili się teraz przy ognisku, gdzie Zenobia opowiada jakąś sprośną historię; kubek gorzałki krąży z rąk do rąk; nad płomieniem obraca się upolowany dziś dzik.

Tej nocy już nie zaśnie.



Phandalin jest... zaskakujące. Przeborka sama nie wiedziała, czego się spodziewać, lecz po tym, jak widziała (zwykle od strony murów, ale wciąż) największe miasta Północy, chyba zdecydowanie przeszacowała wielkość osady. Miasteczko, o którym było głośno nawet w Nesme - naprawdę daleko stąd - miało w sobie więcej ze znanego jej barbarzyńskiego obozu, niż z miejsca, które szczyciło się posiadaniem magicznej kuźni.

Czuła tu jeszcze tą nieuchwytną solidarność ludzi, więzi które wymykały się dokładnemu określeniu, a były łatwo wyczuwalne dla każdego, kto życie spędził w klanie; mieszkańcy - oczywiście prócz nowych przybyszów - byli ze sobą najwyraźniej zżyci i świadomi tego, że potrzebny jest wspólny wysiłek, by całe miasteczko mogło trwać i rozwijać się.

W karczmie Przeborka nie zabawiła długo; raz że nie zamierzała wydawać pieniędzy więcej, niż to konieczne - a pobyt swoje kosztował, dwa że lepiej jednak czuła się gdzieś bliżej natury... a trzy... jakoś nie potrafiła całkiem przemóc się do towarzystwa Zenobii. Stara ladacznica była niewyczerpanym źródłem informacji o tym, jak ludzie żyją w miastach i czego się po nich spodziewać, ale Przeborka nie mogła pozbyć się dziwnego wrażenia, że słuchanie cynicznych rad i celnych obserwacji starszej kobiety ją w jakiś sposób... brudzi? W jej prostym umyśle, po rewelacjach Zenobii, ścierały się dwie odmienne wizje całej tej cy.. cywizylacji czy jakoś tak. Z jednej strony barnarzynka przecież sama miała okazję podziwiać odwagę wojowników, kunszt kowali, obrotność kupców czy geniusz wodzów "tamtej" strony. Z drugiej... jeśli to, czego nauczała markietanka podczas podróży, także miałoby być prawdą, jakim cudem te wszystkie państwa i potęgi istniały i miały się tak dobrze, skoro tak daleko odeszły od moralności i surowych, ale sprawiedliwych zasad życia północnych plemion?

Ta zagadka pozostała dla Przeborki na razie nierozwiązana. Miejski chaos trochę ją męczył, rozbiła więc mały obóz w cieniu okalających wioskę drzew i stamtąd wyprawiała się co rano do miasteczka, by zorientować się dokładnie we wszystkim, co tam się działo. Przewagi mieszkania tutaj przeważały póki co nad wadami i kobieta była prawie przekonana, że chciałaby właśnie tu spróbować szczęścia. Pamiętała jednak - i sama sobie cały czas o tym przypominała - że żadnej "bitwy" nie należy zaczynać bez porządnego planu... a przynajmniej dokładnego rozpoznania pola walki.

Krążyła więc po miasteczku, usiłując zorientować się we wszystkim co ważne - kto był tu kim, na kogo zwracać uwagę, a na jakich ludzi lepiej uważać. Co mają do zaoferowania miejscowi kupcy, jakie miecze kuje lokalny kowal, czy piwo w karczmie czasem za bardzo nie jest rozwodnione, gdzie trzeba teraz najwięcej rąk do pracy i gdzie widać szansę na jakiś większy grosz. Wtykała nos gdzie mogła, korzystając z tego, że kobiecie z jej posturą - i dyndającym na rapciach mieczem wielkości kosy - mało kto zwracał uwagę.

Ale przede wszystkim chłonęła świat wokół siebie - nowe, nigdy nie słyszane języki, zapachy nieznanych potraw, twarze nieludzkich ras, które dotychczas rzadko kiedy spotykała. Inspirujące kształty broni czy ekwipunku noszonego przez niektórych awanturników, niespotykane stopy metali, wspominane tu i ówdzie imiona, nazwy i pojęcia, które nic jej nie mówiły, a niosły ze sobą posmak wielkiego świata.

Cieszyła się chwilą - tym rzadkim w jej życiu momentem, kiedy stare problemy zostały gdzieś daleko na szlaku, a nowe jeszcze nie pojawiły się na horyzoncie... a martwi przestali odwiedzać ją we snach.

Ciekawe, na jak długo?


 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 27-07-2017 o 12:28.
Autumm jest offline