Gdy ponownie dotarli pod magazyn numer trzynaście drzwi były zamknięte a wrót strzegło dwóch robotników.
- Pies im mordę lizał - zaklął szpetnie Zingger. - Kurwie syny zaczęli bez nas. Zamknęli Axela, Szkiełko i paniczyka Lothara. Przysmażą ich jak te bułeczki w piekarniku. Przypieką ich jak nie pomożemy. No, Panie Wolfgang. Twoja kolej, za przeproszeniem - zerknął krzywo na kompana - Konjuruj Wać Pan żywioły powietrza co by nas zaniosły na dach. Że co, że nie możesz? No to niestety trzeba głową ruszyć i koncept znaleźć - uśmiechnął się chytrze.
Uczynił znak Ranalda, a następnie dla większej pewności pokazał oddalonym jeszcze robotnikom zgięty łokieć. - To powinno wystarczyć - pewnym gestem odchylił kapelusz na tył głowy. - Ranald sprzyja zuchwałym. Przynajmniej tak mnie uczono - dodał już ciszej.
Ruszył pewnie, przyspieszając z każdy krokiem. Ostatni odcinek dzielący go od robotników pędził jakby go demony w dupę kąsały i wymachiwał przy tym rękami. - Hej! Hej! - zatrzymał się parę kroków przed zdumionymi robotnikami. - Uff - splunął w bok gorzką plwociną. - Myślałem, że nie zdążę. Co tak patrzycie? Rajca Teugen mnie przysłał. Czas nagli. Kazał obstawić magazyn numer Siedemnaście. Sie-dem-naś-cie, kurwa! - dodał z naciskiem. - Mam wybrać bystrzejszego z Was i wysłać, żeby pilnował magazynu. To ja się pytam? Który z Was bardziej kumaty, koledzy? Jak nie dowierzacie to spytajcie go sami. W ratuszu urzęduje. Zeźlony piekielnie... - urwał jakby coś sobie przypomniał. - A tak. Gdzie ja to mam. A, proszę - oczom robotników w dłoni Zinggera ukazała się złota moneta. - To za frasunek. To który z Was idzie? Trza tam czatować, jako i tu. Mi zaś czas wracać do ratusza.
Teraz wystarczyło poczekać na decyzję robotników.
"Jeśli blef się nie uda..." Bernhardt ścisnął mocniej rękojeść sztyletu ukrytego w rękawie i cofnął się parę kroków jakby miał wracać z powrotem do Teugena. Chciał wycofać się za węgieł do Wolfganga, a gdy jeden z robotników opuści wartę zaatakować znienacka drugiego. |