Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2017, 23:26   #5
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Czarną 2/2

Lukas "Luke" Benson - przybysz z Miami


- No. Widzisz. Już prawie gotowe. - mówił do niej uspokajająco przesuwając się z mydlinami po jej włosach i ciele. Nie był pewny czy coś trzeba mówić ale chyba to nie przeszkadzało. Dziewczyna wodziła przez większą część kąpieli mało przytomnym spojrzeniem chyba jakby nie do końca kontaktowała co się dzieje. Dlatego na wszelki wypadek mówił. Mówił gdy mydlił gąbkę i gąbką jej skórę. Czuł jak wychłodzona skóra nabiera ciepła od ciepłej wody. Jak wraz z ciepłem wracają jej kolory i życie. A wraz z życiem wracają jakieś reakcje dziewczynie. Przeszedł od jej głowy, przez kark, i plecy. To zdołał załatwić od tyłu. Potem przemył jej ramiona i nogi zaczynając od dopiero nabierających ciepła stóp a kończąc gdzieś w połowie ud które wystawały gdzieś do tej połowy z wody. Przy przedniej części korpusu trochę go żarło sumienie przed wykorzystywaniem sytuacji i dziewczyny. Ale właśnie gdzieś w tym momencie jego gość zaczęła się uśmiechać. Całkiem sympatycznie i zachęcająco. No cóż. Jak mógł odmówić tak zmaltretowanej dziewczynie odrobiny relaksującej pomocy prawda? No pewnie, że nie mógł. A poza tym miał z tego kupę frajdy…

Dokończył więc mycie i przedniej części korpusu korzystając z tego blond uśmiechniętego zaproszenia i z niemałą przyjemnością także i ze swojej strony. Na deser posadził ją znowu na krawędzi wanny i choć chyba już dla zdrowia i bezpieczeństwo może nie było to konieczne ale jednak dokończył kompletne mycie choćby dla własnej ale i sądząc po rozanielonej minie blondynki także i obopólnej satysfakcji. Na końcu zostało jeszcze ją wytrzeć do sucha i zanieść zawiniętą w ręcznik na górne piętro do swoich prywatnych komnat. A właściwie jednej jaka dominowała na górze. Tam położył ją do swojego łóżka, okrył ją śpiworem i zastanawiał się co z tak zaczętym dniem robić dalej. Gdzieś tu musiał być ten cwaniak co tak zapakował tą blondzię tam w lesie. Raczej nie chciał jej skasować bo po co tyle wysiłku? Chciał ją ukryć. Była więźniem lub zakładnikiem. Nie była ranna. A miał okazję obejrzeć ją całkiem świetnie. Ale mogła mieć jakieś trutki czy obrażenia w sobie niewidoczne na zewnątrz. Zostawało chyba oporządzić szaraka na śniadanie. Dwuosobowe.

Ledwo gość wylądował w łóżku i okryto go narzutą, od razu zamknął oczy aby po chwili zasnąć w najlepsze. Kobieta zwinęła się w kłębek podciągając kolana pod brodę i splotła ręce na piersi, cały czas się uśmiechając. Zniknęło napięcie jakie tropiciel widział na jej twarzy tam na dole, kiedy próbowała sobie cokolwiek przypomnieć. Z marnym skutkiem. Teraz jednak, oddychając cicho przez nos, w ciepłym, bezpiecznym i co najważniejsze suchym miejscu, rozluźniła się, zapadając w zdrową i regenerującą drzemkę. Musiała być nielicho wymęczona, skoro wystarczyło mgnienie oka żeby zasnęła… naga, obca laska. W jego wyrze, pod jego wysłużonym śpiworem.

Zostawił ją na górze, a sam zszedł krętymi schodami na parter - tam gdzie kuchnia i inne pomieszczenia gospodarcze. Przez lata zdołał zaadaptować starą wieżę pod swój gust i wygodę. Piec wciąż pozostawał ciepły, wystarczyło dorzucić parę szczap żeby żar zajął się wesołym płomieniem, a stojący na palenisku kocioł z wodą cicho zaszumiał, rozsiewając znad krawędzi nikłe smużki pary.

Mężczyzna zostawił go w spokoju, biorąc się za oporządzanie zdobyczy. Założył mu na skoki mocną pętlę ze sznurka, związując je i wieszając za nie na haku. Ostrym nożem naciął skórę dookoła łapek, a potem szarpnął, pozbywając futra z większości tuszy. Kroił, odcinał i skrobał, a biała cholera zaglądała mu przez ramię z bezpiecznej odległości starego regału. Przekrzywiała łebek i skrzeczała jakby chciała go pogonić, strosząc przy tym czub. Podleciała w końcu, siadając na rancie stołu obok zdartej skóry. Dziobnęła ją, wyrywając kłak futra, a potem kolejny.

Tropicielowi zostało podzielić mięso i zacząć je obrabiać. Z tego co pamiętał połowę średnio czerstwego chleba udało mu się ukryć przed papugiem w zamykanej szufladzie przy oknem. Parę cebul i innych warzyw puszczało szczęśliwe pędy w piwnicy tam gdzie zapas opału. Alternatywna był również papuzi rosół, ale znając złośliwość pierzastej kreatury zupa z niej byłaby niejadalna.

- Wkurzaj mnie tak dalej to będziesz następny. - burknął gdy kończył obrabiać małą tuszkę. Znad krojonego mięsa i noża spojrzał z ukosa na białą cholerę. Odziedziczył ją po poprzedniku. Czy kto tam tu kiedyś urzędował. W każdym razie gdy pierwszy raz tu przyszedł ta opierzona cholera już tu była. Zastanawiał się czasem czy ptasia zaraza nie wykończyła przypadkiem poprzednika. Właściwie to gdyby miejscówa tak mu nie podpasowała to pewnie dałby sobie z nią spokój. Albo z drugiej strony. Gdyby ptasior wkurzał go choć trochę bardziej to by pewnie w końcu na serio go wreszcie zlikwidował.

