Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2017, 20:35   #6
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Prawdą było to, że synowie Grungniego nie powinni po morzach ganiać niczym stado kundli za suką. Powinni twardo stąpać po stałymlądzie, a najlepiej mieć pod nogami setki metrów litej skały zamiast kilku lichych desek zbitych byle jak gwoździami. Czym innym było patrolowanie Rzeki Krwi wpływającej do Czarnej Zatoki na opancerzonym parostatku, a czym innym to...

Borriddim Dorgundsson niezbyt dobrze znosił tak długą podróż morską, jednak legendarny krasnoludzki upór pozwalał mu zwalczać niewygody związane z nieustającym chlupotaniem fal o poszycie, drżeniem i jękiem pracującego drewna i kołysaniem. Warunki morskiej podróży były po prostu kolejnym powodem do narzekań, a tej przyjemności nie potrafiłby odmówić sobie żaden prawdziwy krasnolud.

Teraz jednak, podobno tuż przed dopłynięciem do celu, zanosiło się na jakąś cholerną burzę, jakby dotąd niewystarczająco mocno rzucało tą nędzną łupiną wykonaną przez człeczych partaczy. Marynarze ganiali jak w ukropie próbując rozwijać, zwijać, opuszczać i podnosić żagle i udając, że robią to w jakiś przemyślany sposób. Umgi niewiele rzeczy potrafili zrobić porządnie... w każdym razie na tyle mało, że Borriddim żadnej nie mógł sobie przypomnieć.

I do tego te przeklęte elfy. Tylko szaleniec mógł wpuścić te drzewolubne paskudy na pokład. Jeśli z ich winy nie potopią się przed zawinięciem do portu, to chyba tylko Valayi można będzie zawdzięczać. Umgi byli tak głupi, że aż trudno było w to uwierzyć. Żeby chociaż pozwolono, aby je powyrzucać za burtę i obstawiać, który szybciej na dno pójdzie. Chociaż nażarte mchem pewnie mogły godzinami dryfować z prądem. Borriddim podzielał niechęć obecnych na pokładzie brodaczy wobec przedstawicieli elfiej rasy, chociaż starał się nie warczeć na nich jak Orrgarr, kiedy tylko zdarzało mu się na któregoś natknąć.

* * *

U Kratenborga zebrali się niektórzy spośród tych, których baron zdecydował się nająć, namówić na udział, czy zwyczajnie pozwolił płynąć ze sobą. Niestety szpiczastouche też tu wleźli, dlatego Dorgunsson odsunął się nieco od nich, bo mu cokolwiek szyszkami w nozdrza waliło.

Był dobrze zbudowanym i całkiem wysokim, jak na standardy swojego ludu, mężczyzną. Wygolona głowa, krzaczaste brwi spod których błyskały uważne piwne oczy oraz wspaniała, ozdobiona kilkoma grubo plecionymi warkoczami broda tworzyły obraz krasnoludzkiego mężczyzny w sile wieku, któremu równie łatwo przychodziło rechotać z rubasznego żartu, jak i z wściekłym grymasem chwytać na broń z powodu jakiejś błachostki. Chociaz nie biegał w pełnej zbroi przez cały czas nosząc na codzień lekką skórznię, to na pokład wszedł w dobrze chroniony pełnym kolczym pancerzem i hełmem niemal całkowicie zasłaniającym twarz, jak to krasnoludowie mieli w zwyczaju. Do tego pokaźny arsenał narzędzi ułatwiających wymianę argumentów z oponentami oraz palona w wolnej chwili fajka, z której unosiły się kłęby cuchnącego dymu.

Nie odzywał się podczas przemowy Kratenborga, bo nie było potrzeby. Podszedł nieco bliżej, gdy baron pokazał mapę - i starał się zapamiętać położenie wspomnianych przez mężczyznę miast oraz innych obiektów. Zdawał sobie sprawę, że mapa tak mało znanego kraju musiała być obarczona dużym marginesem błędu, ale główne kierunki powinny się zgadzać. A to, czy idą w stronę wybrzeża, czy w głąb dżungli mogło mieć istotne znaczenie. Z rozpoznaniem stron świata nigdy nie miał problemu nawet głęboko w podziemnych tunelach, dlatego punkty orientacyjne, o ile mapa miała cokolwek wspólnego z rzeczywistością, powinny pozwolić mu utrzymać właściwy kierunek.

Podniósł brew, gdy baron wspomniał o toczącej się w dżungli wojnie. Umgi z tutejszej osady bali się panienek ganiających za jaszczurkami wśród drzew. Ha! Dobre sobie! Człeki potrafili być naprawdę żałośni. Gdyby tylko Dorgundsson miał do dyspozycji kompanię tarczowników, to wyciąłby zarówno panienki jak i jaszczury do nogi. A do tego połowę tego cholernego lasu. Problem był jednak w tym, że nie miał kompanii tarczowników.
- Trudno. Będę musiał zająć się nimi własnoręcznie. - Mruknął pod nosem.

Na prowokacyjne zachowanie Norsmenki i Orrgara nie zwrócił uwagi, bo zdążył się do tego przyzwyczaić. Aż dziw, że przez tyle czasu nie zecydowali się pozabijać nawzajem. Siłą rzeczy kibicowałby dawi, ale doskonale wiedział, że oboje byli równo pieprznięci. Tacy albo giną szybko, albo dzięki szczęściu głupiego dożywają sędziwego wieku i mają równie durne bachory. Ci tutaj byli w połowie drogi między jednym a drugim.

Ponieważ za bardzo nie było o czym dyskutować postanowił zrobić to, co jak się domyślał właśnie zamierzał robić Arrgrinsson - napić się. Gdyby nie zbliżał się sztorm, który wygonił spod pokładu chyba wszystkich marynarzy, to liczyłby także na partyjkę kości, ale to będzie musiało poczekać.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline