Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2017, 10:59   #3
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Chasequah.
- Nieźle, ale „ch” wymawiamy bardziej jako „k”, ale nie do końca a „q” trochę jak „ch”, ale też nie do końca. A „a” jest bardziej miękkie, trochę jak „ai”.
- Kchaiseqchuah – niziołek prawie się zakrztusił. Pomasował szczękę, jakby przed chwilą był bliski jej zwichnięcia.
- Prawie dobrze, tylko akcent na „e”.
- Wiesz co? Będę ci mówił Kas. Może być?
- Kas… - Shoanti przeżuł w ustach skróconą wersję własnego imienia. – Ujdzie.

Młody człowiek jechał konno obok wozu. Wyglądał jak wysmagany wiatrem. Powyżej pasa nagi, nie licząc płóciennych opasek na przedramionach oraz licznych koralików, rzemyków i kamiennego medalionu. Czarny warkocz, przełożony przez kilka metalowych obręczy sięgał do końca pleców. Także długie wąsy zaplecione były w warkoczyki. Śniade, muskularne ciało pokrywały liczne blizny a na plecach miał tatuaż przedstawiający aurocha – wielkiego bizona żyjącego na Płaskowyżu Storval.
Dolną część ciała zasłaniało coś w rodzaju męskiej spódnicy, zdobionej złotymi nićmi.
Wielki, półtoraręczny miecz wisiał w pochwie u pasa, zaś przez plecy przewieszony był krótki łuk. Uważniejszy obserwator dostrzegłby również zwisającą przy jukach okrągłą tarczę i skórzany pancerz.
Jednym słowem nie było wątpliwości, że młodzieniec jest specjalistą od rąbania, sieczenia i bicia.

Powożący wozem niziołek wyglądał na kupca i nim był. Za wozem podążała jego świta, doglądająca tuzina uwiązanych koni.
- Załóż coś na siebie, Kas – powiedział kupiec. - Zbliżamy się do Sandpoint! Do cywilizacji!

Kas wzruszył ramionami, ignorując radę. Przecież nie paradował z gołym przyrodzeniem. Popędzil konia na czoło karawany, którą stanowiły jeszcze dwa wozy i kilku podróżnych.

***

Odgłosy krzątaniny nadchodzące z krzaków zapowiedziały wynurzenie głowy młodego mężczyzny. Właściciel spłowiałych srebrnych włosów i niedbałego zarostu z ciekawością przyglądał się nadchodzącym, po czym...wrócił do swoich zajęć. Co kilka kroków schylał się i z namaszczeniem odcinał listki i owoce z drzew. Dopiero wychodząc z chaszczy odsłonił się w całej okazałości - muskularne ciało w prostym chłopskim odzieniu, z tuzinem sakiewek i pojemników pouwieszanych w wygodnych miejscach na całym ciele. Był nieuzbrojony - a przynajmniej według standardu awanturników. Bo czym jest dębowa pałka wobec toporów i tarcz?

Jadący na czele karawany shoantyjski wojownik widocznie uznał, że niczym, bowiem opuścił łuk i odwiesił go na siodło. Skierował kasztanowatą klacz na pobocze traktu i nawiązując kontakt wzrokowy ze srebrnowłosym nieznajomym wskazał na rosnące na drzewku owoce, które ten przed chwilą zrywał a które wyglądały na całkiem zwyczajne brzoskwinie.
-Jadalne? - zapytał.
-Tak. Niedługo Swallowtail, więc najwyższy czas je zebrać - potakująco skinął głową i rzucił mężczyźnie owoc - A dzikimi drzewami nikt się nie przejmuje.
-Mhm - Shoanti złapał owoc i skinął głową darczyńcy. Następnie podjechał bliżej drzewa i sięgnął z siodła po kolejny owoc. Jeden nadgryzł a drugi, nachyliwszy się nad szyją konia podał wierzchowcowi.
-Swallowtail…- powtórzył -coś słyszałem. Ponoć zbudowali tam wielki dom dla bogów. Po co bogom domy?

Tymczasem czoło karawany zrównało się z nimi a obok przystanął mężczyzna wyglądający na uczonego lub czarownika, co w mniemaniu Kasa na jedno wychodziło.
 
Bounty jest offline