Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2017, 23:42   #10
Sirion
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Wysoki, szczupły mężczyzna szedł po trapie prowadząc swojego konia na statek. Podświadomie starał się nie rzucać w oczy i podświadomie kulił się podciągając kołnierz swojego płaszcza - nie pamiętał kiedy odwiedzał tak wielkie miasto. Przejeżdżając przez wieś albo nocując w gospodzie ciężko było pozostać anonimowym - ci ludzie mieli dobrą pamięć do twarzy i z natury niezbyt ufali obcym. W Marienburgu natomiast większość przechodniów ignorowała się nawzajem - ludzie obijali się o siebie, przepychali, wyklinali, a potem jakby nigdy nic dalej szli w swoim kierunku.

- Cywilizacja... - Prychnął do siebie, ciesząc się w duchu, że w końcu udało mi się przebić przez zatłoczone miasto do celu swojej podróży - No przyjacielu - Powiedział do swojego wierzchowca klepiąc go po pysku - Przyzwyczajaj się, trochę spędzimy na tej zbitce desek.

Przystanął na chwilę i sceptycznie ocenił ich środek transportu - nigdy nie podróżował drogą morską, więc nie był przekonany czy jego organizm dobrze zniesie tak długą podróż, jednak teraz nie było już wyjścia - umowa została zawarta. Ostrożnie stawiał po pokładzie, starając się przyzwyczaić do lekkiego falowania. To będzie długa podróż, a on był pewien, że na trzeźwo na pewno jej nie wytrzyma.

~~~

Sylvain nonszalancko oparł się o ścianę w kajucie barona i obserwował w milczeniu zbierające się osoby. Część miał już okazję poznać podczas długiej podróży (i były to lepsze bądź gorsze znajomości), a część widywał raczej sporadycznie. To nie miało już jednak żadnego znaczenia - musieli współpracować, jeśli chcieli wrócić z tej wyprawy żywi. Tymczasem on ciągle łapał się na tym, że podświadomie ukrywał swoją twarz w postawionym kołnierzu płaszcza. Wiedział doskonale, że były małe szanse, aby ktokolwiek go rozpoznał, ale widocznie nawet dwa miesiące na tej zapyziałej łajbie nie były w stanie zmienić podstawowych odruchów, których nauczył się w dziczy.

Kilka pierwszych dni było... Ciężkich. Wolał nie myśleć, ile czasu spędził za burtą zwracając wszystko co przyjął w przeciągu paru ostatnich godzin, a świadomość bezkresnego oceanu, wcale go nie uspokajała. Tak samo jak komentarze i śmiech Lexy, które towarzyszyły każdej jego chwili słabości. Dopiero teraz docenił ciszę i spokój imperialnych lasów. Tam przynajmniej człowiek mógł zwymiotować w samotności. Mimo, że nie rozumiał większości komentarzy Norsmenki, nie miał wątpliwości co do ich znaczenia.

Sam Sylvain, pomimo swojego wzrostu, nigdy nie należał do najbardziej muskularnych mężczyzn, poruszał się jednak z dużą gracją i zwinnością, którym być może daleko do tej elfiej, jednak wśród ludzi była rzadko spotykana. Jego blond włosy były roztrzepane przez wiatr we wszystkich kierunkach, a czujne niebieskie oczy lustrowały pomieszczenie. Na skórzaną zbroję swoim zwyczajem narzucił dopasowany długi płaszcz, który dalej zapewniał swobodę ruchów, a pod szyją owinął sobie grubą chustę. Swoją parę pistoletów i kapelusz zostawił na chwilę obecną w swoich rzeczach, zadowalając się jedynie dwoma przypasanymi rapierami.

Podczas, gdy Kratenborg przedstawiał całą sytuację nie odezwał się ani jednym słowem i zachowywał idealnie kamienną twarz, przewracając tylko wyraźnie oczami, kiedy Lexa zaczęła się niecierpliwić. Pomimo tego słuchał bardzo uważnie - wszystkie szczegóły, które ustalali teraz mogły mieć znaczenie w ciągu następnych tygodni.

A poza tym z niecierpliwością wyczekiwał dnia, w którym znowu postawi nogę na stałym lądzie. To było coś za co warto było jeszcze dzisiaj wypić.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline