Uspokoiwszy krzyki staruszki Logan podał jej podporę. Jej uśmiech sugerował zadowolenie.
- Dawno to już do żywych nie gadała, oj dawno! Przyjaciele dawno nie żyją, wiesz? Nie wiada jak pomarli ani gdzie, szli na wycug jak i Gretshien poszła. Ale Gretshien zawsze wraca do synka, czasem wcześniej, czasem później wraca. Tam jedzenia dość i ciepłota, nie to co w górach! Ona to zawsze pomoże, jadła nagotuje i przy żniwach chodzi. Ale coraz słabsza, no, tak, latka lecą.
Kosturem wskazała na wysoką, zieloną grań tworzącą wschodni horyzont.
- Ale idzie. Blankendorp jeszczek za miastem leży, za Nehren. Jeszcze sporo drogi. A, a, a to co do diaska!? - Krzyknęła kobiecina gdy jej wzrok niefrasobliwie znów padł na zawalającą drogę kupę kamieni. Wydawała się ponownie zaskoczona zawaliskiem.
- Teraz to na pewno Gretshien nie zdąży! - Zdenerwowała się. - Pomóżcie starowinie!