Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2017, 13:41   #7
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
- Zgubą Twą woda będzie.
Przeklęta łajba po raz kolejny zakołysała się i tylko potrzeba zachowania profesjonalnej prezencji powstrzymała Eomunda od wypuszczenia ze swoich ust coraz większej z każdą upływającą chwilą lawiny przekleństw przepełnionych strachem.
- Strzeż się wody!
I na cholerę on się na to pisał? Myślał, że przepłyną tę trasę w tydzień, góra dwa, a tu już siedzą ponad dwa miesiące. Nie pokazywał tego po sobie, ale był już bliski paniki i tylko czekał na tę zbawienną chwilę, kiedy wyjdą na ląd. Czas spędzony w tak nieprzychylnym środowisku odcisnął na nim swoje piętno. Pogoda ducha, która z początku zdobiła jego spojrzenie, z dnia na dzień przygasała, ustępując miejsca surowości.

Kiedy już był zmuszony, żeby wyjść na pokład, starał się poruszać jak najbliżej środkowej osi statku. Przeklęta starucha, niech robaki żrą jej ciało. Miał nadzieję, że Morr nie przyjął tej cholernej latawicy do swoich Ogrodów. Strzeż się wody, psia jej mać! Wysyłają dzieciaka po jakieś wróżby, a potem się dziwią, że woli unikać miejsc, gdzie jest więcej wody niż w balii.

Czuł się na tej wyprawie trochę nieswojo. Nie dość, że otoczony był bezkresnym oceanem, to jeszcze po całym statku panoszyły się krasnoludy. Nigdy nie obstawiał żadnej strony w nieludzkim konflikcie, a niech się sami pozabijają. Bliżej mu jednak było do zamiłowań uszatych niż brodaczy, w końcu spędził blisko trzy dekady swojego życia na skraju lasu, zapuszczając się w cienie między drzewami i obcując z przyrodą. Z drugiej strony z krasnoludami spotykał się częściej, życie w wiosce znanej niegdyś ze swoich kopalni zobowiązuje jednak do kontaktu z tym ludem.

Po statku od wielu dni nie poruszał się w pełni uzbrojony. Przez pierwszy tydzień, póki nie wypłynęli z obszarów znanych z pirackich ataków, nosił przy sobie swój łuk, jednak po czasie zaczął zostawiać go przy swoim hamaku, a zastąpił go poręczniejszą kuszą pistoletową. Miało to też tę zaletę, że nie musiał nikogo okłamywać, że “ten wspaniały wyrób elfich rzemieślników to prezent od przyjaciela, któremu uratował życie, gdy ten wykrwawiał się na bezdrożach po napadzie banitów”. Kurtka też została rzucona w kąt. Może i była wygodna, ale bez przesady. Płaszcz, peleryna, kapelusz, to wszystko było tu nieprzydatne. Nawet jeśli ktoś tu rozpozna jego twarz, życia mu nie zniszczy. Nie tutaj. Jak wrócą, to się zobaczy, co z takim delikwentem zrobić.

* * *

Wezwanie do kajuty barona nie było mu specjalnie na rękę. Pół biedy, że oznaczało omówienie planów zejścia na ląd.
- Nareszcie zejdziemy z tej pierdolonej krypy - mamrotał pod nosem, kierując się ku miejscu spotkania. - A żeby chuj w gardle stanął temu jebańcowi, co podróże morskie wymyślił.
Wszedł do kajuty pewnym krokiem i z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Bawił się imperialną koroną, przetaczając ją między palcami. Okazało się, że dotarł jako jeden z ostatnich. Nic dziwnego, nie śpieszył się zupełnie. Poświęcił trochę czasu, żeby przyjrzeć się innym zgromadzonym. Nie znał się na wspólnej walce z innymi, z reguły działał sam. Widział sporo broni białej. To źle, będą mu przeszkadzać podczas potyczek.

Gdy w końcu wszyscy pojawili się w pomieszczeniu zajmowanym przez Kratenborga, ten zaczął omawiać dalsze plany. Po przedstawieniu swoich zamysłów Albrecht spojrzał wyczekująco na swoich podwładnych, gotów odpowiedzieć na pytania. Część towarzystwa wyszła, nie przejawiając zainteresowania tematyką spotkania. I dobrze, niech inteligentni myślą, a rębacze rąbią. Pierwszy z pytaniami wychylił się Wolfgang. Eomund nie miał zbyt wiele sposobności, żeby go poznać, ale szanował jego pragmatyczne podejście do sprawy. Gdy tylko miał sposobność, sam dodał od siebie kilka pytań:
- Co znaczy, że zdarzały się wyjątki? Jakiego pokroju? Statek rozbił się o skały, został zaatakowany czy co? Poza tym ile czasu mamy zamiar zabawić w tym całym Quetza? Bo wpierdalanie się między spirytus a zakąskę na zbyt długo może być zgubne w skutkach.
 
Aveane jest offline