- Uber alles! Uber alles! - skrzeczała biała cholera z furią dziobiąc szare futerko jakby chciała je podrzeć na strzępy.

- Zostaw to cholero! - Luke nie zdzierżył i cisnął w nią polanem. Co prawda jak zwykle nie trafił ale ciśnięte drewno prawie otarło się o białe pióra. Papug z łopotem skrzydeł i skrzekiem wzleciał do góry siadając na poręczy wyższej partii schodów. - Zobaczysz. Wrócę z sierściuchem. Zobaczymy jaki wtedy będziesz mocny. - pogroził mu z wysokości kilkunastu metrów różnicy grożąc mu kolejnym polanem które wziął od razu na wszelki wypadek.

Podszedł do świeżo obrobionego szarego kłaka z którego biała cholera zdołała swoim cholernym dziobem uszczknąć dość wyraźnie kilka ubytków. Westchnął. No takie uszkodzone futra były warte trochę mniej niż całe. - Leć na zewnątrz jakichś robali sobie nałap! Zwykły kurak to umie się oporządzić a ty co?! Taki niby cwany jesteś a zawsze na mnie pasożytujesz! - zirytowany tropiciel dał wyraz swojej irytacji celując w ptasiora trzymanym futerkiem. Ptasior w odpowiedzi znów zaczął coś skrzeczeć ale zbyt niezrozumiale by Luke się tym przejmował. Machnął więc na to wszystko ręką i wrócił do planów oporządzenia potrawki z szaraka. Jak dodać do tego trochę cebuli i chleba no na dwie osoby powinno być w sam raz. A na później się coś pomyśli.

Dumania kulinarne przerwał mu hałas spadającego żelastwa i huk z jakim coś ciężkiego spadło na podłogę. Hałas był na tyle zaskakujący że mężczyzna podskoczył w miejscu,a gdy się obrócił zobaczył źródło zamieszania. Ptasi terrorysta rozsiadł się na regale obok kuchni i dziobem strącił stare, żeliwne żelazko na duszę. Łypał przy tym z otwartą wrogością na istotę niższego rzędu stojącą przy pokrojonej tuszce.
- Ein Volk! - skrzeknął wyniośle, przeskakując do kolejnego rupiecia kurzącego się na najwyższej półce. Stuknął w niego dziobem, przesuwając na krawędź - Ein Reich! - stuknął drugi raz, a coś co chyba było kamiennym moździerzem do ucierania ziół zleciało z półki dołączając do żelazka przy piecu. Papug skakał jak oszalały, jazgocząc swoje - Ein Führer!

- Dobra sam tego chciałeś! - w sumie zrzucone graty jakoś specjalnie mu nie przeszkadzały ani jak stały ani jak leżały teraz na podłodze. Ale jazgotliwa bezczelność białej cholery zwyczajnie go wkurzała. Nabrał więc do wiadra wody z jeszcze nie spuszczonej wanny i chlusnął nią w stronę pierzastego celu. - Jednego?! Poczekaj cholero! Przyniosę tu cały miot sierściuchów! - krzyknął wygrażając papugowi pięścią.

Papug załopotał skrzydłami i próbował się poderwać do lotu, ale nim to zrobił oberwał wodnym pociskiem co wywołało jego głośny, wściekły sprzeciw. Wydarł dziób ile sił w niewielkich płucach.
- Jude! Jude!!! - cisnął tropicielowi, mówiąc jasno co o nim sądzi. Wzbił się w powietrze i tak jakoś przeleciał nad jego głową, że będąc u góry wypuścił spod ogona ładunek torpedowy prosto na wroga.

- Ty cholero! - tyle zdążył krzyknąć gdy próbował uchylić się przed tym nieczystym zagraniem tej białej podstępnej cholery. - Poczekaj! Przyjdziesz w łachę po szamę! - odgrażał się gdy biała cholera śmigła na drugą stronę a on sam na wszelki wypadek sprawdzał swoje plecy czy są czyste.

- Hände hoch! - w głosie latającego cholerstwa brzmiała satysfakcja i jawna szydera. Krążył nad celem i zanosił się głośnym skrzekiem znowu śpiewając chyba jedną ze swoich niezrozumiałych pioseneczek.

W tym czasie Luke zyskał chwilę aby sprawdzić czy został trafiony. Szybkie oględziny jednym okiem dały odpowiedź negatywną. Zamiast na ubraniu, białe guano rozprysnęło się na podłodze zaraz za jego butami. Miał farta, uchylił się przed ostrzałem wroga. Tym razem.

- Co… co się dzieje? - przestraszony głos wdarł się w harmider niespodziewanie. Dobiegał gdzieś z góry schodów, z przeciwnej strony i jazgot rozochoconego papuga. Drżące, niepewne pytanie zawieszone w wojennej zawierusze, a wypowiedziane przez dziewczynę okutaną w znajomy tropcielowi śpiór. Wychylała się ostrożnie zza framugi, wodząc średnio przytomnymi oczami po polu bitwy.

- A spokojnie! Nie przejmuj się! To tylko ta biała cholera tu się za bardzo panoszy! A w ogóle znasz się na przyrządzaniu papug? To całkiem pożyteczny ums jest wiesz? - odkrzyknął brodacz dziewczynie na górnych poziomie. Wahał się nad strategią dalszej walki. Kusiło go by zasuwać na górę do tej znacznie cichszej i sympatyczniejszej, nawet dla oka istotce. Ale nie chciał też ustąpić białej cholerze pola walki. No tak właściwie przez tą całą wojnę ssaczo - ptasią dalej był na etapie “robi się” ze śniadaniem. No. Ale trudno. Papug zmusił go do użycia broni ostatecznej. Luke ruszył po schodach przy okazji zbliżając się do zaspanej i zdezorientowanej blondynki. - No już, spokojnie, zaraz wszystko będzie dobrze. - uspokajał i ją i siebie i przy okazji słał spojrzeniem pogróżki w stronę białego ptasiora.

W pierwszym odruchu blondynka cofnęła się, a w jej oczach gospodarz dostrzegł… obawę? Chyba tak. Uśmiechnęła się nerwowo i kiwnęła główką przez co okręcajacy się śpiwór zsunął się odrobinę pokazując, że nie jest już goła. Miała na sobie jedną z jego koszul, a przez róznice we wzroście i budowie tonęła w niej jakby ktoś ubrał dziecko w ubranie starszego brata.
- P… przepraszam - zająknęła się, zezując w dół na bluzkę - Nie spytałam czy mogę, ale… nie miałam nic na sobie i… - wzruszyła ramionami, uciekając speszonym spojrzeniem do papuga. -Śliczny zwierzak - zmieniła temat - Jak ma na imię?

- Biała cholera. Nie daj się nabrać to prawdziwy potwór. I do tego pasożyt. - Luke pokręcił brązowowłosą głową mijając blondynkę i wracając w stronę łóżka. No czasem niestety i tak bywało. Ktoś widział białego ptaszka i dawał się nabrać podstępnej, kłamliwej cholerze. Było to zwłaszcza łatwe jak akurat nie symulował ludzkiej mowy i nie skrzeczał opętańczo. No i nie dziobał. Ani nie drapał. Ani nie srał. No. Biała cholera miała całkiem spory repertuar możliwości. Ale był na to wszystko jeden, cwany myk…

- A z ubraniem nie przejmuj się. Twoje jest i tak usyfione i trzeba by wyprać i wysuszyć. Więc jak coś chcesz z ubrania a ci pasuje to weź. - powiedział tropiciel dopadając do szafki przy łóżku i z szuflady wyciągając w triumfalnym geście coś co na pierwszy rzut oka wyglądało jak nabój karabinowy. - Tylko wiesz, ja mam raczej męskie ciuchy. - pozezował na tajemniczą blondynkę przenosząc wzrok na jej sylwetkę w jego koszuli i otukaną w jego śpiwór. Osunął się na sam dół jej sylwetki. No tak, była bosa. - Tam przy łóżku masz kapcie. A na dole mam jakieś buty. Miały być na mnie ale za małe dla mnie. Miałem się wymienić na coś ale jakoś zostały. - machnął ręką ale temat butów przypomniał mu to gdzie one się znajdują. A chwilowo teren ten był pod wrogą, ptasią okupacją. - Aha! - krzyknął triumfalnie wznosząc złocący się w dłoni nabój w górę. Z satysfakcją słuchał reakcji ptasiora nasyconej satysfakcjonującą jego ucho dawką paniki w głosie.

- Skorzystam, jeśli nie masz nic przeciwko - zarumieniła się, idąc grzecznie tam gdzie kapcie. Założyła je i spojrzała na rozdrażnionego ptasiora wyglądającego jakby miał właśnie zamiar wykonać taktyczny odwrót poza zasięg złego, znęcającego się nad nim i okrutnego człowieka - Może jest głodny? Czym go karmisz… i dlaczego tak się boi, co to? - pokazała palcem na złoty walec.

- Głodny… - burknął gospodarz wyrażając swoją niechęć i w głosie i w spojrzeniu. - On zawsze jest głodny. - jakoś usprawiedliwienie zachowania białej cholery nie wydawało mu się nie miejscu. - Daję mu okruchy, placki i inne takie. Jak kurakowi. Podobnie w każdym razie. - z satysfakcją obserwował objawy paniki u przeciwnika. Ptasior sprawiał wrażenie, że próbuje zaszyć się w jakiś kąt byle uniknąć bliższego kontaktu ze złotym kawałkiem metalu. - To gwizdek. Boi się albo nie lubi jego dźwięku. Jedyny skuteczny pacyfikator na tą cholerę. - gwizdek działała wybornie. Tak bardzo, że sam widok w dłoni był skłonny zmusić papugę do czmychnięcia w mysią dziurę.

Gość Bensona zagryzł wargę, spoglądając na pierzastego terrorystę… z litością i troską. Widać dziewczyna dała się nabrać na podstępną ptasia strategię, nie znała też jego prawdziwego oblicza tak dobrze znanego tropicielowi.
- Jest przerażony - wyszeptała dziwnie smutnym głosem i podeszła trzy kroki do przodu - Kiedy go karmiłeś ostatnio? Może chce zwrócić twoją uwagę i przypomnieć że dawno nie jadł? Spójrz jak się chowa… biedaczek - westchnęła, kucając i wyciągnęła rękę do wroga publicznego numer jeden w wieży - Nie bój się malutki, nic ci nie zrobię. Jesteś głodny? Chcesz chlebka albo ziarenek? No już, nie musisz się obawiać. Chodź, nie skrzywdzę cię.

- Co ty robisz?! - Benson był naprawdę zdumiony zachowaniem swojego gościa. Nie mógł w to uwierzyć. Dała się nabrać! No pewnie! Nie znała go tak jak on i nie wiedziała do czego ta biała cholera jest zdolna! - Dobra co mi tam! Chcesz to się z nim cackaj! Nie chcę by mi sie tu darł nad głową w jakimś dzikim narzeczu! - machnął w końcu ręką. Na jego oko to ta biała swołocz zamilkła i skitrała się bo się bała gwizdka a nie dlatego, że dziewczyna coś zaczęła gadać do niego. Ale jak tak jej zależało to niech tam ma. Podszedł do szuflady i odkroił nożem kawał kromki. - Masz, daj mu jak chcesz. Zajmiesz go czymś to może się uda dokończyć śniadanie. - powiedział rzucając dziewczynie odkrojoną kromkę. Sam ruszył w stronę pieca i kuchni by dokończyć przerabianie zajęczych półproduktów na potrawkę.

Nieznajoma podniosła kawałek chleba i oderwała od niego niewielki kęs, a ten wyciagnęła zachęcajaco do papuga. Ten łypnął na nią jednym okiem, przekręcił łebek i łypnął drugim jakby szukając ukrytej zasadzki, ale chyba jej nie znalazł, bo w paru podskokach zbliżył się do poczęstunku.
- No już… już malutki, nie bój się - blondi niuniała przebrzydłemu cholerstwu, patrząc na nie jak zaklęta - No już… częstuj się, to dla ciebie. Jedz - mruczała kojąco, na co papug wreszcie się przełamała i dziobnął okruch, ładując go całego do dzioba. Zarzucił łbem i połknął poczęstunek, a dziewczyna aż westchnęła z zachwytu. Z obawą ale dotknęła białej cholery, a ona o dziwo nie uciekła, dając się głaskać po głowie i nawet podstępnie mrużąc ślepia jakby jej to sprawiało przyjemność! - Duży pan cię przestraszył, tak? Dlatego tak krzyczałeś… nie bój się, on jest dobry i miły, nie musisz się go obawiać.

- Nie wierzę. No normalnie nie wierzę.. - Luke kręcił głową od czasu do czasu zerkając na blond gościa i białą papugę. No co podniósł głowę to to wyglądało gorzej i gorzej. Jeszcze brakowało by biała cholera zaczęła merdać ogonem i szczekać na zawołanie. Nie chciał tego oglądać więc by jasne było, że go to nic a nic nie obchodzi a blondi w ogóle pojęła swoją niestosowność zachowania względem białej cholery postanowił się do niej wyniośle nie odzywać. Zresztą szaraka już pokroił, dorzucił miodu do gara, posolił i obkładał go właśnie cebulą która miała robić i za dodatek i za coś w stylu surówki czy sałatki czy jak to się tam kiedyś mówiło. Właściwie danie było gotowe do wstawienia i zostawało popilnować. - Dobra wstawiłem szamę to się będzie musiało trochę pogotować. Idę na dół poszukać tych butów dla ciebie. - powiedział by coś powiedzieć bo nadal jakoś nie mógł znieść, że ta biała cholera tak się łasi do blondi. Do niego to się nigdy tak nie łasiła. Zawsze tylko daj i daj. Wredna opierzona zouza…

Przepełniony czarnymi myślami tropiciel zszedł na sam dół swojej wieży. Swojego domu, gdzie trwała ptasia, przewrotna propaganda mająca na celu wkupienie się zapewne w łaski potencjalnego sprzymierzeńca w wielkiej, niekończącej się walce o władzę i kontrolę nad ich pionowym królestwem. Drewniane stopnie skrzypiały mu pod nogami, z góry dolatywały wytłumione przez odległość i pokręcony korytarz kobiece słowa, ochy, achy i westchnienia zachwytu. Papuga też słyszał. Skrzeczał przymilnie pewnie dalej łasząc się do wykopanej blondzi na złość jej prawowitemu wybawcy. Tak… na pewno skrzeczący wypłosz robił to specjalnie. Żeby mu dopiec!

Podobnie niewesołe rozmyślania przerwały odgłosy kroków gdzieś z góry. Lekkich i ostrożnych.
- Mogę ci jakoś pomóc? - padło pytanie, a gdy się odwrócił zobaczył jak jego gość pokonuje ostatnie schodki i przygląda mu się nieśmiało, jednak nie ten widok mroził krew w żyłach Luke’a. Dziewczyna trzymała na rękach nastroszoną kulę białego pierza, ułożoną plecami na jednym przedramieniu przez co nóżki i kałdun papuga były wystawione na widok i dotyk wąskich, smukłych palców, gładzących te przestrzenie jakby paskuda była jakimś cholernym pluszowym misiem. Mrużyła też oczy i gulgała coś po swojemu, ale tylko zobaczyła tropiciela od razu mina jej się zmieniła. Może i fizjonomią różniła się od człowieka, ale potrafiła posłać tak pełne szyderczej radości spojrzenie, że nie pozostawały żadne wątpliwości co do żywionych do brodacza uczuć.

Benson posłał papugowi cierpkie spojrzenie. Nie z nim takie numery! Blondi mogła dać się omotać ale on nie miał zamiaru! No ale nie wypadało się wściekać na dziewczynę. - No to są te buty o których ci mówiłem. - powiedział kładąc parę butów na jakiejś skrzyni. Wrócił spojrzeniem do pozbieranych lub zaległych jeszcze przed jego przybyciem gratów i bambetli. - Właściwie jest tu trochę rzeczy. Jak coś ci podpasuje to weź sobie. - powiedział patrząc na zawartość piwnicy wieży. Sam do końca nie był pewny co tu właściwie jest. Niektóre rzeczy, jak te buty co jej ofiarował, sam tutaj wrzucił jako te które nie były mu potrzebne na co dzień ale jednak czasem mogły się przydać. I czasem faktycznie się przydawały. Ale po innych tylko się prześlizgiwał wzrokiem a co było w trzewiach tej piwnicy sam właśnie nie był do końca pewny. W każdym razie wydawało mu się, że tu chyba były największe szanse, że dziewczyna znajdzie dla siebie coś do ubrania.

Nieznająca życia, podatna na wrogie podszepty dziewczyna stała niezdecydowana, głaszcząc brzuch papuga i milczała, zaciskając usta. Patrzyła to na tropiciela, to na zalegające pod ścianami rzeczy i biła się z myślami, a rachunek wychodził jej nieciekawy, bo wyraźnie pobladła. Przestapiła z nogi na nogę i poruszyła się nerwowo jakby chciała wrócić na piętro, ale w końcu westchnęła.
- Nie mam czym zapłacić - wywaliła co jej leżało na wątrobie i bez owijania w bawełnę - Nie… nie mam nic, nawet nie mogę ci powiedzieć… no jak - zawiesiła się, lecz szybko pokręciła głową i nadawała dalej - Nie pamiętam… nic nie pamiętam. Ani jak się nazywam, a… ani dlaczego… i kto… chciał… nie, nie chciał. Pochował - zatrzęsła się - pochował mnie żywcem. Bo… mówiłeś, że byłam w lesie, w ziemi… i to błoto. Pamiętam… to pamiętam. Wannę - zmarszczyła brwi walcząc z widocznie dziurawa pamięcią - Wodę… i ciebie. Twoje ręce. I głos. Albo coś pomieszałam… - uciekła oczami do drapanego potwora. - Rozebrałeś mnie i umyłeś. Zdjąłeś ubranie… i - zawahała się, czerwieniejąc na policzkach. Wzięła uspokajający wdech - Czy tam… na piętrze. W wannie… czy stało się coś, co… o czym powinnam wiedzieć?

Miał zamiar wyjść i zostawić ją tutaj by się oporządziła po swojemu. Ale jak tak się rozpruła i prawie rozpłakała to jednak jakoś głupio mu się zrobiło dalej pozować na tępego buca. - Heej. - powiedział łagodnie podchodząc do niej i kładąc dłoń na jej ramieniu. - Spokojnie, nic się nie stało. Pomogłem ci się umyć i tyle. Nic więcej. Pospałaś się to zaniosłem cię na górę do łóżka. Potem zeszłem na dół by zrobić śniadanie no ale tą białą cholerę coś użarło jak zwykle no i cię obudziła. - dość gładko przeszedł przez ostatnie wydarzenia a zwłaszcza obwinienie białej cholery o przymusową pobudkę sprawiło mu mściwą satysfakcję.

Spojrzał w czarne ślepia papuga. Był tak blisko. Jeden ruch ręki, cichy trzask jak niedawno u królika i już byłby z cholerą spokój. - Nie przejmuj się ubraniem. Jesteś moim gościem. Jak coś ci z tego potrzeba to bierz. Kasą się nie przejmuj. I tak tego nie używam. A jak ci głupio no to zajmij się tą cholerą. Widzę, że masz do niego rękę. I cierpliwość. Mnie doprowadza do szału. Zdejmij go ze mnie to spoko możesz tu siedzieć. - wzruszył ramionami zastanawiając się czy właśnie się w coś nie wkopuje. Pewnie tak. Ale ta sprawa z wykopaną blondyneczką o dziurach w pamięci była dość zajmująca. - Ale w ogóle jakbyś sobie coś przypomniała to wiesz, mów śmiało. Bo w końcu ktoś cię tam zakopał i pewnie miał zamiar wrócić. Nie wiem co zrobi jak znajdzie pusty dół w ziemi. Ale może cię zacząć szukać a my jesteśmy w najbliższej okolicy. - nie był też pewny jak to jest z tą amnezją czy to znika, przechodzi czy nie. No i w ogóle miała jakąś amnezję czy to była zasłona dymna?

Kiwała głową zgadzając się na warunki umowy jaką tu właśnie zawarli. Patrzyła przy tym na pierzastego terrorystę w zamyśleniu.
- Ktoś może mnie ścigać? - bardziej stwierdziła niż zapytała, przysiadając na skrzyni. Odłożyła pokraka na bok, a ten otrząsnął się i wzleciał w powietrze, siadając na żerdzi pod sufitem, a ona mówiła - Powinnam sobie iść, nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty. Nie wiem… na kogo uważać, ani… mogę ufać tobie - podniosła wzrok - Dziękuję… Luke. Chyba za… przyzwoitość. Znalazłoby się paru takich, którzy… no wiesz - uśmiechnęła się cierpko - Skorzystaliby z okazji. I… nie wiem gdzie miałabym iść. - przez twarz przeszedł jej skurcz, zamrugała szybko - Same problemy, co?

- A można żyć i nie mieć problemów? - uśmiechnął się choć uśmiech zamarł mu na ustach gdy zwabił go ruch w kącie schodów. Biały ruch. - Nie wiem kto i po co cię zakopał. Ani czy zechce cię szukać. Ale trzeba się z tym liczyć. Bo dużo prościej byłoby cię kropnąć tam w lesie. A tu widzę komuś zależało. Myślę, że przeleżałaś tam całą noc. Może i dłużej. I to jest dość dziwne bo wygląda, że ktoś by cię zakopał, związał, założył worek na głowę a potem polazł nocować gdzie indziej. - pokręcił głową i rozłożył ramiona w geście nierozumienia takich motywów. Jak blondi była taka cenna dla tego kogoś powinien ją filować do oporu czyli rozbić się na noc w pobliżu Chyba, że miał jakieś umówione spotkanie lub chciał jakoś coś czy kogoś odciągnąć od swojego blond skarbu który chciał mieć tylko dla siebie. Z tego względu pewnie nie byłby zbyt zachwycony z uczynku lokalnego myśliwego. - Weź ten płaszcz. Najwyżej podwiniesz sobie rękawy ale powinien być dobry. - powiedział na głos podając jej jeden z leżących płaszczów. Ubiór był dość uniwersalny, nawet na taką pogodę co mieli teraz za oknem. Resztę ubrań była chyba już na tyle przytomna by mogła dobrać sobie sama.

- Tak, to dobry pomysł - odetchnęła z zauważalną ulgą, biorąc okrycie. Podczas gdy mówił o tym jak ją potraktowana znowu wyglądała jakby miała zamiar uciec, ale jej przeszło, gdy zmienił temat. Starzy ludzie mówili, że baby lubią ubrania, przebierania i różne myki z fatałaszkami. Wydawało się, że mieli rację. Oczy dziewczyny uciekały do składowanych w różnych miejscach ciuchów, blada buźka uśmiechnęła się zainteresowana.
- Mieszkasz tu jeszcze z kimś? Czy tylko… no właśnie. Twój zwierzak - zrobiła pauzę, wracając wzrokiem do tropiciela - Nie ma imienia… a szkoda. Uroczy ptaszek. Nigdy takiego… nie pamiętam żebym widziała takiego wcześniej. To jakiś gołąb? Skoro mam się nim zajmować mogę mu nadać imię? Ja… też nie mam, na to wychodzi - zmięła płaszcz w dłoniach ale nagle się uśmiechnęła - Imię za imię. Ja wymyślę imię gołębiowi, a ty… jakoś musisz się do mnie zwracać. Wymyśl coś - posłała mu zachęcający uśmiech.

- Sam tu mieszkam. A ta cholera mieszkała tu przede mną. Nie wiem czy to gołąb czy coś innego. Wiem, że lata, wrzeszczy i mnie wkurza. - brodacz popatrzył znowu z niechęcią na osiadłego na poręczy schodów ptasiora. Znowu obydwaj przez chwilę przypatrywali się sobie niechętnie. - Jasne, chcesz to go nazwij. A imię, twoje imię. - powiedział znowu przyglądając się dziewczynie. - Zobacz tą walizkę. Nie wiem czy twoja ale może ma coś wspólnego z tą całą sprawą. Jest na zamek szyfrowy. Może przypomni ci się numer. Jak nie, powinno dać się go wyłamać. Na tej walizce jest jakieś imię. Ale nie wiem czy twoje. I wiesz, no chcesz to tu zostań ale ja zostawiłem szamę na ogniu muszę tam zajrzeć. - powiedział wskazując dłonią w górę schodów i ruszając w kierunku parteru wieży.

- Walizka… coś pamiętam. Wspominałeś - usłyszał za plecami razem z odgłosem podnoszącego się do pionu ciała. Biała cholera widząc co się świeci taktycznie przeniosła się poza zasięg jego rąk, wracając gdzieś na piętro. Aby się przyczaić i zaatakować w najmniej spodziewanym momencie, tego był pewien. Zostawił blondynkę samą, wracając do bulgoczącego na ogniu garnka. Jeszcze nie przekroczył progu, a już czuł unoszący się tam zapach, przyprawiający kiszki o nerwowe skręty. Był głodny, od samego rana był cholernie głodny, ale przez akcję w lesie o tym zapomniał. Teraz ssanie w dołku wróciło ze zdwojoną siłą, a wraz z nim niecierpliwość. Zajrzał do garnką i dźgnął szaraka nożem z zadowoleniem stwierdzając, że mięso zdążyło się ugotować i nie stawiało dużego oporu. Z dołu doszły go odgłosy szurania i przesuwania, którym wtórował wesoły skrzek i gwizdanie. Przynajmniej miał spokój z wrogiem publicznym na parę chwil.

Przynajmniej szama się zrobiła. Zaczął przygotowywać kolekcję całej gamy dosztukowanych sztućców i talerzy jaką zdołał uzbierać w wieży. Właściwie sam nie wiedział po co mu aż tyle tego. Chyba dlatego, że trochę się tłukły i gubiły. A trochę dlatego by mieć a ciężko było kolekcjonerską manię wyłączyć gdy naprawdę nie było wiadomo co się może przydać dziś czy jutro. Jak te buty z piwnicy. Na niego były za małe więc nie sądził, by ich potrzebował. A tu proszę, przydały się na coś. W międzyczasie nałożył porcje szaraka i cebuli, dokroił chleba i śniadanie było właściwie gotowe. Odwrócił się w stronę drzwi do piwnicy by zawołać swojego gościa ale właściwie nie wiedział kogo skoro ani on ani ona nie znali jej imienia.

- Heej! Śpiąca księżniczko! Szamę dają! - krzyknął w przypływie pogody ducha i dobrego humoru. Miał nadzieję, że nie będzie zwłóczyć i przyjdzie od razu. Stroić się mogła i po śniadaniu.

Z dołu dobiegł go rozbawiony, dźwięczny śmiech. Skończyło się też szuranie.
- Już idę! - usłyszał wesoły krzyk i po minucie na schodach rozległy się szybkie kroki. Blondynka wpadła z impetem do kuchni śmiejąc się głośno.




Widać zdążyła znaleźć i spodnie które trzymały się na niej tylko za pomocą paska, bo pewnie były o trzy rozmiary za duże, ale podkoszulkę znalazła typowo babską - białą, na ramiączka i z jakąś koronkową wstawką przy dekolcie. Nawet nie wiedział że coś podobnego ma. Na rękach niosła złożony płaszcz i papuga, który rozsiadł się po pańsku i dziób mu się nie zamykał.
- Raus! Schneller! - skrzeczał w najlepsze wywołując radość u dziewczyny.

- On mówi! - podzieliła się z tropicielem kolejnym odkryciem dla niej nowym, a dla niego będącym smutną, irytującą codziennością.

- Ano niestety. - powiedział odgryzając kawałek udka zająca i zezując na białą zarazę. Jak te skrzeki mogły się komukolwiek podobać? Może dostała w głowę czy co. Albo zwyczajnie była dziwna. Albo po prostu była laską. Nie miał pojęcia jak wrzaskliwe skrzeki tej białej cholery…

- Widzę, że znalazłaś coś sobie. - powiedział wskazując na sylwetkę dziewczyny trzymanym udkiem. - Fajnie. Śpiwór ciepły ale no trochę nieporęczny. - Kiwnął głową i odgryzł kolejny kęs mięsa. Dziewczyna wychodziła na prostą skoro dość sprawnie potrafiła się zorganizować sama z ubraniem. Dalej jednak nie znalazł żadnych wskazówek kim mogła być albo ten kto ją tu przywlókł i zakopał. Wolał zajmować myśli tą blond zagadką niż tą opierzoną zouzą.

Papug słysząc że o nim mowa nastroszył dumnie czub i zeskoczył prosto na stół, ale po stronie blondynki i jej talerza. Przycupnął przy misce i dziobnął zapoznawczo kawałek chleba na co dziewczyna ponownie się uśmiechnęła, głaszcząc go po głowie.
- Narobiłeś zapachu aż ślinka cieknie - zwróciła się do tropiciela siadając na krześle po przeciwnej stronie. Wzięła widelec i obróciła go w palcach - Smacznego - dopowiedziała i czym prędzej zabrała się za jedzenie. Wpierw operowała sztućcami, odkarając małe porcje i pakując je do ust, ale szybko dała sobie z tym spokój. Odłożyła je obok latającego terrorysty i złapała palcami za kości, wgryzając się w mięso z werwą świadczącą o sporym głodzie.
- Pyszne - mruknęła z uznaniem między kęsami. Skupiona na śniadaniu albo nie zauważyła, albo nie przeszkadzał jej dziób dziobacza dziobiący po talerzu i podkradajacy a to kawałek chleba, a to cebuli. Raz nawet zaatakował mięso, odrywając pojedyncze włókno, które pokrak połknął w pośpiechu i łapczywie.

- Umiesz jeść sztućcami. - powiedział mężczyzna siedzący po drugiej stronie stołu. Z trudem tolerował obecność pokraka i gdyby byli sami to na pewno nie stolerowałby ptaszyska przy swoim stole. Opierzone straszydło jednak wylądowało poza zasięgiem jego ramion chociaż z trudem powstrzymywał się by czymś go nie trzasnąć. Dlatego znowu udał, że go nie zauważa i zajął się tematem swojego gościa. Umiała jeść sztućcami. W sumie niby nic i on też umiał. Choć nigdy nie czuł takiej potrzeby czy musu by jakoś to usilnie egzekwować. Zwłaszcza jak jadał sam czy tu czy gdzieś na Pustkowiach. Coś co powodowało, poza praktycznością szamania na przykład łyżką zupy to to co mu kiedyś powiedział jakiś podstarzały kaznodzieja. Podobno sztuka szamania tymi widelcami i nożami była jedną z oznak cywilizacji i odróżniała ich od zwierząt. Może. Nie był pewny. Ale dostrzegał w tym jakąś mądrość jakiej sam nie umiał wyjaśnić czy ubrać w słowa. A teraz ta też głodna dziewczyna w pierwszej kolejności wzięła się za sztućce. A dopiero potem normalnie.

- Ta twoja sukienka i brak butów i w ogóle strój. - powiedział znowu nawiązując rozmowę do pochodzenia i tajemnicy jaką prezentowała szamiaca szamę blondynka. - To nie jest strój na drogę. - wskazał dość już obgryzioną kością na wannę i ubłocone ubranie jakie gdzieś tam przy niej leżało. - Tak to można gdzieś po domu chodzić. Albo do sąsiada po drugiej stronie ulicy. Nie wiem kim jesteś i skąd jesteś. Ale raczej nie byłaś w drodze. Porwano cię albo sama uciekłaś. Ładnie wyglądasz. Jesteś zadbana. Pomijając to błoto i inne takie wynikłe z drogi. Już trochę trzeba mieć możliwości by tak o kogoś zadbać. Więc albo ty jesteś ważna albo twoi bliscy są ważnymi ludźmi. - podsumował powoli na głos kończąc swoją część szaraka, chleba i cebuli. Myślał na bieżąco podsumowując na spokojnie fakty jakie zdołał dostrzec do tej pory i mówiąc co one mu sugerują.

Dziewczyna przysłuchiwała się temu wywodowi, mrugając co jakiś czas i nie przestając żuć. Popatrzyła na widelec i nóż marszcząc czoło, ale nic nie mówiła. Tak samo było gdy mówił o domysłach odnośnie jej pochodzenia i powodu dla którego znalazła się w lesie. Papug w tym czasie żarł w najlepsze, bodąc oczy brodacza swoją bezczelnością i samą obecnością co wydawało się mu pasować. Dało się poznać po rzucanych co parę kęsów spojrzeniach w jego stronę, gdy stwór upewniał się, że człowiek na pewno patrzy.
- Podobam ci się? - blondynka spytała i spuściła wzrok, chociaż uśmiech nie schodził jej z twarzy. Milczała tak do końca posiłku. Odezwała się dopiero odkładając obgryzione kości na talerz - Księżniczka zamknięta w wieży, strzeżona przez złego smoka - parsknęła, wesołość jednak nie trwała długo - Myślisz, że ktoś mnie porwał? Dla pieniędzy? To może… jest jakaś nagroda - ożywiła się zezując na niego znad talerza - Wtedy mogłabym ci się odwdzięczyć jakoś… no za to co zrobiłeś. Co ciągle robisz. - odsunęła talerz uprzednio kładąc na nim sztućce ułożone jeden na drugim. Gdyby wziąć talerz za tarcze zegara oba kawałki metalu leżały prosto na godzinie piątej.

- Nagroda. Może. - powiedział gdy też skończył jeść i pozwolił sobie oprzeć się o oparcie krzesła. Ale, że jakoś wzrok sam mu zszedł w stronę białego okupanta na stole i tak jakoś samo mu się zaczęło liczyć. Ale raczej tak. Raczej zdołałby trzasnąć cholernika widelcem albo nawet talerzem. Talerzem lepszy efekt no ale pewnie by się potłukł. Na razie jednak zrezygnował z tego rzucania. Wstał i zgarnął własny talerz i sztućce do gara. W gruncie rzeczy myślał nad tą całą sprawą jaką reprezentowała pocieszna blondynka po drugiej stronie stołu. Jak się nad tym zastanowić… To się robiło grubo…

- Nagroda albo okup. Ktoś cię porwał dla zysku. - powiedział podchodząc do niej i biorąc jej talerz i kładąc na swój już leżący na garze. Z satysfakcją obserwował taktyczny odwrót białej cholery. - Ale jest coś jeszcze. Jak jesteś tak cenna to ten koleś czy laska nie powinni cię spuszczać z oka. I to na całą noc. Coś tu kogoś piliło i to mocno. - powiedział biorąc cały zestaw i wracając do pieca. Tam odlał do miski trochę wody i siadł na stołku by wymyć naczynia. Przydały mu się jednak sierściuch. Miałby kto obgryzać kości. No i z tą białą cholerą by zrobił wreszcie porządek.

- Jesteś dla kogoś całkiem ważna. Zapewne nawet dla dwóch czy trzech stron. Też całkiem ważnych. Więc raczej będą cię szukać. I pewnie raczej tutaj, w Salisbury. - powiedział spokojnie szorując piachem garnek. Najbliżej do takich ważnych szych to było tutaj do Federacji. Ale o kogo mogłoby chodzić to nie miał pojęcia. Do Miami było co nieco drogi. Co jeszcze? Nowy Jork? A może nie? Może to coś lokalnego albo na odwrót coś całkiem obcego co zawieruszyło się tutaj przypadkiem? W każdym razie o ile coś czy ktoś co wypłoszyło pewnie wczoraj tego kopacza blondynek go nie wykończyło to pewnie gdzieś tu będzie się kręcił i szukał swojej zguby.

Jasnowłosa enigma wstała od stołu i kucnęła obok niego, kładąc łokieć na kolanie i układając głowę na zgiętej dłoni. Patrzyła co robi, a wzrok miała równie nieobecny co wtedy gdy dopiero co się wybudziła.
- Zamek kodowy… w walizce - mruknęła bez przekonania i pokręciła głową - Nawet nie wiem o jakiej walizce mówisz. Pamiętam… że było ciemno i zimno. Mokro. Chyba… padał deszcz, bardzo gęsty, a wcześniej… - zamyśliła się, wbijając wzrok w czyszczony garnek - Konwalie. Zapach. Ciepło… i światło. Żarówkę. Kogoś… cień między mną a nią. Zaduch… i ogień. Dużo ognia - wzdrygnęła się, ściskając dłońmi skronie - Smród benzyny. Jakieś wraki… i niewiele to pomaga - jęknęła ze złością.

- Ej, spokojnie. - powiedział kładąc jej mokrą dłoń na ramieniu w uspakajającym geście. Gar już właściwie był umyty. Odstawił go na piec. Zostały jeszcze sztućce i talerze. - Przypomnisz sobie. Trochę więcej, trochę mniej, trochę wcześniej lub później. Ale przypomnisz. Tak sądzę przynajmniej. - uśmiechnął się zanurzając talerz w misce. Zastanawiał się co mówiła. Konwalie? No o tej porze roku i w tej okolicy to nic specjalnego. Znaczyło tyle, że rzecz się pewnie działa nie pod dachem ale na zewnątrz. Wraki? Mogło być złomowisko. Ale mógł być jakiś upust autostrady zawalony starymi wrakami. Ale żarówka. Żarówka była ciekawa. Żarówka oznaczała cywilizację i to całkiem przyzwoitą. On tu na przykład nie miał generatora a więc i całej elektryki. I ogień. Czyli pewnie jakiś pożar jak z tą benzyną. Przypadek? Celowo? I co? Porwano ją i zatuszowano sprawę ogniem, coś poszło nie tak i wybuchł pożar? Ale to był jakiś trop. - Nastawię ucha czy nie ma plotek w okolicy o jakiś pożarach i zaginionych blondynkach. - powiedział gdy przetrawił informacje i odłożył umyty już talerz też na piec. - A ty jak chcesz to spróbuj z tą walizką. Jak nie pamiętasz kodu to zawsze można spróbować wyłamać zamek. Chcesz to spróbuj. Tam przy piecu powinnna być łapa. - powiedział wskazując na miejsce przy ścianie pieca gdzie oparte leżały rurki, pręty i łomy ot, tak na wszelki wypadek i prowizorka pogrzebacza.

- A jak zniszczę przypadkowo to co w środku? - nie ruszyła się z miejsca, ograniczając się do wędrówki spojrzeniem we wskazanym kierunku - Nie wiemy co to, a jak to bomba? - podała kolejny niewesoły przykład, kurcząc się w sobie.

Chwilę milczenia wykorzystała podstępna pierzasta kreatura. Widząc że brodacz jest zajęty nie wiadomo kiedy podkradła mu się za plecy i nagłym skrzekiem przerwała ciszę.
- Arbait mach frei! - wydarła dzioba, a na ten hałas blondynka podskoczyła.

- Zmiataj cholero! - syknął brodacz i machnął ręką z trzymanym talerzem mając nadzieję trzepnąć cipióra aż się piórami by nakrył. Ku swojej satysfakcji poczuł trafienie i usłyszał obrażone skrzeczenie gdy faktycznie trafił! Bomba? Wydało mu się to naciągane. Chyba. Cholera go wie. Zniszczyć coś w środku? Niby co takiego? Szkło? Raczej nie powinno się potłuc. Skończył myć ostatni talerz i powstał do pionu wycierając dłonie o poręczną ścierkę. - Dobra. No to ja spróbuję. - powiedział biorąc do ręki łapę i idąc w stronę pozozstawionej walizki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline