Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2017, 20:42   #1
Zara
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
[Wiedźmin] Co w lesie piszczy

Strzyg, wiwern, endriag i wilkołaków wkrótce nie będzie na świecie. A skurwysyny będą zawsze.
Andrzej Sapkowski – Czas pogardy


Wioska Calmus, Temeria, wczesna jesień 1241 roku, popołudnie, bezchmurne niebo, rześka pogoda

"Kopyto jednorożca" była jedną z dwóch karczm w Calmus. Powszechnie przez mieszkańców wioski była uważana za tą druga, gorszą. Jej gościem mógł zostać każdy: człowiek, elf, krasnolud, gnom, niziołek, nawet od biedy niezatrudniony wiedźmin. Nie patrzono tu zbyt krzywo na przeorane bliznami parszywe mordy wojowników, kapłanów nieznanych w okolicach religii, podejrzanie wyglądających handlarzy, czy wszelkie inne odstępstwa od czegoś, co większość mieszkańców Calmus nazwałaby "normą". Człowiek, będący właścicielem karczmy nie był najbardziej poważaną osobą w wiosce, wielu wypominało mu zbyt przyjazne podejście do obcych. Jedynymi pracownicami były dwie najbrzydsze kobiety w wiosce, którym nikt nawet nie śmiał wmawiać, że pracują tam, by mieć bardziej bezpośredni kontakt z tymi poza "normą". W środku było jednak tak, jak w każdej standardowej karczmie. Mimo starań, wiecznie brudne kilka ław, stołki, wszechobecny zapach piwa i ciepłej strawy. W jednokondygnacyjnym budynku znajdowało się cztery małe pokoje, dostępne wynajęcia za znośną opłatą. Generalnie, każda opłata dla podróżnika, który zwiedził trochę świata, mogła być uznana za znośną. Ni to okropnie drogo, ni podejrzanie tanio. Ruch w środku jednak nie był wielki, co wiązało się z dość smutną miną właściciela stojącego za ladą. W środku, oprócz niego, znajdowały się dwie pracownice, z czego jedna na zapleczu, rudowłosa półelfka, blondwłosa wojowniczka, ciemnowłosa dziewczyna, naznaczony mnogością blizn na twarzy wojownik oraz dwaj dość wesoło rozmawiający, zakapturzeni, skryci osobnicy.


Fika

Strasznie parszywy dzień dla Fiki w końcu nabrał nieco przyjemniejszego koloru. Rozgrzewający, ciepły miód z dodatkiem składników zdrowotnych, jakie karczmarz miał pod ręką - wyczuła w nim dodatek soku z aloesu i czosnek, mógł dodać nieco otuchy. Zapewne nie wyleczy jej z dolegliwości, ani tym bardziej nie zwróci ukradzionego konia, jednak darmowym napojem i odrobiną dobroci nie można było pogardzić, nawet mimo ostatecznie nienajciekawszego smaku napitku. Karczmarz pamiętał dzień, w którym półelfka uratowała mu skórę, gdy nawalił jego dostawca i potrzebował trochę zwierzyny na wieczorną ucztę dla grupy wojowników, dlatego choć tamtego dnia zapłacił jej nie najgorzej, tak teraz zapłaty przyjąć nie chciał widząc Fikę w tak słabym stanie. Niestety, jej próbę zdobycia jakichkolwiek informacji karczmarz zbył wzruszeniem ramion i burknięciem:

- Się wolałbym w to nie mieszać. – Po czym podał jej jeszcze miskę rozwodnionej zupy warzywnej i odszedł. Cóż, Fika i tak mogła uznać, że otrzymała od niego całkiem dużo pomocy.


Isak

Nie było w tej wiosce wiele do roboty. Tablica ogłoszeń była pusta, każda drobnostka w wiosce schodziła na dalszy plan, a w rozwiązanie sprawy zalęgłej w lesie bandy przez choćby i grupę najemników nie wierzył nikt, skoro nawet regularne wojsko nie dało sobie rady. Isak mógł mieć swoje zdanie na temat zdolności bojowej regularnego wojska w lesie, lecz nie zmieniało to faktu, że dla wieśniaków mieszkających w Calmus, byli oni szczytem możliwości bojowych. Tylko w obecnej chwili ten szczyt znalazł się w cieniu owej bandy. W każdym razie zlecenia żadnego nie było. O pieniądze jednak na ten moment nie musiał się martwić, a w wiosce, jak zresztą raczej wszędzie w ostatnim czasie, renegat mógł czuć się bezpiecznie.

- Ten sztylet… wiedźmin? – Zapytała w pierwszej chwili okropnie brzydka dziewka karczemna, zamiast standardowego co podać. Nie dane jednak było im zbyt długo porozmawiać, nawet jeśli Isak miałby zamiar wdawać się dyskusje z kobietą stanowiącą połączenie goblina z tłustym szczurem.


Marina

Wędrówka za przeznaczeniem przywiodła Marinę na południe względem jej miejsca urodzenia, do rolniczej wioski w Temerii. Naturalnie, po wstępnym rozeznaniu, musiała nieco odpocząć po podróży, swe kroki skierowała więc do karczmy, którą wskazała jej staruszka udzielająca przy okazji wszelkich innych informacji o potrzebach zdrowotnych (i nie tylko) mieszkańców wioski, wyglądając zaledwie ze swojego malutkiego okienka w zaniedbanej chatce i okazjonalnie ławeczki przed domem. Tak Marina nabyła informacji, którzy mężczyźni będą potrzebowali pomocy z zakresu chorób wenerycznych, które dziewczęcia za kilka miesięcy będą wymagać odbioru porodu, mimo że na razie nawet nie widać brzucha, a którzy mają tak przepite wnętrzności, że zaraz pękną jak dmuchane jelita. W gruncie rzeczy wiadomości dla Mariny mogły być i przydatne, ale w pewnym momencie staruszka uznała, że i uzdrowicielka jest taka, jak wszyscy i idzie spać. Obraz dla kobiety wskazywał, że pracy w wiosce będzie sporo, ale na kilka kolejnych pokoleń się nie ustawi, biorąc pod uwagę stan mieszków mieszkańców. Chociaż po rozmowie ze staruszką znalazłaby i tych niegodziwców, którzy nigdy nie wesprą godziwą monetą tutejszego kapłana, więc na pewno oszczędności gdzieś trzymają.


Elke

Początkowy czas w Calmus spędziła w tej lepszej karczmie, jednak po kilku burdach nie była już tam mile widziana. Pewnie mogła by mieć coś przeciwko, gdyby nie to, że druga okazała się być… nawet lepsza. Piwo jakieś smaczniejsze, a okazji do spotkania kogoś, kto po daniu sobie po mordach wspólnie napije się zimnego kufelka, było więcej. Chociaż i tak mało, bowiem wioska okazała się być dziurą, w której można się zastanawiać, co uwielbiająca swój zawód najemniczka robi w nim tak długo. Zwłaszcza, że jej zapas gotówki zdawał się kończyć. Wynajęty na dłużej pokój pozwalał jej jeszcze na tygodniowy pobyt z noclegiem, ale znacznie gorzej było z kończącymi się funduszami na alkohol. A jakiegoś porządnego zlecenia związanego z bandą, która grasowała w okolicy, ciągle brakowało. Sytuacja zdawała się być coraz bardziej nieprzyjazna dla kobiety, a tym bardziej nieprzyjemna dla jej bezpośredniego otoczenia, które mogło zostać dotkliwie potraktowane przez spragnioną Elke, winiąc sobie jedynie znalezieniem się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.


Wszyscy

Nagle przy wejściu do karczmy zaczął się spory ruch. Dziarskim krokiem do środka weszło pięciu mężczyzn w różnym wieku, zbrojnych, ubranych w lekkie pancerze, z różnorodnym arsenałem broni. Obie uzdrowicielki wyczuły w nich charakterystyczny zapach lasu, jednak Fika już po pobieżnym spoglądnięciu mogła stwierdzić, że w ogóle nie przypominali oni trójki osób spotkanych w drodze do Calmus. Stojący na czele dość niski człowiek o kruczoczarnych włosach i czarnych oczach, z szerokim uśmiechem odezwał się do wszystkich w lokalu:
- Witam wszystkich tu zgromadzonych. Wasza obecność przy stolikach mnie raduje, także możecie siedzieć jak siedzicie, sami nic wam nie zrobimy. – Mówił, bacznie obserwując reakcje ludzi w środku. Następnie zwrócił się w stronę karczmarza. - Natomiast panie karczmarzu, weźmiemy to, co zwykle. Nie wiem, czy dzisiaj chcesz po dobroci, czy musimy zastosować pewne sposoby przymusu, całkowicie w tej sytuacji zbędne?
Karczmarz chwilę się zawahał, patrząc nienawistnym wzrokiem na przybysza. Po chwili splunął mu pod nogi i podszedł na zaplecze. Sądząc po dźwiękach, zaczynał toczyć beczki z alkoholem, by przekazać je bandzie. Towarzyszył temu komentarz przywódcy bandy.
- Po co ta agresja? Przecież i tak bierzemy od ciebie mniej, niż z tej drugiej karczmy. Za to, że przyjmujesz tu u siebie w karczmie każdego, co jest bardziej zgodne z… naszymi poglądami. Powinieneś się cieszyć! - Mówił głośno, by karczmarz dosłyszał go z zaplecza. Wejrzał po swojej drużynie, po czym jeszcze raz zwrócił się do osób siedzących w środku. - Jeszcze jedna rzecz nam została, ale najpierw zapytam. Będzie spokojnie, czy musimy wdawać się w bezsensowną walkę? - Ludzie za nim w jednym momencie położyli ręce na swoich toporach, mieczach, buzdyganach, by być gotowi do ewentualnej bitki. Mieli poważne, lecz bardzo pewne siebie miny. Tylko czarnowłosy szef bandy pozostawał cały czas uśmiechnięty.
 

Ostatnio edytowane przez Zara : 11-10-2017 o 08:59.
Zara jest offline