Zingger przebierał nogami z prędkością co najmniej kłusaka. Biegł tak szybko, że prawie nie zwrócił uwagi na wyłaniający się z mgły powóz, na drzwiach którego widniał różokrzyż. Czworo opryszków było tuż za nim, ale z każdym przebytym metrem dystans pomiędzy ściganym a ścigającymi się powiększał. Bernhardt, dysząc niczym krasnoludzka maszyna parowa, skręcił w kolejny zaułek, przeskoczył nad jakimiś śmieciami i pognał dalej, klucząc w uliczkach przylegających od południa do Ostendamm.
Ukryty w cieniu Wolfgang rozpoczął tajemne inkantacje. Czuł, że coś jest nie tak. Uznał, że to zgubny wpływ Morrslieba, niewidocznego teraz księżyca Chaosu. Miał dużo szczęścia - z zaplanowanych czarów udało mu się tylko wywołać odgłosy zbliżających się strażników. Czar ogników rozwiał się w powietrzu, bez żadnego efektu. Grupa oprychów pod wodzą Łasicy właśnie szturmowała drzwi magazynu, starając się dostać do wnętrza budynku. Gdy usłyszeli głosy, zatrzymali się niepewni tego, kto wyłoni się z mgły.
Niespodziewanie dla wszystkich, zarówno zbirów, jak i blefującego Bernhardta, z mroku wyłonił się zaprzężony w dwójkę koni powóz. Na jego drzwiach znajdował się znak rodziny Teugenów. Ktoś wyglądał przez okno, jednak mgła uniemożliwiła Techlerowi identyfikację owej osoby.
-
Na beret Bogenauera i sakwę Handricha! - zaklął Teugen, którego Wolfgang rozpoznał po głosie. -
Cóż się tu dzieje?
-
Ktoś jest w środku - odpowiedział szybko Łasica. Jego ludzie naparli na drzwi. Te niebezpiecznie jęknęły i wygięły się do środka. -
To ta banda, która węszy po mieście od jakiegoś czasu. Nie posłuchali ostrzeżenia. I jeszcze Herr Steinhager...
-
Ja to załatwię - mruknął Johannes i wyskoczył z powozu. Wraz z nim wysiadł drugi mężczyzna. Wysoki i chudy, owinięty w czarny płaszcz.
Rąbnięty w głowę kupiec zwiotczał i upadł na podłogę. Niemal natychmiast pochwyciły go ręce Axela i Szkiełka, którzy zaczęli go wlec niczym wór ziemniaków na tył magazynu, między skrzynki. Na zawołanie Wolfganga, Lothar odpowiedział długim, przenikliwym tonem wydobytym z rogu zdobytego ongiś na trakcie. Gdy przebrzmiały ostatnie nuty, wszyscy usłyszeli głos Teugena.
-
Powiem raz. Wyjdźcie z budynku a krzywda się Wam nie stanie. Będziecie mogli odejść wolno, jeśli zostawicie nie swoje sprawy w spokoju. Wychodzicie, albo moi ludzie wejdą do środka i was pojmają. Staniecie przed sądem i nawet szlachecki stan Wam nie pomoże - głos Teugena lekko drżał i można w nim było wyczuć tłumione napięcie.