Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2017, 15:18   #5
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
 Shavriego Traffo za szlakiem tęsknota


Shavri chłonął Phandalin oczami. Miał wszelkie powody do zadowolenia. Droga minęła im całkiem znośnie, a i towarzystwo dopisywało. Tropiciel cieszył się z nowych znajomości. Zwłaszcza tej zawartej z sympatycznym niziołkiem w kapeluszu. Tak samo jednak cieszyła go obecność starych druhów - Marva i załogi Pani Leny. A przede wszystkim to, że znów był na szlaku.
Bo co tu kryć – młody kowal z pewną ulgą wziął kolejne dalekie zlecenie. Odrobina taplania się w błocie, siniaków na tyłku od siodła i wystawiania życia na niebezpieczeństwo było tym, co było mu teraz potrzebne. Norva wyszła za mąż. Chajtnęła się z Jontkiem, synem garbarza, a samo weselicho trwało trzy dni. Shavi leczył po nim kaca kolejne trzy…

Należało to dodać do urwania głowy, jakie od jakiegoś czasu trwało w najlepsze pod dachem rodziny Traffo. Pracy bowiem nie brakowało nikomu. Shavri, jeśli tylko nie najemniczył w okolicy, pomagał wraz z Hugo i Corim matce i Róży w rozkręcaniu interesu. Senior rodu imał się każdej ciężkiej pracy – od kuźni po kamieniołomy. Nikt się nie oszczędzał. Przydała się też klacz Shavriego i kucyki kupione dzieciom. Kiedy na to wszystko doszło jeszcze organizowanie wesela, Shavri któregoś dnia obudził się ze snu o lesie, gdzie był sam i słyszał tylko szum wiatru i śpiew ptaków. Za dużo ludzi, za dużo bieganiny… Za mało zieleni i zwierząt.

Ojciec już przy śniadaniu zauważył to w oczach najstarszego syna.
- Musicie się sprężać, Ignis, bo nasz najemnik już jojczy za szlakiem.
Shavri zmilczał. Nie „jojczał”, ale poza tym wszystko się zgadzało. Nie lubił tylko, gdy ojciec nazywał go „najmenikiem”. Była w tym wzgarda. Ale nie z racji wykonywanego zawodu. Chodziło o to, że zostawiał swoją rodzinę, żeby się szlajać pod pretekstem zarabiania dużych pieniędzy. Trochę pewnie urażonej męskiej dumy także. Olf kochał swojego syna, ale nigdy nie myślał o nim jako o zdolnym do wojaczki i robienia czegoś, na co seniorowi rodu nie pozwalało zarówno zdrowie, jak i poczucie odpowiedzialności za rodzinę, którą mógłby osierocić. Tymczasem młody powsinoga nie tylko wracał żyw z każdego zlecenia, ale jeszcze przynosił więcej złota niż w tym samym czasie zarabiał Olf naprawdę ciężką pracą. Już samo wiano dla panny młodej wypracował sam. Rodzice dołożyli do posagu tylko kilka pamiątek.

Szczęśliwie również dzieci, które Shavri przyprowadził do domu po jednej z jego dalekich wypraw, szybko odnalazły się w nowej rodzinie. Oboje na swój sposób bardzo się starali, aby nie tylko nie być ciężarem dla nowych rodziców, ale jeszcze odwdzięczyć się im za okazane serce. Młodego tropiciela cieszyło bardzo, że Róża, zachęcana przez Ignis Traffo, nie krygowała się ze swoją wiedzą o handlu. Sama Ignis, jako najzaradniejsza córka swojego ojca, sporo już wiedziała sama, ale było kilka pomysłów i nieśmiałych uwag Róży, które ją zaskoczyły. Kombinowały teraz, jak najlepiej połączyć fach męża Norvy z kapitałem Shavriego, w między czasie inwestując małe kwoty to tu, to tam, chcąc wyczuć rynek.
Hugo zaś dzielnie uczył się na kowala pod okiem wiecznie surowego ale i sprawiedliwego Olfa, a także pomagał jak tylko mógł przy domu. Bogowie świadkiem, że tu zawsze było coś do zrobienia. Kilka razy udało mu się wprawdzie wszcząć bójkę z miejscowymi chłystkami. Ale po pierwsze zawsze wychodził z nich zwycięsko. Po drugie Olf, wysłuchawszy chłopca i ewentualnych poszkodowanych, jeśli tacy się odważyli, nie mógł ukarać chłopaka zbyt surowo, bo to mogłaby zgasić w nim tę honorowość, którą młody się kierował. Hugo bowiem, trochę z poczucia nowej misji, a trochę dla Róży, jeśli już zobaczył, że komuś dzieje się coś złego, natychmiast reagował. Shavri zabronił mu do walki ze słabszymi używać sztyletu z kości demona, który wystrugał dla chłopca. Ale że Hugo bardzo lubił ten podarek, dał się parę razy zoczyć Coriemu - który pasał Miłą Łatkę i dwie jej nowe „siostry” - jak ćwiczył się w fechtunku. To tym sztyletem, to kijem. Jeśli Shavri lub Olf znaleźli czas, żeby mu towarzyszyć w tych wprawkach, Hugo był wniebowzięty.

Najgorzej w nowych warunkach odnajdywał się niestety spolegliwy Cori. Peszyła go dwa lata od niego starsza Róża, a wybuchowego Hugo wręcz się obawiał. Wydawali się być w porządku… Róża może nawet bardziej, ale nie miał odwagi się przełamać. Nowe rodzeństwo parę razy próbowało go włączyć w swoje działania, po kilku nieudanych próbach zaprzestało. Uciekał zatem jeszcze mocniej w swoje książki, tylko w nich odnajdując spokój. Shavri zostawił mu pewien kapitał z przeznaczeniem na książki, które Ignis kupowała dla niego, jeśli tylko nadarzyła się okazja. Starszy brat wiedział jednak, że to nie rozwiąże problemu. Jeśli tylko mógł, do wspólnych zajęć zabierał całą trójkę, chcąc ich trochę ze sobą oswoić. Cori jednak wciąż w rozmowach sam na sam z bratem utrzymywał, że potrzebuję jeszcze trochę czasu. Shavri nie naciskał.

To Cori znalazł Kirę, młodą jastrzębicę, która bardzo przywiązała się do Shavriego. Po wyjątkowo wściekłej burzy, nad ranem usłyszał ją od strony krzaków dzikiej róży na swoim ulubionym pastwisku. Szczęśliwie Shavri tyle co wrócił z kilkudniowego polowania i udało mu się nie tylko uspokoić jastrzębia, ale i wyciągnąć go z pomiędzy kolców. Ptak miał ranę w lewym skrzydle i nim się zagoiła, byli już z Shavrim nierozłączni. Kira była absolutnie piękna, a jej dzikość tylko dodawała jej uroku. Stroniła od ludzi, więc w miastach rzadko kiedy towarzyszyła swojemu ludzkiemu kompanowi inaczej niż z wysokości, krążąc pod słońcem jako jeden z wielu anonimowych powietrznych obserwatorów.
- Patrz dobrze, moja Łowczyni – wyszeptał tropiciel, gdy mijali pierwsze domostwa Phandalin. Poprawił się w uprzykrzonym siodle i dokończył: – Być może przyjdzie nam tu chwile zabawić…
Wkrótce potem wjechali głębiej w wioskę i gwar uliczny zagłuszył odległe jastrzębie nawoływanie.
 
Drahini jest offline