Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2017, 07:13   #6
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Oni wiatr sieją, zbierać będą burzę. Zboże bez kłosów nie dostarczy mąki, jeśliby nawet dało, zabierze ją obcy.
Księga Ozeasza 8:7


Nad brzegiem rzeki
Rzeka niepokoiła go. Dlatego teraz, zamiast grzać się przy ogniu stał wpatrując się w niespokojną od deszczu taflę wody. Miejscowi nazywali ją Wisłą. On zaś wolał łacińskie Vistula. Szeptał to ustami mokrymi od deszczu. Niczym imię znienawidzonego demona.

Wtedy ją zobaczył. Była tuż pod powierzchnią wody. Blada i naga. Jej włosy okalały twarz niczym promienie okalają słońce. Nigdy dotąd ich nie widział. Zresztą dotąd widział jedynie jej twarz. Choć serce waliło mu jak oszalałe i czuł wyraźną obecność Złego wokół siebie. Uśmiechała się do niego. Jej ciało było takie drobne. Zwiewne wręcz. Wielkie krople deszczu rozbryzgujące się na tym obrazie doprowadzały go do szału. Szedł do niej. Chciał ją dotknąć. Brodził już po kolana w rzece. Patrzyła wprost na niego a dłońmi dotykała swoje dziewczęce ciało.
- Pater noster, qui est in celis - otrząsnął się i zaczął się modlić. Zamknął też oczy i zrobił to po co przyszedł w to miejsce nad rzekę.


I ujrzałem Bestię, co nad brzeg Vistuli przybyła. Rogatą. Z parą kopyt zamiast stóp.
I Bestia przemówiła do rzeki. Przeklinając ją. A z czterech stron świata zerwał się wiatr.
I na wietrze zstąpił Anioł Pański, o skrzydłach czarnych jak noc.
I wdeptał Bestyję w ziemią, a później nakazał jej odejść. Bestia zaś nie usłuchała Anioła.



Na wieży katedry rozległy się dzwony. Zły skrył się głębiej w rzece. Gerge leżał na piaszczystym brzegu nie mogąc złapać tchu. Krew z twarzy mieszała się z deszczem w czerwonym błocie.


Kapitularz Inkwizycji
Dzwon wewnątrz opactwa wzywał właśnie na południową modlitwę.
Przerwało to na moment niezręczną ciszę. Pomieszczenie okazało się duszne gdy zajęły je cztery osoby. Płomień świecy utrzymywał się na wysokości kilku centymetrów. Za chwilę mieli pogrążyć się w ciemności. Jednak niespodziewanie płomień zafalował i otworzyły się drzwi.

Zakapturzony wysoki mężczyzna musiał się schylić przechodząc przez nie. Trzymał zawiniątko w lewej, kurczowo przyciskanej do ciała ręce. Poruszaniu się mężczyzny towarzyszył chrzęst zbroi skrywanej pod czerwoną szatą z kapturem. Już po drugim kroku wszyscy zebrani zdali sobie sprawę, że człowiek kuleje.

Prawą dłonią wojownik przekręcił klucz w zamku. Było to zarazem symboliczne, jak i przerażające. Ten olbrzym zabierał tyle miejsca, co dwie z trzech dziewczyn siedzących przy stole. Nagle wszystkim zrobiło się jeszcze bardziej duszno. Zawiniątko wylądowało na stole, a kaptur opadł odsłaniając twarz starego mężczyzny.

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - przemówił po łacinie, a następnie zmierzył wszystkich wzrokiem, zaczynając od Franciski, która zajęła jego miejsce. W porównaniu z nim przy stole siedziały głównie dzieci. Tylko mężczyzna w czerwieni zdawał się dorównywać mu wiekiem.

Olbrzym położył zawiniątko na stole. Wyjął z niego grubą żółtą świecę, której knot odpalił od powoli dogasających resztek poprzedniej. Przy tym geście jego usta układały się w milczące słowa modlitwy. Z pakunku wyjął też sporych rozmiarów bochen chleba i zaczął go rozrywać na kawałki. Jego palce poruszały się z dużą precyzją, zaś lekkość z jaką to robił przywodziła na myśl siłę kowala.
- Częstujcie się.

Michal i siostra Anna poczuły jak ich żołądki wręcz uniosły się na myśl o nadchodzącym posiłku. Obie dziewczyny miały za sobą trudną podróż. Obydwie też ostatni raz jadły poprzedniego dnia po południu. Nie było dane im nocować w tawernach jak pozostałej dwójce.

Tymczasem stary olbrzym przemieścił się w stronę Franciski. Bez zbędnych uprzejmości wcisnął się za jej krzesło odsuwając delikatnie wiszący na ścianie krzyż. Wprawdzie szerokie plecy zasłoniły wszystko co robił, ale dźwięk zapadki mógł świadczyć o tym, że coś otwierał. Nikt nie zauważył w świetle świecy, że Cyganka lekko pobladła słysząc co się stało.

Fyodor obserwował z uwagą mężczyznę. Teraz, gdy stał do nich tyłem mogli przyjrzeć się wielkiemu młotowi spoczywającemu na plecach starca. Fyodor miał talent do rozpoznawania relikwi. A ten młot bez wątpienia był relikwią wielkiej mocy.

W końcu starzec wziął jakieś papiery ze skrytki w ścianie i przecisnął się spowrotem na drugi koniec stołu. Przysiadł i zaczął mówić.

- Nazywam się Walter Weismuth. To do mnie przybyliście. Otrzymałem świętą misję założenia tutaj, w Płocku komórki Cienia Inkwizycji. Wy zaś jak mniemam zostaliście oddelegowani, żeby reprezentować swoje zakony w tym zacnym dziele.
Wziął głęboki oddech zastanawiając się, czy zebrani rozumieją powagę sytuacji. Nie docenił ich. Wszystkie dziewczyny były obdarzone ogromną dozą empatii, zaś Czerwony Brat wyszkolił się w zakonie jak dobrze odczytywać ludzkie reakcje. Nikomu nie umknęło, że Walter czuł się oszukany. Oto przysłano mu starca podobnego sobie i trójkę podlotków w czasie, gdy na miasto spadło prawdziwe zagrożenie. Jednak nie walczył z tym. Z pokorą przyjął wolę przełożonych. Położył na blacie cztery pożółkłe pergaminy.

- Siostro - zwrócił się bezpośrednio do Anny - jak mniemem, to na Was spadnie zaszczyt prowadzenia owej komórki. Jednak wolałbym, przynajmniej na początku, żebyśmy wspólnie podjęli decyzję czym się zająć najpierw.

Lewa dłoń postukała w pergaminy.
- Biskup Gunter chciałby, żebyśmy sprawdzili doniesienia o wilkołakach w Mogilnie i Suchymdole. Od tego powinniśmy zacząć, bo w tym deszczu nie jesteśmy w stanie wytropić ogarów w okolicznym lesie. Poza tym zostaliśmy zaproszeni na dożynki w Sierpcu przez lokalnego proboszcza.

Walter znów wypuścił powietrze. Przypominał zmęczonego życiem starca jeszcze bardziej, niż gdy wszedł do pomieszczenia. Francisce zaś nie umknęło to, że wszystkie wskazane lokacje były ponad dzień drogi z Płocka. Jakby lokalnemu duchowieństwu zależało na tym, żeby opuścili miasto.

- Jest jeszcze gród Brok. Tam życzliwy donosiciel skarży się na czarownicę. Choć to najpewniej wilkołak w ludzkiej postaci na wieś niepokoje sprowadza. Więc teraz decydujmy, dokąd wyruszamy. Decydujemy “pod kluczem”. Liczę na szybką jednomyślność.

Wszyscy zebrani byli zapoznani z zasadami conclave. Wierzono, że gdy osoby mające podjąć decyzję jednomyślnie zostaną zamknięte w jednym pomieszczeniu, to szybko dochodziły do porozumienia. Pytanie: na ile sprawdzi się to w kapitularzu płockiej inkwizycji
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 14-08-2017 o 21:01.
Mi Raaz jest offline