Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2017, 23:00   #4
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Czarną 1/2

Lukas "Luke" Benson - przybysz z Miami



~ Albo te cholery robią się coraz cwańsze albo ja jestem coraz głupszy. ~ mniej więcej do takich wniosków dochodził idący w ciszy przez zawilgocony a nawet zalany wilgocią las brunet. Wyżreć przynętę z wnyków i się nie złapać samemu ani nawet nie uruchomić pułapki. Do czego to dochodzi? Pokręcił głową znowu gdy sobie przypomniał o pierwszych wnykach jakie dzisiaj sprawdzał. No ale z polowaniem czy łowieniem tak było. Raz się brało wszystko a raz nic.

Sprawy nie polepszył Wyjec. Chociaż o tyle dobrego, że polował gdzieś dalej a już polował czyli nie tropił czyli nie on był jego ofiarą. Dobrze. Nawet bardzo dobrze. Na tyle dobrze, że puścił w niepamięc puste sidła. Za to przy trzecich los się jakby uśmiechnął do niego gdy dostrzegł schwytanego królika. Dobrze! Nie świetnie no ale dobrze. Już wiedział, że nie wróci z pustymi rękami i tylko było pytanie co złapie się jeszcze z tego obchodu. Schylał się już by zakńczyć ziemski żywot tego schwytanego szaraka gdy dostrzegł… No co?

Sam do końca nie był pewny na co właściwie patrzy. W pierwszej chwili wychodziło mu, że grób. No ale po grzyba? Kto był taki wstydliwy, by skasować kogoś a potem zmiast porzucić i obrabować przykrywać go gałęziami. Ściętymi. Dość świeżo. Niedawno. W końcu deszcz zatarły większość starszych śladów. A tu ktoś niedawno naciął gałęzi by ukryć ciało. Więc co? Kryjówka? Ktoś tam chciał się ukryć albo kogoś próbowano ukryć? Ktoś jednak znał się co nieco chociaż na sztuce maskowania bo te ścięte gałęzie i reszte nieźle dobrał. To czemu nie zabrał królika? Śpieszył się. Liczył, że wróci nim wróci kłusownik od sideł na królika? Śpieszył się aż tak bardzo, że nie zauważył królika? Rozważania co do dalszych kroków przerwał mu drobny ruch raczej drobnej dłoni. To nie był trup!

Luke podrapał się po brodzie trochę nerwowym gestem. Nie chciał być w nic wplątany! Z trupem ta historia była wystarczająco zastanawiająca by mieć o czym gadać lub milczeć. Z jeszcze nie trupem to już w ogóle się robiło… No coś co wolałby być gdzie i kiedy indziej. Rozejrzał się dookoła. Po cholerę ktoś w pośpiechu ukrywałby jeszcze nie trupa? Wahał się. Mógł zgarnąć królika i wrócić do schematu obchodu. To w końcu nie byłą jego sprawa i ktoś tu starał się co nieco by to nie była sprawa ani jego ani niczyja inna. Ale był też trochę ciekawski z natury. Jak każdy wędrowiec, podróżnik i zwiadowca z zamiłowania a nie potrzeby.

Wzruszył ramionami jednym ruchem skręcając kark szarakowi. Odplątał go z wnyków zaczepiając sobie go o pas ale cały czas w napięciu nasłuchiwał tak podejrzanej kupy gałęzi jak i lasu w którym nie tak dawno zniknął ten co naciął tych gałęzi i rzucił je na jeszcze nie całkiem nieżywe ciało. ~ No to zobaczmy co w trawie piszczy. ~ wzruszył ramionami nie mogąc znaleźć innego powodu podszedł do naciętych gałęzi.

Sterta badyli jak na złość pozostawała cicha i prawie nieruchoma, o ile nie liczyć drobnego poruszenia igieł fundowanego wiatrem. Nie dochodziły z niej żadne jęki i piski, brakowało szlochów, a nawet zwykłego i poczciwego świstu oddechu dającego znak, że ktoś tam pod spodem żyje. A może już nie żył? Ruch ręki się nie powtórzył, mogło mu się wydawać że coś dostrzegł. Mgła mamiła wzrok, światło odbiło się nie tak jak trzeba… ale postanowił sprawdzić. Ostrożnie zbliżył się do celu, rozglądając się po plątaninie igieł i kory. Szukał linek, potrzasków podobnych temu, które sam zakładał na króliki. Badyle pozostały jednak badylami, nie dostrzegł nic co wyglądałoby na pułapkę, albo zabezpieczenie przed kimś ciekawskim, kto próbowałby zepsuć z takim trudem przygotowaną prowizoryczną mogiłę.

Bliższy kontakt również nie przyniósł niczego niepokojącego, jeżeli nie liczyć kogoś pochowanego w lesie całkiem blisko domu tropiciela. Obchód dookoła sterty, potem rozgarnięcie wierzchniej warstwy kijem, bo przecież nie ręką - ten sam efekt. Nie znalazł mechanicznych ustrojstw chcących mu zrobić krzywdę, zamiast tego przegnał olbrzymiego, spasionego pająka, wielkością dorównującego jego dłoni. Czarny skurczybyk przeparadował wielce obrażony, przebierając prędko dziesięcioma odnóżami jakby chciał się znaleźć szybko poza zasięgiem intruza.

Mężczyzna pracował dalej, patyk po patyku oczyszczając miejsce, gdzie spodziewał się dostrzec twarz. Odgarniał mokre jak nieszczęście gałęzie, a skroplona woda osiadła mu na ubraniu mocząc rękawy aż do łokci. Nie oszczędziła też przodu ubrania, szyi i spodni. Wystarczyło parę minuty, by poczuł zimno. Jeszcze niegroźne, ale pierwszy dreszcz był jak sygnał alarmowy. Pracował dalej, aż wreszcie dojrzał swój cel. Przynajmniej w mniejszej części. Wyglądało jakby ciało zakopano prawie całkowicie, zostawiając ponad powierzchnią tylko zakryty płóciennym workiem… chyba łeb. Wyglądał jak obły baniak, więc chyba należało się tam spodziewać głowy. Poniżej, tam gdzie zaczynała się szyja, zaczynała się też linia gruntu. I gałęzie.

~ I co teraz cwaniaku? ~ przerwał pracę gdy sprawa mimo, że się nieco przejaśniła to jakoś jednak niezbyt. Chyba jedna z tych chwil, gdzie jakieś odpowiedzi budzą kolejne pytania. Pułapki nie było. Na razie przynajmniej żadnej nie znalazł. Ale teraz to na co natrafił… Nie był pewny co o tym myśleć. Gałęzie zostały rzucone na wierzch w pośpiechu. Ale kontrastował z tym wysiłek włożony w wykopanie dołu na ciało i przysypanie go w większości. To ciężkie było do zrobienia samym nożem. Nawet saperką czy siekierką to już trochę roboty było. Raczej jednak wyglądało, że ktoś sporo wysiłku i czasu włożył by ukryć to ciało. Po co? Żeby zamaskować zapach? Ziemia mogła wytłumić sporą część zapachu. Gałęzie chroniły przed przypadkowym odkryciem przez ludzkim wzrokiem. No i ten worek. Ten worek na głowie go najbardziej niepokoił.

Worek się zakładało więźniom na głowę by ich spacyfikować. Więc to byłby jakiś więzień? To po grzyba go ktoś tu chował? Jakiś łowca nagród ze swoim więźniem? Wtedy musiałby pewnie być ktoś obcy. Wahał się znowu co dalej zrobić. Ruszając ciało prawie na pewno by wszedł komuś w paradę. Temu kogoś kto poświęcił tyle czasu i wysiłku na zamaskowanie ciała. Warto było? Nawet nie był pewny czy ten ktoś jeszcze dycha. Jak tak to ledwo - ledwo. Postanowił sprawdzić pośrednio. Złapał za odkryty nadgarstek ciekaw czy wyczuje puls i czy jest jeszcze sens się spieszyć z czymkolwiek. Nie był do końca pewny czy widział ten ruch dłoni czy to jakiś pośmiertny skurcz czy kaprys mglistego lasu o poranku.

Trochę się na tym znał, nie tylko słyszał z opowieści. Spędzając tyle czasu samotnie w głuszy musiał się znać. Aby przetrwać tam, gdzie nikt nie mógł mu pomóc. Wiedział czego szukać, gdzie dokładnie przyłożyć palce. Zaraz pod nadgarstkiem, tam gdzie rozwidlają się kości przedramienia. Skóra grobowej ręki była chłodna i mokra jak cała okolica. Śliska od perlącej się w powietrzu wilgoci. Z początku nic nie wyczuł, jednak gdy się skupił i poświęcił dłuższą chwilę udało mu się - poczuł pod kciukiem pulsowanie. Bardzo powolne, ale było tam, dając znak że zagrzebane w piachu i błocie ciało nie jest martwe.

~ Żyje. ~ pomyślał sam nie wiedząc sam czy się cieszyć czy smucić. Właściwie gdyby miał do czynienia z trupem sprawa chyba by się nieco uprościła. Ot, choćby mógłby je zostawić i zawiadomić szeryfa i niech on się tym martwi. No a jak jeszcze ktoś tu jednak nie odwalił kity a jednak był dla kogoś całkiem cenny no to się zaczynały schody. Trudno. Miał dość zgadywanek a odejść nie zamierzał. Zaczął więc sprawdzać najpierw patykiem krawędź sznurka i worka. Gdyby go zdjął i nawet postanowił z powrotem założyć była już szansa, że ten drugi się skapnie. Ale jeśli nie chciał odwrócić się i odejść to alternatywą jaką widział było wykopanie całego ciała… w ciemno. I co? W ciemno miał je gdzieś dźwigać czyli pewnie do domu? To już wolał najpierw zobaczyć z kim ma do czynienia.

Przy bliższym zapoznaniu z dolną krawędzią worka okazało się, że przewleczono przez niego drut, a ten okręcono wokół szyi ofiary dość ciasno, ale nie tak aby udusić. Zostawało niewiele miejsca na oddech, ale coś zostawało, dzięki czemu Luke miał przed sobą żywy, wciąż dychający problem. Do rozplątania zamknięcia potrzebowałby kombinerek, ale nie miał ich akurat pod ręką. Padło więc na sam worek - zwykłą tkaninę bez dodatatkowych udziwnień. Tropiciel sięgnął po nóż i ostrożnie, uważając aby nie zranić skóry pod spodem, rozciął brudny materiał, milimetr po milimetrze odsłaniając co kryło się dotąd za osłoną. Zaczął od góry, dlatego najpierw dostrzegł włosy - jasne, chyba długie. Słoneczny blond, tylko teraz ubabrany ziemią i skrzepłą krwią. Dalej ciął, odsłaniając czoło, potem wąski nos i wydatne, lekko sine usta. Doszedł do brody, po czym odsunął materiał na boki, odkrywając całą twarz. Kobieta - to wiedział ledwo zobaczył zamknięte oczy z długimi rzęsami i łagodne łuki brwi. Brudna, blada jak sama śmierć. Młoda, miała może dwadzieścia-dwadzieścia dwa lata. I była śliczna, nawet mimo tego całego syfu i prawej skroni z włosami sztywnymi od zaschniętej juchy. Drobna trójkątna twarz o harmonijnych rysach jakie widywało się kiedyś w gazetach.

~ O kurwa… Prawdziwa śpiąca królewna! ~ musiał przyznać, że na moment dał się ponieść niedowierzaniu gdy zobaczył jasną twarz i włosy tak bardzo kontrastujące z otaczającym je ziemskim a nawet błotnym padołem. No super. Miał jasnoblond skarb. Chyba czyjś. No i teraz co dalej? Na zbyt ciężką nie wyglądała ale no to nie był królik by go sobie przytroczyć do pasa. Niepokoił go też ten co ją tu skitrał. I związał. I oporządził tym workiem i drutem. A na koniec zakopał i obłożył gałęziami by jej taki ktoś jak Luke nie znalazł. Wahał się jeszcze. Ale tak naprawdę wsłuchiwał się w głos rozsądku czy wynajdzie jakiś pretekst by wrócić do łowów na szaraki. Ale nic nie znalazł. Było nie było w końcu znalazł nie? Nikomu nic do tego. Poza tym trochę tak szkoda mu było dziewczyny a coś jakoś wątpił by zbyt długo poodychała tym powietrzem jeśli tak dalej będzie tu leżeć. No i gałęzie jeszcze mógł próbować ułożyć by wyglądało, że nikogo tu nie było ale worka zcalić za cholerę nie umiał. Wzruszył więc ramionami. Trzeba było zabrać się za wykopanie tej ślicznotki. Potem… Machnął ręką na jakieś potem. Potem się będzie o to martwił. Ale pewnie trzeba by powiadomić i szeryfa i nawet bardziej Rosalin, miejscową felczerkę. Ale to potem. Najpierw trzeba było wykopać ciało.

Zabrał się do pracy, wpierw odgarniając gałęzie, a potem walcząc z mokrą, gliniastą ziemią która lepiła się do dłoni i wszystkiego co tylko miało z nią kontakt. Pracował uparcie odsłaniając kolejne fragmenty bezimiennej dziewczyny. Ramiona, piersi, brzuch i nogi miała bure od błota, mokre i zimne. Co pewien czas sprawdzał tętno - wciąż tam było, tłukąc wewnątrz nieprzytomnego ciała jakby nie chciało się poddać niesprzyjającej aurze. Tropiciel ze zdziwieniem zauważył, że ubrana jest równie nieadekwatnie do pogody, bo miała na sobie cienką sukienkę niewiadomego teraz koloru, zaczynającą się gdzieś powyżej kolan i ciągnącą się aż pod szyję, by tam rozejść się wraz z dekoltem na ręce do łokci. Nie miała butów, ani broni. Nawet głupiego noża. Nogi w kostkach skrępowano jej podobnym drutem jak ten dookoła szyi i worka.

Im więcej ziemi i gliniastej gliny odłaziło z ciała dziewczyny na boki i im bardziej ona sama była widoczna tym bardziej mu się ona podobała ale sytuacja coraz bardziej wydawała się zagmatwana. Pracował nerwowo co chwila przestajac i nasłuchując jakby las, ten który tak dobrze znał, stał się nagle obcym, wrogim lasem. To nie do końca było tak. Las był nadal swojski. Ale krył w sobie ten jeden, obcy, tajemniczy element który łączył tą zakopaną żywcem dziewczynę no i teraz jego, który ją odkopywał. Czuł napięcie i w żołądku i na krzyżu czekając na ten charakterystyczny odgłos odbezpieczanej broni. A może od razu tamten strzeli? Chuj wie.

Dziewczyna wydawała mu się kompletnie… No bajkowa właśnie. Zjawiskowa. No śliczna jak z obrazka, zgrabna też, no na tyle co widział przez te błoto i glinę no to dziewczyna pierwsza klasa. Ale takie laski nie łaziły sobie samopas a jak już to należały do tych co w ten lub inny sposób umiały o siebie zadbać. A tej jak z takich była to coś się chyba powinęła noga. Właściwie nie to, że noża nie miała ale nie miała nawet pochwy po nożu. Nawet butów. Przez las na bosaka? No serio. Nie mogła to być żadna dziewczyna mieszkająca w lesie lub w pobliżu. I ten drut. I na szyi i na nogach. Ludziom pętało się kostki by nie zwiewali. Ale. Ale wtedy robili się dość stacjonarni. Ewentualnie do przewiezienia jak dywan czy coś. Samochodem, wozem, na koniu. Ale w lesie to najwyżej koniem albo prowadzić. Więc co?

Pasowało do łowcy nagród. Choć musiałby chyba zdzielić ją jakoś w łeb i związać i zasypać gdy padła. I nawet wtedy skąd by się tu wzięli? Łowcy niewolników? No może. Ale wtedy raczej bandy polowały na bandy. Więc jeśli to też jakiś specyficzny zestaw łowca - ofiara mu się trafił. Jakiś zbieg i gliniarz? Mąż i żona? Cholera to się zaczynało robić dość dziwne. Ale właściwie zdołał ją odkopać. Otarł rękawem pot z czoła. No ale nie było nad czym główkować już teraz. Trzeba było ją zabrać. Na ciężką nie wyglądała. Choć na pewno cięższa była od królika przy pasie. Niepokoił go ten drugi z tego zestawu. Jakby szybki i czujny Luke nie był to dźwigając tą blondzię nie zdąży sięgnąć po spluwę jeśli tamten sie zechce na niego zasadzić czy od razu strzelić. Pozostawało mieć nadzieję, że jeśli tyle wysiłku włożył w ukrycie blondyneczki to była dla niego na tyle cenna, że nie zaryzykuje jej postrzelenia. To dawała nadzieję, że Luke zdoła coś wymyślić w razie potrzeby. Każdy krok zbliżał go do przyjaznego terenu Salisbury.

- No. Chodź na rączki mała. - mruknął cicho i wziął bezwładne ciało w ramiona. Spojrzał w dół czy przypadkiem czegoś tam nie zostało po niej coś co by dało jakieś wyjaśnienie albo po prostu przydatne. A jeśli nie to wolał się z trefnym i brudnym blond towarem udać na swój teren. Oględziny się powiodły o tyle, że znalazł jakiś plecak. Zarzucił go sobie na swoje plecy mając nadzieję sprawdzić go później.

Ciało poddało się grzecznie woli tropiciela, bezwładnie zalegając w jego ramionach bez choćby stęknięcia sprzeciwu. Pozostawało ciche i trupio spokojne, kiwając się raptem w rytm kroków nadawanych przez Lukasa, a spieszył się. Narzucił szybkie tempo przedzierając się przez las powrotną drogą. Otaczająca go cisza przytłaczała, zupełnie jakby puszcza wstrzymała oddech czekając na to, co miało się zaraz wydarzyć. Czuł w powietrzu napięcie, nerwowe oczekiwanie. Albo zjadała go paranoja, pogłębiana jeszcze przez tumany mgły przez które ciężko szło się zorientować na czas, czy ktoś nie zasadził się na nich gdzieś przy ledwo widocznej ścieżce. Tyle dobrego, że pakunek nie sprawiał problemów, kiwając się na wysokości jego piersi i brudząc szarą mazią czyste jak na niego ubranie.

Szybkim krokiem minął miejsce zastawienia drugich sideł, przeskoczył nad wąskim strumykiem i parł dalej, rozglądając się czujnie gotowy na… sam nie wiedział na co. Przed kulą nie szło się uchylić. Pozostawała zwierzyna, ale ona też nie pokazywała mu się w polu widzenia. Raz wysoko między konarami drzew przeleciał głuszec prawie przyprawiając mężczyznę o zawał, gdy ten przedzierał się przez pole gęstych, rozłożystych paproci.

Ptaszysko było niegroźne, Wyjec też się już nie odezwał. Tak samo jak bezimienny wróg, właściciel młodej kobiety niesionej przez Lukasa ostrożnie poza granice lasu. Może i laska nie ważyła wiele, jednak dystans robił swoje. Oddech zaczął mu się rwać, na skronie wystąpiły kropelki potu. Zdążył zmachać się solidnie nim na horyzoncie dostrzegł znajomy kształt wieży ciśnień. Domu jak lubił o niej mówić.




Prawie do ostatniego momentu obawiał się strzału szarpiącego plecy. Dlatego gdy piętą trzepnął drzwi i oparł się o nie właśnie tymi całymi nadal plecami pozwolił sobie na na moment celebrowania ulgi. Wrócił do domu! Cały! No i z tą zadrutowaną, nieprzytomną blondzią na rękach… I co dalej?

Odepchnął się od drzwi i chwilę stanął po parterze wieży zastanawiając się co dalej. Za odpowiednik domowych pieleszy uważał górny poziom, ten pod samą czachą wieży pod dachem. Na dole miał jednak odpowiednik kuchni i trochę jakby pokoju gościnnego dla gości i załatwiania spraw. W końcu położył dziewczynę na ławie. Znowu mu ulżyło. I z ulgi na duszy i na ramieniu. Popatrzyła na nią spokojniejszy w spokojniejszych domowych pieleszach. Nadal jednak była tak enigmatyczna jak i niedawno w lesie. Drut. Trzeba było pozbyć się tego drutu. No i była mokra i zimna. Trzeba było ją ogrzać. A najlepiej umyć. A jeszcze lepiej ogrzać i umyć. Czyli trzeba było nagrzać wodę i naszykować balię. Czyli rozpalić znowu piec. Właściwie to ta nietomna blondi to się dość pracochłonna zaczynała robić. Posłał jej spojrzenie które uznał za krytyczne ale blond aniołek dalej nie uznała za stosowne zareagować na ten manewr oczami.

Zaczął więc od tego, że po prostu narzucił na nią stary koc. Potem rozpalił w piecu. Ponieważ “na wszelki wypadek” miał naszykowane “co nieco” opału to i nie musiał nigdzie łazić. Nawet do piwnicy gdzie trzymał większość drewna. Ogień w piecu zaczął dość szybko płonąć. Sprawę z napełnianiem balii, że nie była do zrobienia tak od razu trochę sobie zostawił i zaczął od znalezienia cążków do pozbycia się tego drutu z jej szyi i nóg. Ktoś tu nieźle zadbał by dziewczynę nie było łatwo oswobodzić nawet jakby się niezły nóż miało. No i zostało mu dowiadrować wody do balii. Z tą ziemią co ją oblepiała nie widział sensu nalewać zbyt dużo bo i tak się zrobiłoby błoto. Najwyżej się wyleje i znów naleje czystej. Właściwie był przy nadziei, że się dziewczę docuci za pierwszą porcją wody i oporządzi samo albo chociaż wyjaśni co jest grane. Póki co zaś mógł przejrzeć znaleźny plecak.

Jasnowłosy intruz okazał sie na tyle niewdzięczny, by nie wybudzić się i nie zacząć sypać odpowiedziami. Wciąż leżał nieruchomo na podłodze, ale nie pozostawał niezmienny. Dało się to zauważyć po jakimś kwadransie od nakrycia kocem i znalezieniu się pod dachem, więc odcięcia od chłodu i wilgoci. Na białą twarz powoli wracały cienie kolorów, usta straciły niezdrową siną barwę na rzecz bardziej naturalnej. Oddech też jakby się poprawił, pierś dziewczyny poruszała się swobodniej, bardziej miarowo i teraz już zauważalnie gołym okiem. Nadal jednak pozostawała nieprzytomna, ale szło ku lepszemu jak to mawiali starzy ludzie.

Pozbycie się drutu gdy miało się odpowiednie cążki poszło szybko. Lukas musiał co prawda zachować ostrożność żeby przypadkiem nie narobić lasce dodatkowych dziur w szyi i na nogach, ale operacja udała się bez większych zgrzytów. Raz tylko ostry szpic ześlizgnął się po drucie. Zamiast w skórę przy krtani trafił w deski ławki, tak że obyło się bez tragedii. Usunąwszy więzy tropiciel odsłonił zaczerwienioną i zdartą skórę. Rany były nowe, nie mogła nosić tych “ozdób” długo.

Po wykonaniu obowiązku oswobodzenia damy z opresji, mężczyzna mógł spokojnie zabrać się za przejrzenie plecaka. Prosty, skórzany i zamykany z boku i od góry na suwak. Ledwo go otworzył jego oczom ukazało się kolejne pudełko, tym razem przypominające małą walizkę. Na niej przyklejono zafoliowane zdjęcie przedstawiające dwójkę dzieci na kraciastym kocu. Chłopiec i dziewczynka - on ciemnowłosy, ona jasna blondynka o buzi podobnej do twarzy kobiety którą Lukas gościł w swoim domu. Na odwrocie zdjęcia zostawiono podpis czarnym cienkopisem - “Dla mojej Rain. Od zawsze i na zawsze.”
Gdzieś w tym momencie z górnej części domu rozległ się rumor jakby przewróciło się coś ciężkiego. Po nim rozległ się pełen zaskoczenia i dezaprobaty ptasi skrzek.

- Morda opierzony pasożycie. - mruknął brodacz wznosząc z niechęcią twarz ku górnym poziom odkrywając, że numer z pozostawionym otwartym oknem znów nie wyszedł. Pewnie za mokro i za zimno by opierzony cwaniak ruszył na zewnątrz pierzasty kuper i dajmy na to w orgii szczęścia i uśmiechu fortuny zgubił drogę do domu. Może potem jak się cieplej zrobi w lecie? Z drugiej strony zeszły sezon był dość ciepły i co? Nic. A może sierściucha skołować? Podobno sierściuchy i ptasiory to taka tradycyjna nienawiść. Może by wreszcie spokój był? Pokręcił głową. Marzenia ściętej głowy. Jak zwykle.

Rain. Nazywała się Rain? Czy to zbieżność wizerunków dziewczynki na zdjęciu i tej laski tutaj. Może wzięła walizkę właśnie dlatego, że ta dziewczynka ze zdjęcia jest do niej trochę podobna? Cholera wie. Ale zamknięcie nie było do sforsowania ot tak. Choć dalej dałby je radę pewnie rozwalić. Zamknięcie było na szyfr w bębnach. Szkoda. Jakby na klucz pewnie by miała przy sobie. No albo tamten drugi. No to zbyt wiele ani od walizki ani od właścicielki się nie dowiedział. Poza tym, że nadzieja na to, że wydobrzeje rosły sądząc po jej oddechu i kolorach. Wzruszył ramionami znowu. Zostawało nawiadrować tej wody do balii, dolać tej nagrzanej i włożyć blond wkładkę do środka. Zajął się tym na razie odkładając czy tą blond wkładkę obrać przy tym wkładaniu z tej jej kiecki czy jeszcze nie. Ot, ciekawe zagadnienie.

Wiadrowanie samo w sobie nie było czymś skomplikowanym. Już miał się za to brać, gdy z piętra doleciał go kolejny łomot, a wraz z nim w powietrzu zafurgotały pióra i po chwili przez otwór schodów zleciał majestatycznie biały ptak wielkości wyrośniętego sokoła.




Zatoczył koło nad głową tropiciela, patrząc z zainteresowaniem co robi. Rozpoznanie prawdopodobnie wypadło pomyślnie, bo zwierz wylądował po przeciwnej stronie pomieszczenia na starej szafce.
- Sieg heil! - papug zaskrzeczał z pasją i oddaniem, strosząc przy tym z godnością czub piór na łbie.

- Zobaczysz cholero. Kiedyś w końcu dowiem się co tam mamroczesz i jak to coś na mnie albo o mnie… - brodacz i gospodarz tradycyjnie wymienił powitalne grzeczności z białą cholerą. Nosz nie mogła zostać na górze? Zastanawiał się znowu ile takie cholery mogą żyć. Może już ostatni sezon i odwali kitę? No ale jeśli nawet to i tak długo za długo. Pokręcił głową i spojrzał na nieruchome ciało przykryte kocem. Nagle odkrył w blondi niesamowitą zaletę. Nie darła ryja. A to zawsze cenił na plus. Kiwającego się bojowo ptasiora udał, że nie zauważa.

- No mała. Kąpiel gotowa. - mruknął wskazując głową w stronę parującej balii. Doczekał się reakcji ale nie u tej którą pytał. Biała cholera zaczęła coś skrzeczeć ale albo niewyraźnie albo coś czego znowu nie zrozumiał jako zrozumiałą mowę. Jak już gadała to nie mogła po ichniemu? Pokręcił znowu zdegustowaną głową tak samo jak tyle razy wcześniej. To brzmiało jak jakaś straszliwie zdeformowana skrzekiem piosenka.

Od blondi nie doczekał się reakcji. Więc zsunął z niej koc i jeszcze chwilę się wahał. Ale właściwie tę kieckę też miała do prania. Wsunął więc pod jej ciało swoje ramiona i zaniósł ją do balii. Był nawet trochę ciekaw czy dotyk, mokrej i ciepłej wody ją jakoś rozbudzi. Opuścił więc najpierw jej nogi obserwując czy dziewczyna jakoś zareaguje na tą zmianę. Sam trzymał ją jeszcze nad wodą. Zmiany się doczekał choć nie uznał jej za zbyt spektakularną. Palce stóp zaczęły się poruszać gdy zanurzyły się w ciepłej wodzie. Chociaż szybko mu znikły z widzenia gdy ubłocone ciało zaczęło “dymić” w wodzie. Na twarzy też widział jakiś ruch pod powiekami. Nie był pewny czy to dobrze. Ale nie wyglądało źle ani niepokojąco. Kontynuował więc zanurzanie aż blondi siadła by tyłkiem na dnie balii. No i poczekałby czy coś by się stało. Wody było dość mało bo nie chciało mu się na tą pierwszą, wstępną kąpiel wiadrować jej na darmo jak i tak szła zaraz do wylania.

Papug pozostawiony sam sobie i tak bezczelnie ignorowany zaskrzeczał z wyrzutem, po czym wzbił się w powietrze, zmieniając miejsce tak aby widzieć co działo się przy wannie. Krążył chwilę nad głową Bensona, wciąż powtarzając swoje.
- Deutschland! Deutschland uber alles! - po drugim honorowym okrążeniu przysiadł na parapecie zezując w dół, gdzie balia.
Tam zaś sytuacja zmieniała się z minuty na minutę. Początkowo subtelne skurcze i powolne ruchy gałek ocznych nabierały mocy. Do poruszający się stóp dołączyły dłonie, zaciskając i rozkurczając palce w ciepłej, coraz mętniejszej wodzie. Dziewczyna budziła się niemrawo, ale jednak do życia. W pewnej chwili ni to jęknęła, ni to stęknęła przez nos, marszcząc czoło i przekrzywiając głowę do piersi aż brodą oparła się o ubłocony przód sukienki. Skroń otarła się mężczyźnie o koszulę na barku jako że wciąż ją podtrzymywał aby przypadkiem się nie utopiła.

- Zobaczysz. W końcu przyniosę jakiegoś sierściucha. Łownego. - podsumował wrzaskliwe przyśpiewki białej cholery osiadłej obecnie na parapecie. Pewnie by ją czymś rzucił ale akurat sytuacja w wannie zaczęła się robić trochę nerwowa. Coś zaczynało się dziać. A do końca sam nie był pewny co. Laska zaczynała reagować przytomniej choć nadal niezbyt przytomnie. Właściwie jakby ją zostawił to pewnie by opadła na dno wanny może nawet nie twarzą na dół. No ale przytrzymał ją iii…

No tak po prawdzie to niezbyt wiedział co dalej robić. Spojrzał na jej twarz tak blisko, że właściwie zezował by ją dojrzeć. Bardziej czuł jej twarz i oddech na swoim barku. I zrobiło się… Jakoś tak dziwnie. Było mu łatwiej ją podtrzymywać gdy był przy węższym brzegu wanny za jej plecami i przytrzymywał ją pod pachami. Gdy więc głowa jej się majtnęła w bok jakoś tak znalazła się właśnie na jego ramieniu jak na jakieś poduszce czy co. - Hej. Hej, słyszysz mnie? - zapytał jej cicho. Zanurzył dłoń w wodzie i przemył jej twarz. Miał nadzieję, że orzeźwiający efekt wody zadziała i tym razem. Przy okazji odkrył bardzo przyjemny efekt uboczny takiej pozycji. Jej dekolt miał na pierwszym planie. Właściwie jak tak na niego patrzył to doszedł do wniosku, że jakby nie doszła do siebie to też nie byłoby tak źle bo przecież biedactwu trzeba by pomóc z tym rozbieraniem sie i kąpaniem. No ale na razie przemył jej mimo wszystko twarz kolejną porcją wody.

Dziewczyna poddawała się biernie zabiegom czyszczącym, mrucząc przy tym i cicho pojękując z wciąż zamkniętymi oczami. Nie uciekała, ani nie odtrącała rąk, a nawet przekrzywiła szyję aby ułatwić mycie, a może zadziałał jakiś odruch? Słysząc ludzką mowę zadrżała i wykonała niesookrydowany ruch jakby chciała się przed czymś zasłonić, niestety ramiona uniesione na chwilę szybko opadły bezsilnie do wody.
- M… mhm - rozległo się potwierdzające mruknięcie. Chyba potwierdzające.

- O jak ładnie. - pochwalił ją, siebie, progres no i w ogóle całą tą sytuację. Zaczynała kontaktować. To chyba dobrze. Coś się wyjaśni. Okaże się w co się wpakował tym razem. Spojrzał jednak tęsknie na dekolt i resztę sukienki o konsystencji ubłoconej szmaty. No były jednak takie aspekty tego progresu które niekoniecznie musiały sprawiać, że miał ochotę skakać do góry z radości. - Jestem Lukas. Ale wszyscy mi mówią Luke. - powiedział przecierając trochę twarz blondynki a trochę już zjeżdżając dłonią na jej włosy. - Jesteś u mnie. Próbuję cię umyć i ogrzać bo byłaś cała w błocie i wyziębiona. - nie był pewny co mówić. Więc tak nawijał co mu ślina na język przyniosła. Dziewczyna twarz i szyję właściwie miała już umyte a i te części do najbrudniejszych nie należały. Zostawała ta sukienka i cała reszta.

- G-gd...gdzie jes… jes-stem? - szept dziewczyny rwał się, ale główny przekaz przy odrobinie dobrej woli dało się wyłapać. Przynajmniej laska mówiła po ludzku, nie jak ta cholerna, przerośnięta parodia gadającego kurczaka, śpiewające swoje na parapecie i kiwająca do rytmu nastroszoną głową.
- K… kim jest-eś? - padło drugie pytanie. Drżąca ręka chwyciła słabo jego dłoń zaciskając na niej palce. Blondynka przekręciła twarz tak aby móc spojrzeć na myśliwego będącego dla niej w tej chwili żywą, ludzką myjką. I niańką. Przez wyczyszczoną jako tako buźkę przeszedł grymas bólu, po wyraźnej walce zamknięte dotąd powieki podjechały do góry uwalniając parę rozkojarzonych, nieobecnych, orzechowych oczu.

- Luke. Luke Benson. - powiedział nieco odsuwając się ku dłuższemu bokowi wanny tak by mogli na siebie spojrzeć swobodniej. Prastarym gestem przy przedstawianiu się klepnął swoją pierś wskazując na siebie. Księżniczka zadawała naturalne pytania choć jeszcze chyba nie do końca łapała co się do niej mówi. Zupełnie jak ta opierzona cholera. W przeciwieństwie do niej jednak blondi w wannie miała wręcz boski wygląd. Chociaż przy papugu każda ssacza samica właściwie taki miała…

- Jesteś u mnie w domu. - wolną dłonią wskazał na ściany jakie ich otaczały. Nie był pewny jak to u niej wygląda sprawa z postrzeganiem więc uściślił to trochę bardziej. - Jesteśmy w Salisbury. Jest ranek. Znalazłem cię na skraju lasu. Ciebie i tamten plecak. Zakopanych w ziemi i przykrytych gałęźmi. Ktoś się postarał. Ale teraz jesteś u mnie w domu. Okey? - mówił cicho i wolno patrząc jak reaguje na jego słowa. Sam nie był pewny co, jak i ile jej powiedzieć. Wskazał po kolei na drzwi wejściowe, plecak wciąż leżący na stole i okna i dziury na górze przez jakie widać było światło dnia. Jak była tak wychłodzona to musiała w tej mokrej ziemi spędzić kilka godzin. Możliwe, że nawet od wczorajszego wieczora. Nie był pewny co i jak mogła z tego zapamiętać.

W miarę jak mówił dziewczyna przybierała różne miny od niepewności aż do przerażenia, a potem wyraźnie wstrzymała oddech gdy opowiadał o tym gdzie i jak ją znalazł.
- Ja-ak to… zakopanych? - pobladła jeszcze bardziej o ile było to możliwe. Podkuliła nogi podciągając je pod brodę jakby chciała zrobić się mniejsza i mniej zauważalna. Przy tym ruchu skrzywiła się i jęknęła boleśnie, łapiąc się za zakrwawiony bok głowy. - J… jaki plecak? W… domu, twoim? M-moja głowa… co… co mi się-stało?

- No zakopanych. Zobacz jak wyglądasz. Jesteś cała w ziemi bo byłaś prawie cała zakopana. Tylko głowa ci wystawała. Ale na głowie miałaś worek. Tamten co tam leży. - no robiło się ciekawie. Laska coś jakby nie pamiętała co jest grane. Coś już musiała kontaktować więc wskazał jej na jej własną ubłoconą sylwetkę. Co prawda ciepła woda już nieco obmyła jej ciało ale nadal gliniasta ziemia oblepiała ją solidnie. Popatrzył jednak na papuga który akurat się intensywnie czochrał. Ptasior jakby wyczuł jego spojrzenie bo przestał i z góry spojrzał na niego z wyższością. Kot. Łowny. Jak nic. Zobaczymy kto wtedy będzie górą. Luke pokręcił głową i wrócił do tej przyjemniejszej przynajmniej dla oka istoty.

- Plecak znalazłem przy tobie. Tam leży. - wskazał dłonią na pakunek jaki zostawił na stole. - A teraz próbowałem cię umyć. - dłoń wróciła mu do wnętrza wanny wskazując ogólnym machnięciem krąg wewnątrz. - Woda niedługo zrobi się chłodna. Lepiej zmyć z ciebie te błoto zanim to się stanie. Wstawiłem już nastepną. Mam mydło i inne takie. Będziesz się mogła umyć na czysto już w czystej wodzie. Dasz radę? - zapytał próbując ją przekierować uwagą na bardziej przyziemne sprawy. Tak sobie mogli gawędzić i gawędzić a woda stygła i stygła. No i musiał właściwie znaleźć jej jakieś ubranie. Chyba, że coś miała swojego w tym kuferku ale z jej stanem umysłu nie był pewny czy nawet jak jej to pamięta numer. Może potem jak się wymyje i wyśpi.

Coś jakby zaczęło docierać pod blond kopułkę, bo czy jej przeszły z obserwacji tropiciela do obserwacji uwalanej błotem sukienki i nie mniej brudnego ciała. Przetarła dekolt dłonię, ale tylko rozsmarowała lepką maź w podłużną smugę zamiast wyczyścić skórę do czysta.
- Luke. Jesteś Luke. - powiedziała wyraźnie i powoli, wracając wzrokiem do gospodarza, wybawcy… czy jak go teraz dało się nazwać. Oba miana pasowały. Przyglądała mu się przez prawie pół minuty i powtórzyła walcząc z trzęsącą się brodą - Dziękuję ci Luke. Jes-jestem… - zacięła się, na bladej twarzyczce pojawił się grymas wysiłku i znowu strachu - Jestem… - powtórzyła, strzelając oczami po pomieszczeniu, a nawet przebrzydłym papugu - Mam… nie pamiętam - wyszeptała przerażona. Zachwiała się i dobrze że siedziała, ale i tak musiała się przytrzymać krawędzi bali aby się nie przewrócić całkowicie.

- No tak, jestem Luke. - pokiwał głową zadowolony pomagając jej wrócić do pionu w wannie. Załapała co do niej mówił. Choć sama nie mogła się zrewanżować tym samym. - Spokojnie, może przypomni ci się z czasem. Na razie wykąp się i odpocznij. - zawahał się znowu. Właściwie jakby oporządziła się sama mógłby zrobić coś innego. Na przykład oporządzić tego szaraka na śniadanie. Ale jak mu właśnie udowodniła z balansem było u niej jeszcze dość słabo i zostawiać ją samą sobie wydało mu się trochę ryzykowne. Złapał kawałek szmatki i namoczył ją w wodzie. Do ścierania błota z ciała czy ubrania wydała mu się akurat w sam raz. Lepiej w każdym razie niż ręką. Przeciągnął szmatką przez jej obojczyk i kark zsuwając nadmiar błota po jej ramieniu. Przy okazji też jedną dłonią złapał ją za nadgarstek a drugą zaczął oczyszczać jej ramię. Potem i ramie się skończyło i szmatkę należało przepłukać. - Dasz radę sama z drugim i resztą? - zapytał wskazując jej dłonią ze szmatką na drugie ramię i resztę w pół siedzącej sylwetki.

- Powinnam… chyba powinnam zdjąć ubranie. Jest całe brudne - dziewczyna podzieliła się przemyśleniami, ale nie na temat o jaki ją spytano. Śledziła wzrokiem szmatkę, przygaszona i ze łzami w oczach. - Boli mnie głowa. Bardzo. I spać… chciałabym się położyć, ale tak z błotem… dziękuję Luke - powtórzyła jakby wracając do którejś z wcześniejszych jego wypowiedzi czy też czynów.

- No tak, to by pewnie było całkiem przydatne przy kąpaniu. - brunet pokiwał z uśmiechem głową aprobując jej nieśmiały pomysł. Wstał i wciąż trzymając ją jedną dłonią za rękę stanął obok wanny by miała stabilniejszy punkt podparcia. - Pójdziesz spać ale najpierw cię umyjemy, wysuszymy i ubierzemy w coś suchego. - podzielił się z nią swoim planem na nadchodzące minuty i kwadranse. Przez te całe błoto niezbyt dokładnie widział jak się tą jej kieckę zdejmuje ale pewnie na stojaka było łatwiej niż tyłkiem na siedząco. Z głową trochę go to niepokoiły te skargi. Od zewnątrz miał okazję na tyle dobrze ją obejrzeć, że nic takiego podejrzanego nie widział. Przynajmniej nie było krwi. Ale może się uderzyła czy tamten palant ją uderzył co jej te druty pozakładał? Albo coś pod włosami. Ale tego teraz nie wiedział jak sprawdzić choć znowu mu wyszło,że trzeba będzie sprowadzić Roselyn by rzuciła okiem na blondyneczkę. Na razie czekał czy jego gość ma siłę wstać i czy jest temu całemu rozbieraniu ochotny. Jakby pozbyli się tej kiecki to by mieli całkiem z górki.

- Tak… spać. Chce mi się spać - wymamrotała i korzystając z pomocy brodacza wstała chwiejnie na nogi. Ten jej pion nie był taki do końca sprawiedliwy, bo ledwo stanęła mężczyzna od razu poczuł jak opiera się o niego całym ciężarem, zaciskając dłonie na barkach aby pewniej trzymać fason. Poniekąd przykleiła się do niego frontem dzięki czemu miał ładny i łatwy widok na jej tylne rejony, gdzie poprzez burą breję dało się dostrzec znajomy kształt zamka błyskawicznego. Nie czekając aż jego nowa podopieczna zacznie marudzić, pociągnąć dzyndzel, zsuwając zapięcie z okolic łopatek aż do górnej części pośladków. Ubłocona kiecka po paru manewrach z ramionami blondi, spadła z pluskiem do wody. Dziewczyna poddawałą się biernie zabiegom, chwiejąc się na nogach i mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Czasem cicho westchnęła, czasem zdusiła jęk czy syk bólu - zwłaszcza przy poruszaniu karkiem. Sukienka nie była jednak jedyną przeszkodą. Zostawały jeszcze dwie umiejscowione zarówno na górnej jak i na dolnej części korpusu - też ubłocone i mokre jak cała dziewczyna.

- O widzisz jak nam to kąpanie ładnie idzie. - pokiwał głową patrząc w dół na dwa raczej brudne i raczej wąskie paski ocalałego na swoim gościu materiału. A, że były też i dość mokre to i też niezbyt coś specjalnie zasłaniały tak po prawdzie. Sam jednak widok bielizny znów na nim zrobił podobne wrażenie jak i sukienki. Podobnie nie był pewny przez ten błotny stan. Ale znowu wydało mu się, że to raczej dziewczyna z jakiejś wyższej półki. Porwano ją? A może była zbiegiem? Nie miał pojęcia a jej poszatkowany i wymęczony umysł coś był mało skory do współpracy. Wolną dłonią odpiął dziewczynie stanik i rzucił go na zewnątrz wanny. Nie był to w końcu pierwszy stanik jaki rozpinał kobiecie ale biorąc pod uwagę w jakim stanie była właścicielka jakoś nie czuł zwyczajowej satysfakcji. Choć nie mógł udawać, że jest mu to wszystko obojętne. W końcu tajemnicza blondyna była niczego sobie. Tylko ten jej stan wycieńczenia graniczącego z amokiem psuł wszystko, że aż mu właściwie głupio było ją rozbierać. Tak głupio, że aż ją ostrzegł na głos, przed następnym ruchem. - Teraz ściągnę ci gatki dobra? - trochę zapytał a trochę poinformował ją gdy dłoń zsunęła po jej boku do dolnego, przemoczonego paska materiału.

- Mhm… - cichy pomruk wyraził aprobatę, chociaż czy laska pojmowała o co się jej pyta pozostawało tajemnicą. Mogła odpłynąć myślami tam gdzie było jej dobrze, a tutaj działała reagując na miły ton głosu. Albo chciała mieć to już za sobą i móc się położyć jak Lukas obiecał. Po kąpieli czekało łóżko. Obejmowała go i dawała działać, kładąc policzek na jego ramieniu.

Papug za to nie zamierzał ograniczać się do pojedynczych skrzeków albo milczącego kiwania w przód i w tył, potrząsając grzebieniem.
- Schneller! Schneller jude! - darł się w najlepsze ze swojego miejsca operacyjnego, kierując wrzaski dziwne prosto do brodacza - Jude raus!

~ Kiedyś utopię tego pierzastego wrzaskiera. ~ brodacz zrewanżował się białej cholerze identycznie wyzywającym i wrogim spojrzeniem. Nie miał pojęcia co ta cholera drze się tym razem ale brzmiało dość wrogo by mieć jej to za złe. Ale cicha dla odmiany blondyneczka okazała się aż nadto zajmująca. Musiał się trochę pogimnastykować by ściągnąć z niej jej ostatni element ubłoconego ubioru ale za to gdy skończyli była już gotowa do pluskania. Czas najwyższy bo coś mu wyglądało na to, że dziewczyna mu leci z nóg na stojąco.

Posadził więc ją na krawędzi wanny i zmył szmatką tyle błota ile zdołał. Ruchy miał szybkie i energiczne bo ta jej ospałość trochę już go niepokoiła. Miał nadzieję, że szybkie urwane ruchy pobudzą dziewczynę chociaż trochę. Nie chciał też psuć sobie roboty i sadzać ją w tą płynną breję na dnie wanny. Spuścił więc wodę i rozcierał jej ciało swoimi dłońmi. Potem musiał ją na chwilę zostawić samą ale w już pustej wannie gdy najpierw musiał ją przepłukać a syfu a potem dowiadrować znowu czystej i ciepłej wody. Teraz, w tej drugiej kąpieli już dziewczyna była dużo bardziej zbliżona standardem do kąpieli. Można było więc użyć i bardziej standardowych środków jak szampon czy mydło.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline