Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2007, 20:13   #8
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Alan William Abercup

Wsiadł na motor i ruszył, uwielbiał to uczucie jakie dawała mu jazda na Harleyu. Minął kilka przecznic rozglądając się po mieście. Wciąż jeszcze nie mógł się przyzwyczaić do reakcji jaką wzbudzał w przechodniach. Nawet kierowcy którzy zawsze gdzieś się śpieszą ustępowali mu drogi gdy tylko widzieli jak przejeżdżał. Może było to spowodowane świetnym dwukołowcem na który niewielu mogło sobie pozwolić, a może to przez te skóry i czerń? Bardziej prawdopodobną przyczyną był jednak sposób jazdy - odważny, żywiołowy, nawet nieco szalony dla bezstronnych obserwatorów. Kask motorzysty zasłaniał twarz a to odpowiadało Alanowi, nawet bardzo. Zatrzymał się jeszcze aby zakupić paczkę Malboro a po godzinie był już na miejscu u swojego przyjaciela Boba. Rzecz jasna ten leń jeszcze spał "On to ma dobrze" - pomyślał. Alan posłużył się zapasowymi kluczami, rozejrzał się po mieszkanku - było nieporównywalnie mniejsze i skromniejsze od apartamentu jaki zajmował Alan. "No cóż przynajmniej nie jestem jedynym bałaganiarzem w mieście" - rozglądając się po pokoju zauważył pełno niedojedzonych resztek, butelki po piwie, niedopalone skręty. Alan ucieszył się że nie widzi gorszych rzeczy, ani też sprzętu do dawkowania tych gorszych rzeczy... Po chwili zastał Boba śpiącego przy monitorze. "Kurcze musiał mieć ciężką noc, chyba poważnie wziął się do roboty". Alan przykrył śpiącego przyjaciela kocem, nabazgrał mu notatkę którą później przykleił do ramy monitora. "DAJ ZNAĆ NA PAGER JAK DOGRZEBAŁEŚ SIĘ DO CZEGOŚ O ZAMACHU NA MARKU MILLERZE I ROBERCIE ANDERSONIE. CHWILOWO TO PRIORYTET, JA JADĘ DO CHICAGO SPAKUJ SPRZĘT I JEDŹ ZA MNĄ. ZABIERZ RESZTĘ MOICH RZECZY - CO SIĘ DA, RESZTĘ SPRZEDAJ"
Przystanął jeszcze chwilę przy kompie, przeszukał google w poszukiwaniu hotelu w Chicago i dokonał rezerwacji.

Alan czuł, że wyznaczone spotkanie ma jakiś związek z niedawnym zamachem. Nie podobała mu się ta sytuacja od początku, dlatego postanowił ją choć trochę zbadać. Gdy tylko się dowiedział o zamachu czuł, że coś się święci. Ktokolwiek to zrobił wywołał efekt zbliżony do tego, gdy wsadza się kij do mrowiska. Alan miał przeczucie, że na tym nie koniec, postanowił więc wyprzedzić nieco bieg zdarzeń. Na Boba zawsze mógł liczyć - świetny specjalista od internetu, jeśli coś tam jest ( a czego tam nie ma ? ) to on to znajdzie prędzej czy później. Chciał jeszcze zabrać namiary na drobnych kryminalistów, ale nie chciał budzić Boba tym bardziej, że i tak nie będzie miał na to czasu gdy przydzielą mu nowe zadanie. Zresztą te namiary i tak na nic mu się nie przydadzą, wyjeżdża przecież z Nowego Yorku a Bob wyszukuje mu zbirów z okolic w których przebywa. Wyszedł, zamknął za sobą drzwi i zapalił fajkę będąc już przy motorze. Spokojnie spalił całą na dole, obserwując niemrawy ruch na ulicy. Pełno wystraszonych, skupionych twarzy. Alan nie pamiętał już kiedy ostatnio słyszał pełny, radosny śmiech. Wszyscy zdawali się intensywnie o czymś myśleć, niektóry biegli jakby chodnik był jakimś polem bitwy. Właściwie to był...
Odpalił Harleya - lubił jego dźwięk, założył kask i ruszył.
Jechał z dużą prędkością autostradą przez Pensylwanię. Podróż zajęła mu 13 godzin i pod wieczór był juz w mieście.
Jeździł jeszcze trochę bez celu, dla samej przyjemności jazdy oraz żeby bliżej zapoznać miasto. Gdy otrzymywał nową misję to cała reszta przestawała mieć znaczenie. Nie potrafił się skupić dopóki nie usłyszał co jest do zrobienia.
Dojechał do hotelu wcześniej sprawdzając i oglądając kwaterę główną. Znajdował się przy niej sklep ze zdrową żywnością, niestety zamknięty już o tej porze, Alan postanowił odwiedzić go z rana. Kwatera główna kojarzyła mu się z twierdzą i pomimo, że nie budziła w nim radości to jednak dawała poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Alan zastanowił się przez chwilę po czym doszedł do wniosku, że równie dobrze poczucie bezpieczeństwa daje pokaźna ilość zgromadzonych ludzi z ochrony, armii, P.A.T.A. w końcu wszyscy byli po tej samej stronie barykady.
Rozlokował się w hotelu (po czym stwierdził, że więcej już tu nie wróci, obskurna stara dziura – zdjęcia w Internecie musiały być jeszcze sprzed zamachów) i szybko zasnął. Przeczytał jeszcze na pagerze krótką lakoniczną odpowiedź Boba - "OK"
Rankiem umył się, zapłacił za „hotel” i ruszył więc w kierunku kwatery głównej, tym bardziej, że nie lubił się spóźniać. W pobliżu znajdował się otwarty już market, który postanowił odwiedzić. Market ze "zdrową żywnością", co dla wnikliwych oznaczało, że artykuły w tym sklepie różniły się tym od innych, że przed trafieniem na ladę były myte. Zrobił zakupy i na miejscu jeszcze wydoił jogurt po czym przeszedł do kwatery głównej. Strażnicy nie byli szczęśliwi gdy przychodził z bagażem zakupów, ale też nigdzie nie było to zabronione. Po wnikliwej kontroli (co dawało dodatkową pewność Alanowi, że nie padł ofiarą żyletek w jogurtach, czy innych niespodzianek szykowanych przez terrorystów) gdy w końcu go przepuszczono zaszedł do recepcji, gdzie pozostawił swój bagaż w przechowalni dla sędziów. W drodze do sali konferencyjnej odwiedził jeszcze łazienkę w której się nieco odświeżył, poprawił fryzurę po czym był juz gotów na spotkanie. A przynajmniej tak mu się wydawało, recepcja z bagażem to był jeszcze pikuś - całe szczęście leżała blisko frontowego wejścia. Gorzej już było z łazienką, zanim ją znalazł, zdążył zaplątać się w sieć korytarzy, dopiero teraz uświadomił sobie jak duży z zewnątrz budynek staje się ogromnym kolosem od wewnątrz.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 18-06-2007 o 21:31.
Eliasz jest offline