Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2017, 22:46   #6
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Niewielką karawanę ogarnął chaos. Nikt nie zarządzał całością, dlatego niziołczy handlarz koni pogonił swoje zwierzęta w stronę wskazanych przez Shoanti drzew, obwoźny handlarz skierował powolne muły w bok, a wóz na który wdrapali się Kilyne wraz z Lugirem, wyrwał do przodu. W tym wszystkim kurzawa zbliżała się nieubłaganie, wydając się pędzić po prostu przed siebie, nie bacząc na wijący się momentami trakt czy drobne przeszkody w postaci krzaków, kamieni i niewielkich drzewek. Wkrótce konie stały się widoczne dla wszystkich, ale tylko Chasequah rozpoznał, że są pozbawione jeźdźców. Ziemia zaczynała dudnić i drżeć, ale przez to przebił się kruczy głos.

- Krrrra! Gonitwa, krrra!
Coś dojrzał, ale podekscytowany chowaniec fruwał wysoko w powietrzu, nie uściślając swoich obserwacji. Jednak tyle wystarczyło Izambardowi. Odłożył kuszę i zaśmiał się pod nosem. Zdenerwowali się zwykłym wydarzeniem festynowym? Nie do wiary.
- Cóż, wygląda na to, że jesteśmy blisko, a festiwal się rozpoczął na dobre! - powiedział głośno do pozostałych, nie mogąc powstrzymać uśmiechu - Witaj, Sandpoint!
- Tęskniłem - pozwolił sobie dodać, jednak tylko tak, by on sam to usłyszał i nikt inny.

Shoanti roześmiał się dziko. To był piękny widok! I taki majątek pędził sam, niczyj lub niepilnowany! Zwolnił i zawrócił z powrotem w stronę karawany. Oglądając się za siebie zaczekał aż stado będzie blisko i dopiero wtedy pogonił wierzchowca, żeby jechać na jego czele. Jeden koń nie stratuje drugiego. Zwierzęta były teraz jednością, myślały i działały jak stado. Jeśli będzie jechał razem z nimi uznają, że klacz z jeźdźcem jest jego częścią i przewodnikiem. Zbliżając się do karawany na czele trzęsienia ziemi Shoanti zaczął bardzo powoli zwalniać, licząc że biegnące za nim konie pójdą jego śladem. Musiały być już trochę zmęczone cwałem. Kurzawa dopadła ich nagle. Ciężko powiedzieć co kruk miał na myśli z tą gonitwą, ale barbarzyńca szybko rozpoznał objawy paniki u spienionych zwierząt. Koniki niziołczego handlarza podchwyciły ten strach, szarpiąc swoje wodze. Izambardowi śmiech szybko ugrzązł w gardle, kiedy ta masa pędziła prosto na niego i mniejszy z wozów. Jeden z koni nie wyminął przeszkody, próbując ją przeskoczyć. Z kwikiem uderzył w tę niepewną konstrukcję, wóz odchylił się na bok, dyszel się złamał, a całość zaczęła przewracać. Kryjący się za tym czarodziej prawie dostał spadającym garnkiem. Na szczęście większość koni mijała ich bokiem, wyprzedzając drugi wóz, na którym Lugir i Kilyne z trudem utrzymywali się na dachu. To oni pierwsi dostrzegli trzech konnych ludzi pędzących za uciekającymi zwierzętami. Zdecydowanie nie umieli ich zatrzymać, ale to nie przed nimi umykały. Pozostawiły za sobą tyle pyłu, że nikt z nich nie potrafił przeniknąć go wzrokiem, aby odkryć prawdziwy powód tej paniki.

Spanikowane stado koni było niełatwe do zatrzymania. I bardzo niebezpieczne. Shoanti aż się skrzywił, słysząc kwik konia wpadającego na wóz. I można by się założyć, że bardziej było mu żal zwierzęcia niż ewentualnych poszkodowanych wśród ludzi. Pędzące ostatkiem sił konie w końcu połamią sobie nogi a koń, którego trzeba dobić to najsmutniejszy widok.
Widząc, że zamiast zwalniać wraz z nim, zwierzęta zaczynają go wymijać, kiedy minęli wozy, Kas zrównał się z białym rumakiem. Jadąc z nim bok w bok, przyklejony do szyi wierzchowca sięgnął dłonią do grzywy rumaka i wołając - Prrrr! Prrr! - znów zaczął zwalniać.

W tym czasie czarodziej, niemal z paniką, zaczął szukać swojej tuby na dokumenty i zwoje magiczne. Było tam coś ważnego. Coś, co musiało znaleźć się w Sandpoint jeszcze tego dnia w nienaruszonym stanie. Nawet się guzem na głowie nie przejmował, najważniejszy było to jedno konkretne pismo. Odetchnął z ulgą, kiedy pod dłonią poczuł znajomy kształt przy pasie. Opierając się na swoim kosturze, machnął ręką do Mesmira, by go niego wrocił, przyglądając się scenie ze skupieniem, próbując dostrzec jakąkolwiek przyczynę tego zamieszania. Konie raczej nie płoszą się bez powodu, prawda? A im szybciej jego towarzysz podróży je zatrzyma, tym mniej szkód wyrządzą na trakcie, co jest dość pożądane w tej sytuacji.

Szczęśliwie reszta koni przebiegła koło wozu i Lugir nie musiał uskuteczniać żadnych akrobatycznych cudów żeby utrzymać się na wozie.
- Cali? - krzyknął do otaczających go podróżników. Wypatrzył czarodzieja który nie wiadomo czemu stał wciąż na ziemi. Na ziemi czyli tam, gdzie mógł zostać stratowany.
- Właź do niej, za tymi jeźdźcami pewnie coś leci! - wskazał większy wóz. A sam nachylił się z wozu żeby uspokoić konia który uderzył w sąsiadów.

Kilyne nie mówiła nic, nie czyniła też nic więcej od przepatrywania tumanów pyłu. Być może paranoicznie, uważała tę sytuację ciągle za niebezpieczną. Jedną ręką trzymała się dachu, drugą ściskała łuk, mrużąc oczy, aby jak najmniej pyłu wdarło się do oczu.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline