01-08-2017, 05:17
|
#1 |
Edgelord | [Vampire: The Masquerade] Thicker than water
- Idiota!
Młody mężczyzna skulił się pod ścianą pokoju, który może kiedyś był imponujący, jednak teraz walały się w nim jedynie pozostałości po ludziach, którzy jak karaluchy obleźli niezamieszkałą już przestrzeń, dostosowując ją do własnych niewygórowanych potrzeb.
- Gdzie oni są?! - drugi z mężczyzn w prochowym płaszczu piorunował wściekłym spojrzeniem przerażonego do granic nieszczęśnika.
Mężczyzna nie starszy niż student pierwszych lat był już bliski wpadnięciu w panikę. Słowa wypowiedziane w odpowiedzi stanowiły nieartykułowane zlepki niezrozumiałych sylab, które ucięły się nagle przechodząc w niekontrolowaną płaczliwą mantrę. Wyraźnie bał się spojrzeć na tą drugą osobę znajdującą się w pomieszczeniu, a jedynie kontynuując swoją mantrę, wtulił się mocniej w ścianę, nie zważając na kawałki tynku obsypujące jego zakrwawione włosy.
Jednak kiedy mężczyzna w płaszczu zaczął podchodzić kierowany czystą furią, rozdygotany młodzieniec wyłkał szybko słowa, jakich dźwięk bardziej pasował do wystraszonego dziecka niż do, bądź co bądź, dorosłego mężczyzny.
- Wi... Widziałem ambulansy! Nie... Nie wiem jaki szpital... - otworzył szerzej oczy, gdy tamten stanął tuż nad nim - Ale się dowiem! Dowiem! Panie! - spanikowany młody człowiek padł czołem na podłogę, której deski zatrzeszczały złowróżbnie - Oni są twoi... twoi... zawsze... będą... Ja... ja... błagam... nie...
Jego słowa nagle przerwał okrzyk bólu, gdy drugi mężczyzna stanął z całej siły na dłoni młodszego z tej dwójki. Chrzęst skruszanych kości zlewał się z trzaskiem kawałków szkła leżących pod dłonią nieszczęśnika.
- Potrafisz jedynie mazgaić się i błagać, ale nie umiesz nawet tak prostej rzeczy zrobić jaką ci kazałem! - ofiara złości chciała ponowić błagania, zaklinać się na wszystko, byle uniknąć konsekwencji wściekłości swego pana, ale nagle ten odezwał się ponownie, tym razem niepokojąco spokojniejszym tonem - Chcesz mojej litości? Pragniesz jej? - zawiesił na moment głos - Za litość trzeba płacić słono, a częścią twojej zapłaty będzie sprowadzenie tego, co moje. - wciąż naciskając na dłoń człowieka obserwował jak spod niej leniwie wypływa krew - Masz dwa dni. Dwa dni na odnalezienie tych, których zgubiłeś i sprowadzenie ich, a może uznam, że jeszcze jesteś przydatny. - mężczyzna w prochowcu wyszczerzył się ukazując ostre kły - Akurat i tak musisz zwiedzić szpitale, bo ta ręka źle wygląda i chyba wbiło się w nią trochę za dużo szkła.
Zapadła cisza przerywana jedynie cichym popłakiwaniem klęczącego mężczyzny silnie kiwającego głową na znak zrozumienia i uległości, za które to poddanie została uwolniona jego pogruchotana lewa dłoń.
- Ale masz rację co do jednego. - na ten lodowaty ton głosu rozdygotany mężczyzna spojrzał w górę na tego, którego zwał swoim panem, jakiego następne słowa okraszone były dobrze mu znaną obietnicą kary.
- Oni są moi.
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Ostatnio edytowane przez Zell : 01-08-2017 o 13:02.
|
| |