Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2017, 20:51   #3
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Jak zaplanowali, tak też zrobili. Zebrali się z wygodnej kanapy, gasząc uprzednio ogień w kominku, po czym ruszyli razem do holu.
Sophia, jak to ona, przez cały ten czas trzymała w dłoni swój kieliszek i dopiero kiedy miała sięgać po buty zorientowała się, że coś jej przeszkadza. Zaśmiała więc się sama do siebie i, jak to miała w zwyczaju, odstawiła przedmiot tam, gdzie stanowczo nie było jego miejsce. Kieliszek więc został tuż obok komody, na podłodze.
- Później wyniosę - oznajmiła, choć Jasper mógł się domyślić, że to się nigdy nie stanie.
Sophia narzuciła na siebie jesienny płaszcz w kolorze ecru z dużymi, czarnymi guzikami, a stopy wsunęła w wygodne tenisówki. Była to chyba jedyna para butów, którą Sophia miała zawsze przygotowaną i której nie musiała kompletować godzinnym poszukiwaniem. Gdyby nie wychodzili na spacer do lasku za ich domem, przygotowania pewnie potrwałyby dużo dłużej, bo Sophia zginęłaby we własnej garderobie. Jednak na taką okazję nie musiała się specjalnie stroić, więc gotowa była niemalże od razu.
Wino przyjemnie ich rozgrzało, więc na otwartej przestrzeni, prawie-jesiennym popołudniem nie powinno być im tak najgorzej. Jasper pokręcił tylko głową i westchnął teatralnie, gdy Sophia odstawiła kieliszek na podłogę, zapewniając, że potem go zaniesie do kuchni. Ain't gonna happen, Jasper doskonale to wiedział, ale chociaż uwielbiał porządek, to potrafił przymknąc oko na pewne sytuacje, zwłaszcza, że sam nie był perfekcyjny i na pewno wiele rzeczy Sophii w nim przeszkadzało. Nie zamierzał się jednak teraz nad tym zastanawiać. Na ręcznie robiony sweter zarzucił jesienną kurtkę, włożył pierwsze z brzegu sneakersy i byli gotowi do wyjścia. Tylnym wejściem opuścili dom, wychodząc na nieco zaniedbany ogród. Powietrze było rześkie, a wiatr niezbyt dokuczliwy.
- Czuć już jesień w powietrzu - powiedział, splatając z Sophią dłonie. - To kiedy chcesz, abyśmy zaprosili przyjaciół? Dzisiaj mamy… - Zastanowił się przez chwilę. Dni zwykle zlewały mu się w jeden. - Poniedziałek. Może piątek będzie najodpowiedniejszy? - Spojrzał na nią i oboje ruszyli w stronę pierwszych drzew zapraszających do lasu.
- Piątek brzmi bajecznie - odparła Sophia, rozglądając się po ogrodzie.
Nikt o niego nie dbał już od dłuższego czasu. Tak naprawdę nie dziwiło to Sophii, w końcu kobieta chciała jak najszybciej pozbyć się domu, więc pewnie nie w głowie jej było zajmowanie się ogrodem - biorąc pod uwagę okoliczności. Niemniej w głowie Sophii już rodziły się pomysły jak pięknie urządzić to miejsce. Widziała ręcznie wykańczaną fontannę, multum roślinności, drewnianą ławkę i przepiękną werandę.
- Jasper, nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu udało nam się znaleźć idealny dom - przyznała, czknęła, po czym puściła jego dłoń i odbiegła na kilka kroków i zrobiła piruet, śmiejąc się melodyjnie. - Aż nie chce mi się wierzyć w nasze szczęście!
- To jest aż nieprawdopodobne - rzucił wesoło Jasper, patrząc na szczęśliwą małżonkę. - Taki dom w takiej cenie... to jak uśmiech od losu. Szkoda mi tylko tej kobiety, która straciła całą rodzinę i musiała się go pozbyć. Z drugiej strony, nie mogliśmy lepiej trafić. - Podbiegł do Sophii, chwycił ją w pasie i odchylił do tyłu, składając na jej ustach delikatny pocałunek. Moment później po prostu puścił, a zaskoczona kobieta wpadła w stertę zgrabionych liści.
- Auuuu! - Sophia krzyknęła, kiedy upadła, prawie cała zakopana w liściach. - Jasper… Chyba zrobiłam sobie coś z kręgosłupem. Nie mogę się ruszyć - wycedziła.
Oczywiście było to okropne kłamstwo i popis gry aktorskiej, bo nie zamierzała pozostać dłużna swojemu mężowi i również chciała go wpakować w stertę liści.
- Jezu, przepraszam, kochanie, wszystko w… - Nie dokończył, pochylając się nad nią, gdy pociągnęła go w dół. Wpadł w liście tuż obok Sophii, słysząc jej perlisty śmiech. - Ha-ha-ha, bardzo śmieszne. - Jasper rzucił w jej stronę kilka liści, które nawet do niej nie doleciały, co jeszcze bardziej rozbawiło kobietę. - Nawet przyroda jest przeciwko mnie. - Zaśmiał się. - Chodźmy dalej, obiecuję już cię nigdzie nie wrzucać.
Wstał i podał jej rękę.

Kiedy minęli pierwsze drzewa i znaleźli się już w niewielkim lesie rozciągającym się za ich domem, Sophia przystanęła i rozejrzała się dookoła. Mdłe promienie słoneczne jeszcze ostatkiem sił przebijały się przez drzewa nadając miejscu naprawdę magicznej atmosfery.
- Wiesz, co mi to przypomina? - zapytała nagle konspiracyjnym tonem. - Ten horror, który ostatnio razem oglądaliśmy. “Sezon na śmierć”, o grupie nastolatków, którzy zostali wymordowani przez dzikusów mieszkających w podobnym lesie.
Chwilę patrzyła poważnym wzrokiem na Jaspera, po czym parsknęła śmiechem.
Jasper zastanowił się chwilę. Średnio przepadał za slasherami, ale ten był całkiem niezły.
- Ten film był oparty na faktach - powiedział. - Tyle tylko, że w rzeczywistości przeżyło kilkoro nastolatków, a w filmie reżyser ubił wszystkich oprócz jakiejś chudej kujonki. - Jasper wzruszył ramionami. - Druga rzecz, że nasza posiadłość jest ogrodzona i zapewniam cię, kochanie, że nie czają się na nas w tych lasach żadni kanibale, a jedyne co tu pewnie kiedykolwiek zobaczymy, to wiewiórki i zające. - Puścił jej oczko.
Sophia spojrzała na niego i uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Jesteś pewien? - spytała tajemniczo, przyglądając mu się badawczo. - Są rzeczy, których o mnie nie wiesz, ale teraz, kiedy jesteśmy sami w tym lesie, nadszedł czas…
Po tych słowach Sophia rzuciła się na Jaspera, obejmując go wokół szyi i śmiejąc się wesoło ugryzła go delikatnie w szyję.
Cavendish odsunął się nagle od niej, chwytając dłonią za miejsce "ugryzienia" i zaczął teatralnie harczeć i łapać powietrze ustami.
- Dlaczego... mi to... zrobiłaś... kochałem... cię… - rzucił z udawanym bólem w głosie, po czym słaniając się na nogach podszedł do niej i momentalnie jednym, szybkim ruchem objął w pasie i uniósł nieco. - I nadal cię kocham, ty mój wampirku. - Pocałował ją namiętnie, a Sophia wcale nie oponowała, a odwzajemniła pocałunek, mrucząc cicho. - Mam nadzieję, że byłaś szczepiona przeciwko wściekliźnie, takie ugryzienie może być dla mnie groźne. - Pokazał jej język.
- Nie wystawiaj języka bo ci krowa nasika - odparła żartem Sophia, po czym ruszyła powoli dalej.
- Swoją drogą, to trochę dziwna jest ta historia tej poprzedniej właścicielki, nie uważasz? Myślisz, że ten wypadek miał miejsce w domu? Ciekawe co tak naprawdę się wydarzyło. Hej, to może być dobry materiał na twoją kolejną powieść!
- Też mnie to w sumie zastanawiało - powiedział, rozglądając się po okolicy. - Nie zdążyliśmy się wypytać agenta, jak zginęli Bennett'owie, ale przecież można pogrzebać w internecie na ten temat. Na pewno jakieś lokalne portale o tym pisały. Nie wydaje mi się, żeby było w tym coś niezwykłego, ale od tego mam wyobraźnię, żeby to niezwykłym zrobić, gdyby historia była tego warta. - Uśmiechnął się. - Jutro można to sprawdzić, bo na dziś wieczór już mamy plany. - Poruszał miarowo brwiami i klepnął delikatnie w jędrny tyłek.

Po długim spacerze po okolicznym lesie, oboje wrócili w jeszcze lepszych humorach niż wcześniej.
- Teraz, mój drogi, pójdę się odświeżyć, a ty grzecznie na mnie poczekasz - oznajmiła Sophia, kiedy oboje pozbyli się kurtek i butów.
Podeszła do swojego męża i złożyła na jego ustach krótki, ale namiętny pocałunek. Lubiła, kiedy jego zarost drażnił jej delikatną skórę. Uśmiechnęła się i ruszyła po schodach na piętro ich nowego domu.
Weszła najpierw do sypialni, z której później przeszła do garderoby. Było to całkiem spore pomieszczenie, które spokojnie można było przeznaczyć na jeszcze jeden pokój - gdyby takiego potrzebowali.
Sophia zapaliła światło i po chwili ukazało jej się pomieszczenie pełne wbudowanych wieszaków, pułek, szafeczek i szafek, a także spory regał, na którym powinny być poustawiane buty - i rzeczywiście tak było, choć żaden z nich nie miał obok siebie swojej pary.
Sophia otworzyła jedną z szaf i zaczęła w niej czegoś gorączkowo poszukiwać. Po kilkunastu minutach udało jej się znaleźć to, czego potrzebowała i szybkim krokiem wyszła z garderoby, potem opuściła sypialnię i weszła do pomieszczenia po drugiej stronie korytarza.
Zamknęła za sobą drzwi łazienki i po chwili można było usłyszeć cichy szum wody lejącej się z prysznica.
Po wszystkim spojrzała w lustro. Patrzyła na młodą, piękną blondynkę w kusej bieliźnie i pełnym makijażu. Rozpuściła włosy, które spłynęły delikatnymi falami na jej ramiona. Spryskała się cytrusowymi perfumami, poprawiła biust i posyłając swojemu odbiciu buziaka, ruszyła ku wyjściu.

Gdy Sophia wyszła z łazienki i pojawiła się w sypialni, Jasper oniemiał. W seksownej, kusej bieliźnie prezentowała się kusząco i pociągająco. Choć nie miała zbyt dużych piersi, nakręcała go jak żadna inna kobieta. Jej długie nogi sprawiały, że nie mógł oderwać od nich oczu, choć i tak co chwilę przeskakiwał wzrokiem to tu, to tam. Byli ze sobą już tyle czasu, jednak wciąż jej pragnął tak, jak na początku znajomości. W łóżku kobieta była lwicą, która lubiła oddać się aktualnej potrzebie chwili, przez co ich seks nigdy nie był nudny. Mokre włosy opadające na ramiona i dłoń, którą przejechała powoli od piersi aż do krocza, sprawiły, że Cavendish przełknął ślinę.
- Wyglądasz wspaniale, kochanie - rzucił krótko, wciąż ją podziwiając. - Skoczę szybko do łazienki i do ciebie wracam.
Jasper zerwał się z łóżka, pozbywając po kolei ubrań. Po ultra krótkim prysznicu, zupełnie nagi, wpadł do sypialni i od razu rzucił się na Sophię, całując ją namiętnie i ściągając z niej bieliznę.
Sophia mruczała cicho, oddając się fantastycznym pocałunkom jej męża. Jego zarost drażnił jej delikatną skórę, co jeszcze bardziej ją podniecało. Uwielbiała Jaspera - zarówno na co dzień, jak i w łóżku. Był wszystkim tym, czego potrzebowała. Opiekuńczym i romantycznym mężem i namiętnym, dzikim kochankiem.
Wplotła palce w jego włosy i cicho jęknęła z rozkoszy, kiedy jego zęby lekko zacisnęły się na jej prawym sutku. Odchyliła głowę do tyłu, przymykając powieki i przycisnęła głowę Jaspera do swojej piersi, jednocześnie dając mu znać, by nie przestawał. Jej druga pierś była pieszczona przez jego dłoń. Ściskał raz mocno, raz lekko, szczypał sutek, lekko masował. Sophia czuła jak rośnie w niej podniecenie. Z każdą chwilą tych pieszczot chciała jeszcze bardziej poczuć go w sobie, ale z drugiej strony nie chciała tak szybko przechodzić do meritum.
Chwyciła go delikatnie za podbródek i podciągnęła na wysokość swojej twarzy, po czym wpiła się w jego usta. Ich języki rozpoczęły namiętne tango, któremu wtórowały stłumione jęki przyjemności obojga kochanków.
Sophia wodziła dłońmi po plecach Jaspera. Chwytała go czasami za pośladki, w które wbijała lekko paznokcie. Kiedy ich usta w końcu odkleiły się od siebie, popchnęła go na łóżko.
Jasper nie oponował, położył się na plecach i oddał się pieszczotom swojej żony. Ta całowała go po szyi, czasami gryząc, powoli schodząc niżej. Zatoczyła kilka kręgów językiem wokół jego sutków, dłonią powoli sunąc niżej po jego brzuchu. Przygryzła prawy sutek i jednocześnie zaczęła masować dłonią jego sztywnego penisa. Rozkoszowała się jego jękami. Wiedziała, że jest mu dobrze.
Jasper przyciągnął Sophię do siebie i znowu pocałował, obejmując ją rękoma. Ostrożnie zamienił się z nią pozycjami tak, by on mógł być na górze i nie przestając całować, powoli wsunął dłoń między jej nogi. Kiedy uznał, że była wystarczająco wilgotna, zsunął się niżej i zaczął pieścić Sophię językiem. Kobieta jęczała z rozkoszy, zaciskając dłonie na pościeli. Potem, nie chcąc dłużej czekać, Jasper wsunął się w nią. Najpierw ich ruchy były delikatne, powolne, lecz z każdą chwilą stawały się szybsze i dziksze. Nie przestawali się całować.
Tej nocy, która była ich pierwszą w tym domu, Sophia miała niejeden orgazm. W końcu zasnęli, nadzy, wtuleni w siebie, zakochani.
 
Pan Elf jest offline