Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2017, 12:19   #3
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlie w nowym mieście

Charlie przysłuchiwała się całej wymianie zdań czując jak jej głowa toczy ciężką batalię z ciałem. Megan oznaczała prawdopodobnie: dobry bimberek, ciepły domek i suche majtki. Rozmowa z tą ekipą oznaczała: dalej mokro, dalej zimno. Jak na złość akurat w tym momencie pod lekko rozpiętą kurtkę wpadła zimna kropla, spływając wprost, pod mocno wykrojony podkoszulek. Rangerka poczuła jak jej ciałem wstrząsnął paskudny dreszcz. NIby sprawa wygrana na stronę Megan jakby się na to nie patrzyło. Jednak było kilka plusów rozmowy z tą grupką. Może powiedzieliby jej gdzie jest Megan. Co oznaczało, mokre majtki, przez krótszy czas! Może mogłaby wyruszyć dalej. Niby majtki mokre, ale fuck, po coś się żyje! No i jeszcze pozostawał temat przyglądającego się jej faceta. Takie spojrzenie mogło zwiastować dwie rzeczy, albo już podpadła, albo może sprawi że jej majtki będą mokre z innego powodu niż ten cholerny deszcz. Dobra, najwyżej coś znowu zepsuje.
- Ekhym, sorki, ale… - Przesuneła wzrokiem po twarzach. - Nie wiecie może, gdzie znajdę Megan, lekarkę.

Z całej trójki tylko ten młody nie wyglądał na zaskoczonego. Pozostała dwójka do tej pory zajęta sobą i swoimi problemami, dostrzegła obecność rangerki dopiero gdy ta się odezwała. Oboje obrócili twarze w jej stronę i jeżeli kobieta nie wyglądała jakby obecność kogoś nowego do niej docierała, to mężczyzna z gwiazdą szeryfa zmrużył czujnie oczy.
- Potrzebujesz Megan? - zapytał nie puszczając z uścisku tej laski w kapeluszu - A do czego jeśli mogę wiedzieć?

- Czy to ważne? - szatynka pokręciła pospiesznie głową, pokazując gdzieś na lewo. Tam gdzie przecięte lasem zabudowania - Nie mamy czasu na twoje gierki w stróża prawa i porządku.

Młody zaś milczał, poświęcając teraz całą uwagę obcej. Przeszedł też parę kroków, niby przypadkiem biorąc ją z lewej strony i odcinając drogę ewentualnej ucieczki gdzieś wgłąb osady. Ręce trzymał w kieszeniach kurtki, przekrzywiał też kark nieznacznie w prawo, jakby łapał ostrość widzenia, a prócz twarzy Charlie, skupiał się na tym co przy sobie nosiła, zwłaszcza przy biodrach. Gdzie pasy z kaburami.

Czyli chyba jednak podpadła. Nie dobrze, nie lubiła gdy przystojniacy na dzień dobry mieli do niej awersję. Uśmiechnęła się do mężczyzny.
- A więc Pan jest szeryfem. - Uniosła dłonie jakby się poddawała. - Megan to stara znajoma, która uratowała mi kiedyś tyłek. - Demonstracyjnie zakręciła biodrami, wywołując przy tym rych kabury. - Jako że dopiero co odprowadziłam w okolice karawanę, wpadłam na pomysł by ją odwiedzić.

Szeryf zmrużył oczy jakby nad czymś się zastanawiał. Wymienił też z drugim mężczyzną porozumiewawcze spojrzenie po którym tamten kiwnął ledwo zauważalnie głową.
- Dobrze Bree, leć po MacCoy’ów niech wezmą psy. Powiedz Calebowi żeby wziął konie i posłał Sue na rogatki. Spotkamy się tu za godzinę, do tej pory mgła powinna trochę opaść - stróż prawa i porządku zwrócił się do kobiety w kapeluszu ostatni raz potrząsając pocieszająco jej ramionami. Następnie odwrócił się frontem do rangerki - Więc mówisz że przyjechałaś z karawaną, tak? Jak się nazywasz bo nie dosłyszałem? - przyglądał się jej czujnie, ale nie powiedział nic więc chociaż miało się wrażenie, że chce zadać jeszcze jedno pytanie. Zamiast tego pokiwał powoli głową - Dobrze, w takim razie nie rób tu kłopotów. Chris pokaże ci gdzie mieszka Megan - przy ostatnim popatrzył na młodszego bruneta, a ten mrugnął szybko na znak zgody.

- Megan mieszka kawałek stąd, zaraz za starą stacją kolejową - wyjaśnił, poprawiając kurtkę która rozpięła mu się do połowy i przekrzywiła przy kołnierzu - Wieża ciśnień jest jeszcze kawałek dalej. Mamy po drodze - posłał kobiecie coś na kształt uśmiechu, zaczepiając wzrok na jej biodrach odrobinę dłużej niż przy zwykłej obserwacji.

Charlie obserwowała ich z uśmiechem. Ciekawa grupka. A więc starszy to Scov, dziewczyna Bree, no i Chris. Jack chyba był synalkiem Bree, a Freja… no i jeszcze Emil. Dopiero pojawiła się w miasteczku a tyle ciekawostek. Do tego zanosiło się na to, że nie będzie musiała może spać sama.

- To raczej nie tak, że nie dosłyszałeś. - Charlie mrugnęła do starszego mężczyzny. - Jestem Charlie. - Wyszczerzyła się rozczesując mokre dredy. Czując na sobie wzrok młodszego chłopaka, niby od niechcenia zakołysała biodrami. - Jestem przewodnikiem, gdybyście potrzebowali kogoś kto łaził po dziwnych miejscach polecam swoją pomoc.

- Szeryf Scov - ten z gwiazdą dopełnił formalności uśmiechając się samymi ustami. Dziewczyna w kapeluszu tylko kiwnęła głową po czym odwróciła się i doskoczyła do wozu, zaczynając odpinać od niego konia. Szło jej sprawnie i już po chwili wsiadła na uwolnioną chabetę, zacinając ją ostro piętami aż ta kwiknęła w proteście.

- Słuchaj Charlie. Mówisz że jesteś przewodnikiem. Prowadziłaś karawanę - zaczął po przerwie - Nie wiem czy przyjechałaś na długo, ale sama widzisz - pokazał brodą na odjeżdżającą szatynkę - Wierzę w twoje umiejętności, ale to dość… specyficzny teren - skrzywił się i westchnął - Cieszy mnie chęć pomocy, naprawdę dodatkowa para czujnych oczu bardzo by się nam przydała. Jesteś nowa, przyjechałaś do Meg. Dziś, więc idziesz prosto z długiej trasy. Poza tym mamy wiosnę - rozłożył bezradnie ręce, ale chyba zorientował się że wyjaśnienie nie jest zbyt oczywiste dlatego dodał - Ciężko na razie o zapasy, zresztą sama zobaczysz. Jeśli czujesz się na siłach z drogi iść prosto w głuszę - jasne. Przydasz się, dostaniesz też zapłatę o ile pomoc nie skończy się tylko na słowach.

- I tak muszę skoczyć po Bensona, mamy po drodze - milczący dotąd Chris wyszczerzył się szeroko, łypiąc okiem to na rangerkę, to na starszego gościa - Przygotowania do poszukiwań jeszcze chwilę zajmą. Wyjaśnię jej co i jak po drodze, no i warto zrzucić gdzieś manele - wskazał wymownie na torbę kobiety, a szeryf pokiwał na zgodę - Nie ma co pchać się do lasu z tym całym bajazolem.

- Heh nie proponowałabym gdybym nie czuła się na siłach. A ten bajzol… to raczej niezbędne by przeżyć. - Charlie wsunęła ręce do kieszeni spodni. Trochę jej zmarzły od tego gadania. - Zostawię bimberek dla Meg, zmienię gatki na suche i mogę ruszać.

Mrugnęła do Chrisa.
- Prowadzisz?

- Spotkamy się tu za godzinę - Skov machnął ręką na budynek z niebieskimi drzwiami, po czym pożegnał się krótko i szybkim krokiem ruszył gdzieś między domy, zgarniając po drodze wisząca na balustradzie kurtkę.

- Tak łatwo się moczysz? - drugi facet wykonał zapraszający gest, pokazując przeciwny kierunek, a uśmiech na jego gębie stał się drapieżny - Dobrze wiedzieć.

Charlie roześmiała się cicho.
- To zależy dla kogo. - Mrugnęła do niego i ruszyła we wskazanym kierunku. - Mokre chaszcze są rzeczywiście całkiem podniecające.
- Zależy z kim i czego tam szukasz - brunet parsknął i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni niewielką piersiówkę. Pociągnął zdrowo, a gdy skończył, podał ją rangerce - Chris, ale to już chyba wiesz… i nie dziwię się. Też bym się moczył na twoim miejscu - dodał jakby mówił o oczywistej oczywistości.

Charlie przejęła piersiówkę i pociągnęła także łyk. Przyjemne ciepło rozlało się po ciele. Kobieta z uśmiechem powąchała zawartość. Dawno nie piła czegoś takiego. W podróży trafiało się najczęściej na bimber i to zazwyczaj podły.
- Wiśniówka… dobra. - Oddała piersiówkę mężczyźnie. - Słyszałam, że faceci, którzy bardzo się przechwalają mają dosyć krótki lont, co ty na to Chris?

Facet zaśmiał się szczerze, chowając na powrót swój gambel za pazuchę. Ruszyli dość żwawym tempem, przedzierając się przez zalaną wodą, błotnistą drogę i wszechobecną mgłę.
- Ja na to, że niemądrze jest słuchać plotek. Nigdy tego nie robię - odpowiedział, przeskakując nad wyjątkowo obszerną burą plamą wody - Wolę sprawdzić i naocznie się przekonać. To niweluje niedpowiedzenia i puste plotki. Masz pełen obraz i możliwość wyrobienia swojego zdania w interesie, a krótkim bym go nie nazwał - parsknął.

Charlie przeskoczyła tą samą kałużę, zakładając że Chris zna lepiej okolicę niż ona. Wylądowała tuż obok chłopaka i nachyliła się do niego.
- Cóż, w karawanie trzeba jakoś wybrać spośród tylu opcji, a w plotkach jest podobno zawsze jakieś ziarno prawdy. - Przyjrzała się uważnie jego twarzy starając się ocenić ile może mieć lat. Jeśli Meg ma rodzinkę, to raczej jej nie pozwoli tym razem z sobą spać. A bycie znów samej w nocy, wzdrygnęła się. Nie chciała być znowu sama. Te kilka ostatnich nocy w karawanie wystarczająco ją dobiło. Jej głowa znów zaczynała krążyć wokół wspomnień, wokół tych cholernych koszmarów. Chciała je jak najszybciej wyrzucić z głowy.

Zbliżyła swoją twarz do twarzy Chrisa ciekawa czy ucieknie. - Ale masz rację. Chętnie bym sprawdziła ile w tej plotce jest prawdy.

Nie uciekł, nie wyglądało nawet żeby taka myśl chociaż przez chwilę przeszła mu przez głowę. Zmrużył oczy i przejechał językiem po wnętrzu dolnej wargi, wciągając przy tym powietrze jakby wśród woni mokrej ziemi, dymu z palenisk i świeżej trawy łowił jej zapach.
- Złe języki gadają różne bzdury. Nigdy nie wierz plotkom, stawiaj na fakty - powiedział niskim głosem, pochylając się do przodu tak, że ich usta prawie się zetknęły - Więc mówisz, że jesteś przemoczona i zmarznięta? Co za strata… - podniósł dłoń do jej twarzy, gładząc bokiem palca wskazującego zimny policzek od kącika prawego oka aż po czubek brody, którą ujął delikatnie, unosząc całą głowę trochę do góry. Był od niej wyższy o dobre kilkanaście centymetrów, a po tym manewrze nie musiał się już pochylać. Patrzył jej śmiało w oczy, śląc rozbawione spojrzenie i niecierpliwe skrzywienie warg. Naparł też na nią całym sobą, spychając pod najbliższą ścianę - I co z tym zrobimy?

Charlie usłyszała, jak sprzęt w plecaku zaskrzypiał. Przysunęła twarz i pocałowała Chrisa, na początku zaczepnie, chwytając swymi ustami jego wargę. Odsunęła się z uśmiechem.
- Chyba należałoby mnie rozgrzać i przebrać. - Powiedziała żartobliwym tonem. - Może mogłabym też przy okazji sprawdzić ile w tych plotkach jest bzdur?
- Skoro nalegasz - wyszczerzył się jakby właśnie miał zamiar ratować damę z opresji. W końcu bycie gentlemanem zobowiązywało z tego co kiedyś Charlie słyszała od innego gościa. Ten którego miała teraz przed sobą nie tracił więcej czasu na gadanie, skoro co najważniejsze zostało ustalone. Z pomrukiem zadowolenia wystrzelił do przodu, zamykając jej usta swoimi w drapieżnym, wygłodniałym pocałunku. W międzyczasie czy to ściągnął, czy zszarpał z niej plecak, odrzucając go gdzieś w bok. Dopiero po pozbyciu się tego zawadzajacego elementu pchnął ją ponownie na ścianę, przygważdżając sobą i dociskając do zimnych, mokrych cegieł. Jego dłonie bez skrępowania wsunęły się pod jej koszulkę, gładząc i ugniatając najpierw brzuch, potem drapiąc boki i żebra aż na końcu zacisnęły się chciwie na piersiach. Oddychał coraz szybciej, grzał też niemiłosiernie co rangerka czuła nawet przez te parę warstw materiału. Wyczuwała też coś innego, gdy jego biodra starły się z jej biodrami. Rozsunął kolanem jej nogi i podnosząc nieznacznie do góry tak, że gdyby chciała mogła spokojnie usiąść na zgiętej nodze.

Charlie rozpięła mu kurtkę i wsunęła chłodne dłonie pod jego koszulkę. Uśmiechnęłą się wyczuwając dłonią znajomy kształ kabury, ale nie przerwała pocałunku. Był przyjemnie ciepły i już żałowała, że nie może do niego przywrzeć całym ciałem. Wsunęła powoli rozgrzewające się dłonie, w jego spodnie i oparła je na męskich pośladkach.

- Chcesz to zrobić tutaj, Chris? - Spytała z rozbawieniem, siadając delikatnie na jego zgiętym kolanie. Ciepła noga przyjemnie grzała przemoczony materiał. Była ciekawa czy spodnie Chrisa właśnie przemakają. By upewnić się, że tak jest przesunęła się najpierw ku górze uda a potem zsunęła z powrotem na swoje miejsce.

- A czemu nie? - parsknął rozbawiony, ale działania kobiety widocznie przypadły mu do gustu, rozciągając usta w grymasie bardzo zadowolonego kocura. Zaparł się mocniej o ścianę, dzięki czemu malało ryzyko, że upuści chętną na sprawdzanie i testowanie towarzyszkę prosto w zimne, mokre i posępne błoto. Sapnął głośno kiedy złapała go za tyłek, wyszczerzył zaraz zęby - Miejsce dobre jak każde inne, a skoro chcesz coś sprawdzać to tu i teraz, nie ma co zwlekać. Jeszcze ci się pod kopułką zalęgną złe plotki i co wtedy? - znowu ją pocałował przerywając kwestię i wypuszczając ruchliwy język na rozpoznanie. Nie mniej ruchliwe ręce wciąż błądziły po jej piersiach. Jedna zsunęła się ku dołowi i tam zabrała się za rozpinanie spodni. Wpierw jednak palce zbadały teren pod nimi, głaszcząc i drapiąc mokre ciało.

Charlie zamruczała czując ciepłe paluszki baraszkujące w jej majtkach.
- Wtedy miałbyś więcej rzeczy do sprostowania. - Naparła dłońmi na jego pośladki, dociskając męskie biodra do swoich. Udała lekkie zamyślenie. - Hm… ale może powinnam jednak pobudzić twój apetyt oczekiwaniem.
- A, no tak! - facet wyjął rękę spod jej koszulki i z rozmachem klepnął się w czoło, przypominając sobie o czym widocznie bardzo ważnym, ale zrobił to tak karykaturalnie, że nie mógł być poważny. Poważne było jednak jego spojrzenie, gdy pociągnął ją, zmuszajac aby stanęła na własnych nogach.
- Mówiłaś coś o sprawdzaniu lontów - sapnął a ślepia mu błyszczały podnieceniem. Sięgnął do własnego rozporka, rozpinając go z cichym sykiem metalu. Drugą rękę położył Charlie na ramieniu - Sprawdzaj więc, wszystko w twoich rękach - wydyszał i pocałował ją przelotnie. Nacisk na ramieniu wzmocnił się, dając jej do zrozumienia aby zeszła do parteru.

Charlie sięgnęła dłońmi do jego spodni. Nieśpiesznie zsunęła się w dół, ciągnąc za sobą bojówki Chrisa, razem z jego majtkami. Z rozbawieniem sięgnęła do jego penisa, udając że mierzy jego długość.
- Ta mgła strasznie przeszkadza. - Wodziła palcami od czubka do podstawy. - Ciężko ocenić.


- Nieźle ci idzie - powiedział przez ciężki, chrapliwy oddech. Westchnął, gdy zaczęła mierzyć go palcami i robić pomiary. Oparł się o ścianę, uginając lekko kolana żeby rangerka nie musiała zadzierać niepotrzebnie głowy i się męczyć.
- Poradzisz sobie, wierzę w ciebie - stęknął kładąc jej rękę na włosach. Chwilę gładził je, ale szybko mu się znudziło. Przyciągnął więc niebieską główkę bliżej siebie - nie krępuj się.

Charlie wzięła go do ust. Był gorący w sam raz by chwilę possać. Wykonała kilka ruchów, zagłębiając go w swoich ustach, prawie do gardła, po czym wypuściła nabrzmiałe ciało spomiędzy swoich warg i oparła o nie policzek.
- Tak też ciężko ocenić. Nie mam za bardzo porównania. - Pocałowała brzuch mężczyzny. - Ale mam pomysł gdzie mógłbyś się zagłębić.

Nad głową słyszała zduszone jęki i coraz intensywniejsze sapanie. Nacisk na włosach też się wzmocnił, gdy mężczyzna pomagał jej zachować tempo i odpowiednią głębię pracy. Odchylił kark do tyłu i mrużąc oczy zgrzytał zębami. Drapał paznokciami cegły w rytm przyspieszającego oddechu.
- Zrób jeszcze parę testów - zdołał wystękać, na powrót przyciskając jej głowę do swojego krocza - Zajebiście ci idzie.
- Eh… nie dasz się kobiecie nacieszyć. - Charlie kąsnęła go lekko w brzuch, ale po chwili wzięła jego penisa ponownie w usta. Teraz już była niemal pewna, że jej krótki loncik dojdzie właśnie w tym miejscu. Jedna dłonią sięgnęła do wiszącego woreczka i zaczęła go miętosić.

Facetem zatrzęsło, jęknął też na tyle głośno, że z pewnością jego głos poniósł się daleko poza ich przytulny kącik pod ścianą bezimiennego budynku. Mruczał z pełną aprobatą, krzywiąc się przy tym i dostajac zadyszki jak po długim biegu. Prężył się w ustach Charlie, reagując drżeniem na muśnięcia i pozostałe pieszczoty. Zabawa trwała dłuższą chwilę wypełnioną mieszczącymi mokrymi odgłosami i oddechami dwójki ludzi.
- N… nieźle mała - Chris zdołał wyszeptać i tym razem zamiast docisnąć, odciągnął gorące usta od tego najważniejszego fragmentu jego osoby. Pochylił się zaraz i mocnym chwytem złapał ją za ramiona praktyczni podrywając do góry.
- Teraz moja kolej - warknął jej prosto w twarz i tak zawirował przestrzenią, że rangerka zrobiła piruet i wylądowała frontem na ścianie, dla kontrastu dociskana przez zdyszanego, rozgrzanego mężczyznę, który bez zbędnych ceregieli zdarł z niej jedną ręką spodnie, pakując palce między uda tam gdzie gorące, wilgotne pęknięcie.

- Sprawdzimy… dokładnie… bardzo dokładnie - sapał poruszając dłonią. Do jednego palca dołączył drugi, kciuk robił małe kółka podrażniając ten magiczny wzgórek rozsyłający po całym ciele elektryczne impulsy.

Charlie uśmiechnęła się, opierajac się dłońmi o mur. Jej ciało przyjemnie drżało od ciepłego dotyku, który w porównaniu z jej rozpaloną szparką wydawał się nawet lekko chłodny. Chris dopiął swego, była mokra, bardzo mokra. Była też pewna, że to nie kwestia przemoczonych majtek.
- W tylnej kieszeni spodni jest gumka, mój Lonciku. - Wymruczała zadowolona.

Nie trzeba go było namawiać. Prychnął, czuła jak za jej plecami kręci głową, ale wyciągnął co trzeba i po krótkiej szamotaninie otworzył zębami opakowanie.
- Co, nie chcesz zostać mamuśką, Gąbeczko? - uśmiechu nie widziała, ale słyszała go w przyspieszonym oddechu tuż przy uchu - Do twarzy by ci było z domowym ogniskiem za plecami i nad tarą z pieluchami - ugryzł ją bez ostrzeżenia w kark i chwilę potem wpakował się w chętne wnętrze, dobijając rangerkę do ściany. W powietrzu rozszedł się odgłos skóry uderzającej o skórę.
- No to jedziemy z koksem, mała - warknął chwytając ją za nadgarstki i unieruchomił je wysoko nad jej głową w uścisku przypominającym kajdanki. Wolna ręką złapał ją za biodro i wysunął się na całą długość tylko po to, aby zaatakować z werwą ponownie. Brał ją bez udziwnień i pieszczot, wbijając w ścianę wraz z coraz gwałtowniejszymi i szybszymi ruchami. Zaskrzypiały skórzane buty, zadzwoniły metalowe elementy ubrań. Skóra i materiał ocierały się o cegły, a z drugiej strony ciało uderzało o ciało, biorąc udział w wyścigu do którego finału dążyli oboje.

- Jesteś długi Lonciku - Jęczała, nie mogąc się ruszyć. Jej biodra wychodziły mu naprzeciw, na tyle na ile mogły w jego uścisku. Po tak długiej przerwie takie ostre rżnięcie było w sam raz. Czuła jak zbliża się do orgazmu. - Całkiem, całkiem długi, Lonciku.

Nie odpowiedział, nie słowami w każdym razie. Mruknął coś pod nosem i zwiększył tempo, zaciskając palce na jej biodrze w miarę narastającej rozkoszy. Chrapliwe sapanie za jej plecami wzmogło się, dłoń trzymająca nadgarstki zaczęła drżeć, a on pieprzył ją z zaciśniętą szczęką, świszcząc powietrzem przez zęby aż do momentu w którym jego ciało przeszedł skurczy i przygięło się do przodu, kleszcząć rangerkę w pułapce i utrudniając oddychanie. Poruszył biodrami jeszcze parę razy jakby ze złością. Ostro, od dołu ku górze przez co pewnie musiał ugiąć kolana.

Charlie poczuła jak dochodzi. Jęknęła głośno, zaciskając dłonie w pięści. Jej ciało chciało się poruszyć, ale nie mogło w objęciach mężczyzny. Jej biodra wykonywały delikatne, nieregularne ruchy, odrobinę wbrew jej woli, podczas gdy sama oddychała ciężko wprost na chłodny mur.

Czuła jak ciąży jej z tyłu, teraz nieruchomy i zmęczony. Puścił jej ręce, a czoło oparł na ramieniu powoli dochodząc do siebie i zbierając do kupy po tym niespodziewanym i intensywnym sprawdzaniu oraz mierzeniu. Zastygli tak oboje, z opuszczonymi spodniami, wczepieni w siebie i wydawać się mogło, że świat stanął w miejscu.

- Podolsky! Ty przeklęty bezbożniku! - głośny, potępiający i wściekły wrzask poprzedziło skrzypnięcie okna gdzieś z lewej strony i wysoko, nad ich głowami. Drewniane okiennice uderzyły o mur, pchane furia stojącego za nimi człowieka.


W ciemnym prostokącie pojawiła się łysawa, nakrapiana plamami głowa, ozdobiona kłakami buro blond kłaków, porastających zapadnięte policzki i zaciśnięte w złości szczęki - Czyś ty na litość pańską do reszty oczadział?! W biały dzień?! Jak dzieci patrzą?! Na to są paragrafy, cholerny heretyku!

Charlie roześmiała się bezgłośnie, było to dosyć trudne przy zadyszce, którą teraz miała. Przechyliła głowę i ucałowałą opierajacego się o nią mężczyznę.
- To co? Zwijamy się bezbożny Lonciku? - Szepnęła cicho. Coraz bardziej podobało się jej to miasteczko. Seks po niecałej godzinie od wejścia między zabudowania, a teraz tyle ciepłej życzliwości na ulicy.

- Na to wychodzi - Chris parsknął, uwalniając ją i podciągając pospiesznie spodnie. Gapił się przy tym z niechęcią na łysola i gdyby wzrok mógł zabijać, tamten leżałby martwy… o ile to młody brunet nie padłby pierwszy.
- I czego się tak piłujesz od samego rana, ojczulku? Widzisz tu kogoś? - warknął majstrując przy pasku.

- Profanujesz dom boży, plugawisz świętą ziemię! - tamten darł się nadał, czerwieniejąc na twarzy przez co zaczął przypominać przejrzałego, sflaczałego pomidora - W swoim Zgniłym Jabłku możesz odstawiać podobne herezje, czcić Kozła i znieważać święte symbole, ale póki jesteś na naszej ziemi masz się trzymać naszych zasad!

Facet prychnął, zawijając rangerkę pod ramię opiekuńczym gestem. Stanął też tak, aby po części zasłaniać ją przed wzrokiem ślącego gromy prawie że z ambony klechy.
- Skończ to sapanie bo zaraz na zawał pierdolniesz staruszku- odwarknął mało przyjaźnie - Nie masz nic innego do roboty? Jakiegoś kazania przygotować, albo odklepać różańca przed śniadaniem? Weź się w końcu za porządną robotę zamiast bawić w podglądacza. Wiem że cię celibat ciśnie, ale idź spuścić ciśnienie gdzieś z dala ode mnie, bo jak na razie to ty szukasz dymu. Dawaj, zwijamy się - ostatnie mruknął ciszej do towarzyszki.

Charlie podciągnęła spodnie, gdy Chris się produkował. Uważnie przyjrzała się staremu klesze chcąc zapamiętać jego twarz. Jednym sprawnym ruchem podniosła plecak z ziemi. Żałowała, że nie mogli dłużej nacieszyć się tą chwilą, ale w sumie niebawem mieli zbiórkę by poszukać jakiegoś dzieciaka, a ona powinna jeszcze wpaść do Meg. Narzuciła plecak i chwyciła Chrisa pod ramię. Po chwili zastanowienia pomachała radośnie księdzowi.
- Udanego dnia ojczulku! - Pociągnęła Chrisa dalej w kierunku, w którym zmierzali wcześniej.

- Ciebie też zapamiętam, nierządnico babilońska! Nie próbuj wejść do domu bożego! A ty Podolsky zobaczysz! Scov się o tym dowie, już moja w tym głowa! - ruszyli przed siebie, żegnani porzykiwaniem duszpasterza. Darł się jeszcze chwilę, po czym z wymownym trzaskiem zamknął okiennice aż ze ściany odpadł liszaj tynku.

Chris za to wyglądał jakby był w wyśmienitym humorze. Szczerzył się wesoło, pokazując zęby aż do siódemek.
- Co za nawiedzony stary zjeb - parsknął rozbawiony obejmując mocniej prowadzoną kobietę - Nic się nie zmienił. Kiedyś myślałem, że to Ślepy Bobby Jim Stewart jest szurnięty, no ale życie szybko to zweryfiowało - zachichotał, głaszcząc Charlie po plecach - Nie przejmuj się nim. Dużo gada i głośno, ale jest niegroźny. Siewca zabobonów - prychnął zniesmaczony, ale dobry nastrój zaraz mu wrócił - To na długo przyjechałaś? Chcesz się zatrzymać u Meg, czy masz w planach inną metę?
- Był całkiem zabawny. - Charlie nie była w ogóle przejęta. - Nie planuję takich rzeczy jak ile i gdzie zostanę. Jak nie będę miała z kim spać ruszę dalej.
- A zobacz, to się bardzo dobrze i ciekawie składa - facet od razu się rozpromienił, posyłając jej szeroki, szczery uśmiech od ucha do ucha. Mrugnął i przybrał bardzo poważny wyraz twarzy oraz ton głosu.


Zwolnił też trochę krok, prowadząc ją przy starym murze za którym wśród mgły widziała nagie, powykręcane konary jakiegoś sporego drzewa - Bo widzisz Charlie, sprawa wygląda tak. Mam po ojcu całkiem spory dom, a nie mieszkam z nikim konkretnym. Sam niedawno wróciłem po dłuższej… nieobecności - zadumał się, ciągnąc ją przed siebie - Parę gratów musiałem wymienić, na pierwszy ogień poszło właśnie łóżko i chętnie się nim podzielę. Stolarz skończył robotę akurat wczoraj. Nie uważasz, że to zaskakujący zbieg okoliczności?

Charlie roześmiała się.
- Wiesz jak to brzmi, gdy słyszy się takie zaproszenie od gostka, którego dopiero co się poznało? - Uśmiechała się, uważnie mu się przyglądając. - Jakbyś dopiero co wrócił po jakiejś odsiadce, zamierzał mnie przykuć do łóżka i wykorzystywać w dogodnym momencie. Lub co gorsze, jakbyś rzeczywiście myślał, że do twarzy by mi było z domowym ogniskiem. - Mrugnęła do niego.

- Daj spokój Charlie - powiedział urażonym tonem, przykładając rękę do piersi jakby słowa rangerki rzeczywiście go zabolały - Nie jestem jakimś pierwszy, lepszy i obcym frajerem. Znamy się już trochę, nie? I to nie powierzchowna znajomość, a dogłębna, z odpowiednim rozeznaniem. Powiedziałbym nawet, że znamy się na wylot - tokował w najlepsze kryjąc rozbawienie za poważna miną - A lubisz przykuwanie? - zainteresował się nagle tym fascynującym detalem rozmowy.

Charli powstrzymała kolejny wybuch śmiechu ale po chwili spoważniała.
- Tak szczerze, szczerze? - Przez głowę przemknęło jej kilka nieprzyjemnych wspomnień, ale szybko zepchnęła je gdzieś dalej. - Bardzo nie lubię, być krępowana. - Mimowolnie przesunęła dłonią po nadgarstku, w który kiedyś wpijały się więzy. - By nie powiedzieć, że mogę na to zareagować dosyć agresywnie. - Uśmiechnęła się starając się trochę złagodzić ostatnie słowa.
- A już miałem zaproponować kajdanki - westchnął boleśnie i parsknął, chociaż oczy miał poważne i skupione na obserwacji jej twarzy. - Szkoda, ale rozumiem. Do niektórych rzeczy trzeba zaufania. Wielu skurwysynów się teraz pałęta i większość potrafi pięknie gadać i mydlić oczy, a jak przychodzi co do czego wychodzą z nich ludzkie śmieci - przestał się uśmiechać i pokręcił głową - Tak szczerze to mam kajdanki - powiedział naraz, sięgając za pazuchę do wewnętrznej kieszeni kurtki - I nie tylko je. Nie wróciłem z paki, ani nic w ten deseń. Jestem zjebem… no ale chyba w granicach normy - zaśmiał się pod nosem - Nie musisz się mnie obawiać, nie wykorzystuję kobiet i nie robię nic o co same nie poproszą - znowu się wyszczerzył.

Charlie przysunęła się do niego i szepnęła mu do ucha
- Jakbym się ciebie obawiała, to bym nie wzięła cię do buzi. - Odsunęła się uśmiechając się już szczerze. - Czyli jak ładnie poproszę, to mnie dokładnie wyliżesz? Trzymam cię za słowo Chris.

- Zawsze mogłaś zacisnąć szczęki - powiedział lekko, przekręcając twarz i całując ją w nos - To ja tu wykazałem nieskończone pokłady zaufania i wiary w drugiego człowieka… a ten jebany klecha jeszcze na mnie psy powiesił. Co za… heh - parsknął - Masz jak w banku. Więc jak będzie? Wpadasz do Meg na kielicha, a potem zawijam cię do siebie? Po tym jak już znajdziemy tego smarkacza - westchnął, wchodząc na trawę żeby ominąć wyjątkowo obszerną kałuże idealnie pośrodku drogi.

Rengerka przeszła po jego śladach.
- Hmm… myślę, że mogę zaryzykować, skoro już wykazałeś się takim zaufaniem wobec mojej osoby. - Charlie obserwowała usta. Był taki milutki. Aż dziwne, biorąc pod uwagę, że dopiero się poznali. - Co to za maluch?
- Widzisz! Za to trzeba się napić! - w dłoni Chrisa zmaterializowała się znana już piersiówka, ale tym razem wpierw wyciągnął ją do poczęstunek - A Jack? Mały, robiący problemy smarkacz, równie bystry co jego stary… o ile jego starym jest ten kogo wskazuje jego stara - wykrzywił usta w cynicznym uśmiechu - Teraz i tak się nie dowiemy, bo starej raszpli zmarło się podobno w tamtym roku. Nie wiem, tak słyszałem od Oscara. Wszystkie żony w okolicy odetchnęły z ulgą, a mężowie pili ze smutku na umór przez tydzień… no a część z nich na pewno też odetchnęła, że nie zostaną wrobieni w ojcostwo po raz kolejny - rechotał pod nosem, rozbawiony ponad miarę - Została ich dwójka dzieciaków. Bree i Jack. Jakoś sobie radzą, miejscowi im pomagają, bo stary się zapił, albo coś go zeżarło w lesie, nie wiem. Stawiałbym na pierwsze - wzruszył ramionami - Gówniarz wlazł z samego rana do lasu, pewnie jak przestało lać. Zostawił siostrze list jakby to kurwa miało ją uspokoić. - pokręcił głową - No to przyleciała do nas i przerwała śniadanie. Nie wypiłem kawy… nienawidzę żyć bez pierwszej porannej kawy, to zbrodnia.

- Do nas? - Charlie nachyliła się i pocałowała go w policzek. - A mówiłeś, że mieszkasz sam. Hm… czy to jakaś kochanka?
- Jasne że tak! - odparł bez cienia wahania - Widziałaś ją, taka siwa i brodata. Śmierdzi jej z gęby cebulą i miewa humory gorsze niż moja matka!
- W sumie to nie widziałam chyba że ten klecha był kobietą? - Zamyśliła się. - Zaczynam się martwić. Też wyglądam jak starucha? - Spytała udając obawę.
- Wolałbym żeby mi odgryźli kutasa niż… z tym starym pojebem - aż się wzdrygnął na samą myśl, przyciągając kobietę do siebie. Przeszli tak dobre kilkanaście metrów wychodząc z zamglonej osady na niemniej zamgloną drogę wśród niskich, pokręconych drzewek - Nie dygaj, z twarzy wyglądasz na dwie dyszki. Co do reszty… nie widziałem, a dotyk bywa zawodny - rozłożył ręce w geście “no co ja mogę?” - Mieszkam sam, żarłem śniadanie z Oscarem. Scovem - wyjaśnił niedopowiedzenie - Mieliśmy małą sprawę do siebie, więc skoro i tak miałem coś zeżreć wolałem obżerać jego. Długo znasz Meg?

- Moje ciało wygląda młodziej od twarzy. - Mrugnęła do niego. - Znam to chyba duże słowo. - Powiedziała z uśmiechem. - Widziałam ją z 10 lat temu. Ale “utrzymywałyśmy” kontakt. A ty długo już tu siedzisz?
- Czyli posuwałem dziesięciolatkę, aż zapiszę w kapowniku - zarechotał sie w najlepsze, przymykając przy tym oczy - Dziesięć lat to długo, gdzie się poznałyście? Karawana? Słyszałem, że kiedyś też jeździła… a ja jestem sobie taki mały żuczek, toczący swoją kulkę gnoju przez całe Zasrane Stany. Teraz dotoczyłem ją tutaj, do domu - pokiwał w zadumie głową - Wróciłem niedawno, moze tydzień. Niektórzy już ostrzą widły i chcą rozpalać stosy - puścił jej oko. Teren powoli zmieniał się w pola, obok drogi pojawiło się zardzewiałe i zarośnięte torowisko. - Już niedaleko - mruknął pokazując na złom - Meg mieszka zaraz za nasypem. Możesz iść prosto wzdłuż torów i na pewno trafisz.

- To historia do opowiedzenia przy butelce czegoś dobrego. - Mrugnęła do niego. - To widzimy się na zbiórce Lonciku?
- Trafisz sama? - rzucił orientacyjnym pytaniem, by przyciągnąć ja do siebie - I coś ci się chyba pomerdało Gąbeczko - prychnął jej w twarz i po dramatycznej przerwie dokończył ze zbójeckim uśmiechem - Tak bez pożegnania chcesz się zmyć? No serce mi łamiesz… znowu.

Charlie przywarła do niego, a jej dłonie bez trudu odnalazły raz wytyczoną ścieżkę do wnętrza jego spodni, odnajdując tam dwa bardzo ciepłe elementy. Była ciekawa kim właściwie stała się dla Chrisa. Podejrzewała, że raczej jednorazową przygodą. Ale w sumie nie oczekiwała niczego więcej. Choćby jedna noc w ciepłym łóżku z kimś kto przegoni koszmary.
- Obawiałam się, że jak zaczniemy się żegnać, znów skończę pod jakąś ścianą. - Pocałowała go delikatnie.

Oddał pocałunek, choć bez grama subtelności z jaką ona rozpoczęła proces pożegnania. Para silnych dłoni wystrzeliła do przodu, chwytając ją za ramiona i unieruchamiając w uścisku. Wargi zaś żyły własnym życiem, atakując łapczywie, zaborczo wręcz. Przypominało to bardziej znaczenie terenu, stawianie widmowego podpisu na prawie do posiadania ciała, bądź duszy - nieistotne detale. Zupełnie jakby mężczyzna nie rozstawał się z nią na godzinę, lecz na długi czas i chciał, by do momentu spotkania nie zapomniała ani o nim, ani tym bardziej o ich umowie, zawartej gdzieś między zamglonymi opłotkami budzącej się powoli do życia osady. Umowie opiewającej na nocleg oraz towarzystwo - kooperacji dwóch istot ludzkich, które zrządzeniem losu spotkały się na zapyziałym krańcu świata, otoczonym bujną, dziką zielenią.
- Najpierw ten gówniarz, bo Bree się zajęczy z rozpaczy - powiedział niechętnie, gdy musieli się od siebie oderwać. Z tego również nie wydawał się zadowolony. W ogóle nagle stał się wyjątkowo drażliwy, a oczka chodziły mu po okolicy szukając elementu do wyładowania złości. Puścił ją, na pożegnanie dając klapsa w tyłek.
- Nie zgub się - mruknął w ramach pożegnania i szybkim krokiem zagłębił się między drzewa niknąc jej z widoku w mleczobiałym oparze.
 
Aiko jest offline