Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2017, 00:53   #1
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
[Horror/SF] Star Raiders

Układ Memphis; kilka godzin temu; ucieczka



Kosmos jest w ruchu. Kosmos jest zmienny i w tej swojej przemianie jest niezmienny. Zmiana wywołuje ruch. W kosmosie nie ma nieruchomych obiektów. W komosie ruch jest odbierany jako różnorakie zjawiska jakie da się wykryć, od zakrzywień grawitacyjnych po promieniowanie elektromagnetyczne. To ludzie w swoim ludzkim spojrzeniem i skalą wygodnie zwykli mówić, że w kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku. Nieprawda. Trzeba tylko wiedzieć w jakim przedziale fali krzyczeć i jakiej fali nasłuchiwać. Ludzie podzielili kosmos liniami, punktami i nazwami próbując oswoić się z ogromem kosmosu z jaką nigdy nie dane będzie im poznać ani tym bardziej poznać. Ale nie przeszkadzało to im nazywać się zdobywcami i władcami. W kosmosie pełno jest tajemnic i zagadek czekających na swoje odkrycie. A te już odkryte wciąż czekają na wyjaśnienie. te wyjaśnione czekają na praktyczne przekucie na kolejną zdobycz ludzkiej cywilizacji. A mimo to prawie każdego dnia odkrywa się kolejny fenomen kosmosu.

Kosmos jest w ruchu. Ludzie siedząc na swoich planetach, księżycach, bazach, nawet statkach widząc niebo, ptaki, budynki czy ściany zwykle nie zdają sobie z tego sprawy widząc tak stabilne i stateczne rzeczy jak ściany i ulice. Ale to nieprawda. Kosmos jest w ruchu. Wie to ta garstka ludzkości jaką ma do czynienia z kosmicznymi lotami. Ta która siada za sterami jednostek przemierzających gwiezdne szlaki od Bramy do Bramy albo wiosłując na przełaj do światów w których jeszcze ich nie ma. Nawet wtedy ludzie lubią o sobie myśleć, że kierują swoim losem i statkiem. Podczas gdy tak naprawdę podejmują kluczowe decyzje na podstawie wyników wyświetlanych na konsoletach, które zostały odebrane ze skanów zewnętrznych statków, sensorów wewnątrz jednostki mówiąca o jej aktualnym oczywiście ciągle zmiennym stanie, zostały zmagazynowane w trzewiach pokładowych bankach pamięci. Podejmują te decyzje ale w rzeczywistości oddają się pod opiekę komputerom, robotom i automatom jakie starają się zachować wątłą równowagę specyficznych warunków potrzebnych ich podopiecznym do czegoś co oni nazywają “bezpieczną podróżą”. Sami są bowiem niezdolni ani do przetrwania bezpośredniego dotknięcia kosmosu ani ich umysły nie są w stanie przetrawić mrowia danych niezbędnych do prowadzenia statku przez gwiezdne szlaki. Muszą więc zdać się na elektronicznych podwładnych.

Kosmos jest w ruchu. Tak całościowo jak i jego poszczególne elementy. Nawet te najdrobniejsze. Takie jak niewielki okruch polerowanej plaststali, napędzany pulsacyjnymi silnikami IV generacji jaki uparcie zmierzał ku zewnętrznym granicom układu nazwanego przez ludzi Memphis. Obsada mostka korwety klasy Ranger aż nadto zdawała sobie sprawę z tego ruchu. Choć ich jednostka pruła z pełną podświetlną prędkością w kosmicznej skali nawet tego pojedynczego układu gwiezdnego gdzie do odległości odmierzało się w jednostkach astronomicznych a nie latach świetlnych czy parsekach to na wyświetlanej holomapie układu kropka w samym centrum mapy jaką oznaczona była ich jednostka poruszała się z tempem pijanego ślimaka. Co było dość niepokojące.

Przy oznaczeniach korwety o nazwie własnej “Acheron” niepokojąco blisko migała inna plamka. Wedle sygnatur i tego co sami się nasłuchali przez ostatnie coraz bardziej nerwowe wymiany zdań była to fregata “Ajaks” klasy Avenger z Floty. Ostatnie kilka godzin lotu były bardzo nerwowe.

Zaczęło się dla Star Raiders całkiem standardowo. Ot komputer pokładowy Alex odebrał wiadomość o wysokim kodzie priorytetu. Gdy ich kapitan, Leon Tichy ją rozkodował okazało się, że prawie nudny standard jak na specyfikę ich prawie rodzinnego interesu. Ot polecieć do punktu A, odebrać stamtąd przesyłkę i zawieźć ją do punktu B. Sądząc po priorytecie i oferowanej sumce komuś strasznie zależało na czasie. I skoro taka kasa była na tapecie to też standard firmy czyli zależało na szybkości reakcji, dyskrecji, nie zadawaniu głupich pytań no a paczkę należało zawieźć na czas, na miejsce, na pewno. Standard. Ale tak dobrze płatny, że musiało być bardzo ryzykowne a ładunek pewnie nie był z tych co można było puścić legalnym kurierem więc wezwano ich. Oraz dwie inne podobne załogi. Cechą charakterystyczną dla wszystkich trzech było to, że jednostki te, tak samo jak “Acheron” posiadały hipernapęd. Czyli komuś zależało by mieć pewność, że kurier przyjedzie i zabierze ładunek i to z pominięciem tras przez Bramy. Klasyczny szmugiel jak się patrzy.

Kasa była warta świeczki. Kurs na Memphis i kilkugodzinna podróż do jednego z księżyców lodowego gazowego giganta klasy Uran odbyła się bez przeszkód. Ale musieli się spieszyć w tym wyścigu. Skanery Alex pod czujnym okiem Tichy’ego wykryły wejście z nadprzestrzeni po drugiej stronie układu. Mógł być przypadek ale dziwnie pasowało do którejś z wezwanych tak jak i oni jednostek z “branży”. Kosmos był przecież w ruchu. Plamka jaka świeciła się wówczas, kilkanaście godzin temu na ekranie mapy też była w ruchu o podobnym wektorze jak plamka oznaczająca “Acherona. Ale w całym systemie panował zaskakujący ruch. W stronę ostatniego gazowego giganta w tym systemie gdy już odbierali przesyłkę od klienta zmierzały kolejne plamki. Trzy o sygnaturze fregat Floty. Zaczęło być nerwowo. Przesyłka okazała się całkiem sporym kontenerem.




No jasne, standardowo nie było co pytać, co tam jest, po co to, nie zaglądać, nie mówić i w ogóle to mieli jedynie na pokładzie standardowo nudny ładunek sprzętu laboratoryjnego z pomocą humanitarną dla świata spustoszonego przez upadek ogromnego meteorytu. Wszyscy o tym w Federacji słyszeli i organizowali pomoc dla poszkodowanych. Jak kłamać to trzeba było z sensem pomieszać prawdę, półprawdę i kompletna nieprawdę. Pojemnik był wielkości standardowego, średniaka jaki można było załadować wózkiem widłowym na zwykłego vana. Miał wszystko co potrzeba by wyglądać na transporter delikatnego sprzętu laboratoryjnego łącznie z widocznym zestawem znaczków o niebezpiecznym, łatwopalnym, delikatnym ładunku jaki często był transportowany między laboratoriami czy szpitalami a zawierający leki, szczepionki, aparaturę użytkującym radioaktywne izotopy i wtedy właśnie umieszczało się tego typu znaczki. Norton nie miała sie czego przyczepić. Sama w swojej karierze wielokrotnie zamawiała tego typu dostawy i gdyby nie ta cała otoczka z pośpiechem, tajnością i kasą wszystko właściwie wyglądało okay.

Kosmos był w ruchu. I sprawy coraz mniej wyglądały na okay gdy plamki na ekranie mapy pulsowały. Jedna z oznaczeniami “Acheron” oddalała się od lodowego giganta w stronę zewnętrznych rubieży układu by wykonać skok a trzy oznaczające fregaty Floty zbliżały do niej. Na podświetlnej większe Avengery skonstruowane jako pościgowce i rajdery miały większą prędkość od korwet klasy Ranger ale jej przedstawiciel, “Acheron” miał przewagę w tym wyścigu. Że to jest wyścig przekonali się, gdy dwie plamki Avengerów zastosowały się przy księżycu z którego zaledwie godzinę wcześniej odbili Star Raiders ale trzecia zaczęła podążać jej tropem. I zaczął się ten wyścig.

Wszyscy znali tą grę. Ludzie na mostku “Acherona”, ludzie w jego wnętrzu poza mostkiem, ludzie na mostku i pokładzie Ajaksa. Tam na mostku fregaty też siedzieli spece, mieli podobną mapkę i rozpiskę charakterystyki uciekającej korwety. Zabawa w kotka i myszkę zaczęła się i obie strony świetnie zdawały sobie z tego sprawę. 5 h i 40 min. Taki wynik uzyskała Alex gdy “Teddy” wrzuciła potrzebne polecenia. Prawie 6 h musieli zasuwać pełną prędkością by oddalić się od grawitacyjnego wpływu gazowego olbrzyma by móc użyć hipernapędu i czmychnąć prześladowcom z tego systemu. Mieli już jakąś godzinę z tego za sobą. Przez następną godzinę trwała wymiana uprzejmości. Obie strony mogły sobie na nie pozwolić bo odległość była zbyt duża by zrobić coś więcej. Przez tą godzinę trwała szarpana wojna nerwowych not gdy mysz próbowała wmówić kotu szykującemu się do skoku kotu, że kompletnie nie jest tą myszą której on szuka. Papiery jakie dostarczył klient były pierwszorzędne. Marynarze ich się nie czepiali ale czy byli nadgorliwcami, czy czuli pismo nosem, czy zwyczajnie mieli jakiś cynk nie odstępowali i ich żądania stawały się coraz bardziej natarczywe. Widać zależało im.

Przy trzeciej godzinie fregata zaczęła się zbliżać do korwety na tyle, że zaczynało to być groźne. Obie jednostki zaczęły wchodzić w zasięg swoich broni więc napięcie wzrosło niebotycznie. Teraz temu komu pierwszemu puściłyby nerwy mógł pociągnąć za spust. Pyra słabo znosiła stres i miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi, przebije się przez skafander próżniowy i wyląduje na konsolecie. Podobnie Julię bolały już szczęki i pięści od nerwowego zaciskania przez ostatnie godziny. Czuła jak dłonie nasiąkają wnętrze rękawic kombinezonu próżniowego swoim potem. A teraz jeszcze w każdej chwili mogli znaleźć się pod ogniem. Siła ognia zaś było zdecydowanie po stronie Avengera a nie Rangera. Jedynie obydwa Leony wydawały się panować nad sobą i zachowywać jakby nie działo się nic specjalnego. Brakowało im jakieś 3.5 godziny do bezpiecznego skoku. Wtedy na całej korwecie zamigotały światła i ekrany. Nawet ludzie nie przebywający na mostku i bez wglądu na konsole sterownicze w tej sytuacji wiedzieli co to było. Wysłana z pościgowca silna wiązka radarowa jaka omiotła korwetę. Odpowiednik strzału ostrzegawczego. Klarowna wiadomość “Mam cię na muszce!”. Ostatnie ostrzegawcze wezwanie przed użyciem siły.

Analiza sytuacji była dość jasna. Uciec nie mogli bo Avenger był szybszy. Walka przy takiej różnicy potencjału obydwu jednostek wydawała się skrajnie ryzykownym pomysłem. Jedynie skrajnie fartownie wystrzelona z Acherona torpeda jaka trafiłaby w reaktor fregaty zmieniając ją w kulę plazmy mogłaby przesądzić o wyniku walki na korzyść mniejszej i słabszej jednostki a i tak pewnie by oberwali bo coś z wrogich torped i rakiet musiało się przedrzeć. Więc walka nie wydawała się rozsądnym rozwiązaniem. Ukryć nie było się gdzie gdy tamci byli tak blisko by strzelać a przestrzeń na krańcu układu Memphis była typowo pusta by ukryć ponad stumetrowy okruch plaststali. Negocjacje nie wchodziły w grę. Czas rozmów się skończył. Flota żądała natychmiastowego zatrzymania maszyny i wpuszczenia inspekcji na pokład. Nic strasznego. Jeśliby na pokładzie miało faktycznie kontener z tym co było w papierach klienta. A sądząc z reakcji Floty co wysłała aż trzy fregaty na ten księżyc i tak bardzo uparła się by ten kordon rozciągnąć nawet na umykającą korwetę to chyba były na to marne szanse. Jedyną opcją rokującą na szansę by wykaraskać się z tarapatów był hiperskok. Zbyt blisko silnego zakłócacza pola grawitacyjnego jakim był gazowy gigant. Jeśli wziąć pod uwagę BHP hiperskosku. Ale wciąż możliwy w awaryjnej sytuacji.

Kosmos jest w ruchu. Ludzie na mostku Acherona przekonali się o tym widząc małe znaczki i nowe sygnatury jakie pojawiły się przy oznaczeniach jednostki Floty. Otworzyli ogień! Pyra zaś potrzebowała czasu by skalibrować co trzeba do wykonania hiperskoku. - Strzelają do nas. Raczej oberwiemy. - w głośnikach rozległ się głos Tichy’ego. Wiedział po ilości środków bojowych jakie przeciw nim posłano, że małe są szanse umknąć lub zlikwidować wszystkie. Co więcej matematyka pola walki i fizyka hipernapędu jasno mówiły, że salwa doleci do nich zanim wykonają skok. Czyli prawie na pewno oberwą. Na razie jednak torpedy były w ruchu przemierzając kosmiczną pustkę między obydwoma jednostkami też będącymi w ruchu.

To był też jasny sygnał dla reszty załogi. Abe wiedział, że pewnie będzie miał co do roboty z alarmową naprawą uszkodzeń. Choć w tej chwili mógł tylko czekać aż wrogie pociski sięgną celu. Inżynier Rohan otarłby chętnie pot ściekający ze skroni ale w kombinezonie było to dość trudne. Czuł ucisk w żołądku gdy sobie pomyślał, że już coś do nich leci i jest spora szansa, że doleci. “Teddy” jednak dała mu zajęcie by o tym nie myśleć. Więcej mocy! By szybciej uruchomić hipernapęd potrzebowała szybszego skoku mocy niż standard. Ale gdy zobaczył przesłane przez nią wartości zdębiał. To groziło sytuacją krytyczną w reaktorze silników podświetlnych i niekontrolowaną sekwencją grożącą przemienieniem reaktora w kulę szybkorosnącej plazmy. No była jeszcze szansa, że udałoby się go w porę odstrzelić ale zostaliby bez podświetlnego napędu. Linda też wiedziała, że to komunikat i dla niej. Jak prawie na pewno oberwą to prawie na pewno będą mieli ofiary. Ale na razie mogła tylko czekać na cios wrogiej jednostki choć radziła sobie ze stresem całkiem nieźle.

Ludzie na mostku jednak mieli inne dylematy i tam daleko było od czekania. Tychy przejął od zajętej przygotowaniem hiperskoku “Teddy” obowiązki uruchomienia wabików i głowic EMC. Te pierwsze poleciały na spotkanie fali głowic wystrzeliwując jaskrawo migające szerokopasmowe markery jakie miały stać się bardziej kuszącym kąskiem dla gwiezdnych piranii niż jakaś tam nędzna korwetka. Te drugie eksplodowały odpowiednikiem dawnego dymu próbując roztoczyć kurtynę między strzelcem a celem. Drake posłał odpowiedź do jednostki Floty z własnych wyrzutni torped. Ale mieli tylko dwie zamiast zwyczajowych na Rangerach czterech. Zainstalowanie hipernapędu wymusiło redukcję wielu systemów, w tym uzbrojenia. Avenger miał osiem wyrzutni. Większa jednostka też z reguły była bardziej odpora na wszelkie ataki więc nie wyglądało to zbyt różowo.

Nerwowe minuty czekania ze świadomością, że można tylko czekać każdy znosił i radził sobie jak tylko mógł. Trójka na mostku miała co do roboty próbując zminimalizować straty. Inżynier o robocich nogach w tym czasie łamał wszelkie zasady inżynieryjnego BHP obsługi reaktorów by w żądanym czasie osiągnąć żądaną moc. Nawet gołym okiem widac było jak wewnętrzna osłona reaktora zaczyna żarzyć się czerwienią od nadmiaru mocy. A proces musiał być kontynuowany by zebrać gigantyczną ilość mocy w tak desperacko krótkim czasie.

Kosmos jest w ruchu. Widziała to na swoich konsoletach trójka na mostku. Cztery torpedy Floty nabrała się na wabiki eksplodując w tym celu pozornym. Pozostałe cztery nieco spowolniła zasłona dymna ale nie na tyle by wywołać dezorientację ekipy. Drake miał więc cztery manerwujące niezależnie cele do trafienia sterowanymi przez siebie działkami. Nasunął gogle i pokierował tym podprogramem bojowym Alex który analizował na bieżąco dane przesyłane przez skany korwety, obrobione przez Tichy’ego i wyświetlał mu w tych goglach. Oznaczył cele wydając komputerowi polecenia. Te zostało przesłane do automatycznych wieżyczek które poruszyły się unosząc lufy na cel jeszcze niewidoczny gołym okiem na tle kosmicznej czerni pokropkowanej kolorowymi punkcikami. Działka bezgłośnie posłały kawałki utwardzanych spieków w rozpryskowych minigłowicach w kosmiczną pustkę. Nadlatujące torpedy musiał nakierować profesjonalista. Zbliżały się od strony rufy uciekającego Rangera z czterech niezależnych kierunków zmuszając obronę do podzielenia swoich sił na ten wielokierunkowy jednoczesny atak.

W pierwszej kolejności działka sterowane przez Drake i komputery balistyczne korwety zestrzeliły torpedę zasuwajaco wprost w stronę ich rufę. Groziło to bezpośrednim trafieniem w jednostkę napędową i unieruchomienie jednostki przy krytycznym pechu eksplozję reaktora. Tylko dwie wieżyczki mogły prowadzić ogień w tym kierunku. Ale udało się! Torpeda znikła w bezgłośnym, jaskrawym blasku. Drugi w hierarchii celów był pocisk zasuwający od strony lewej burty, trochę od spodu. Sama Alex miała trudności z trafieniem go pozostałymi wieżyczkami gdy Drake zajmował się tą rufową. Gdy wspomógł ja swoimi umiejętnościami efekt był praktycznie od razu. Skumulowany ogień czterech wieżyczek obramował cel aż wreszcie poszatkował, torpeda zaczęła koziołkować by po chwili eksplodować w blasku który się wydawał jaśniejszy. Ale tak naprawdę był po prostu bliżej i bardziej wyeksponowany niż ten za rufą. Trzecia torpeda wyprzedziła korwetę, zawróciła i szła na czołowe spotkanie próbując trafić w dziób z większością głównych sensorów i mostkiem czyli umownie mózg i zmysły większości jednostek. Na dziobie tak jak i na rufie mogły strzelać tylko dwie wieżyczki. Drake z bijącym sercem obserwował jak płomyczki, kreski, obłoczki rozpryskują się już nie tylko na ekranie skanów ale widoczne już i w zwykłych kamerach. Tak blisko! Pocisk manewrował próbując stać się trudniejszym do trafienia celem ale wreszcie fragmenty wzmacnianych spieków przebiły poszycie rakiety i eksplodowały odłamkami w jej wnętrzu. Torpeda eksplodowała tak blisko, że Alex na moment musiała przyciemnić obraz by uchronić oczy załogi od rozbłysku. Rozległy się pierwsze alarmy o uszkodzeniach ale Tichy w lot zorientował się, że to nic poważnego. Dopóki nie trafiła ich czwarta torpeda.

Drake desperacko przekierował cel na ostatni pocisk który leciał pod ostrym kątem od strony rufy i trochę od góry. Tam mieli tylko dwie “topowe” wieżyczki. Była tak blisko! Ale wciąż miał szansę trafić. I wtedy gdy dopiero i on i Alex wstrzeliwali się w ostatni cel ten rozdzielił się na cztery mniejsze. Torpeda wielogłowicowa. W pobliżu celu rozdzielała się na cztery podpociski kierowanie niezależnie od siebie. Drake’owi udało się zestrzelić główny pocisk ale tak blisko, że Alex zameldowała o trafieniach odłamkami. Te jednak utonęły w meldunkach o trafieniach pozostałymi czterema podpociskami. I wtedy stała się ciemność a statkiem wstrząsnęły eksplozje.

Kosmos był mimo to w ruchu. Przez nerwowy moment załoga mostku widziała głównie linie, strzałki i oznaczenia pomalowaną odblaskową farbą właśnie na takie okazje. Przecież kosmiczne jednostki dostosowane do skoków nie posiadały okien. Żaden znany człowiekowi przezroczysty materiał nie zniósł by przeciążeń jakie występowały podczas skoku. Więc gdy siadała moc statek pogrążał się w ciemnościach. Za to inżynier pokładowy w tej ciemności widział dobitnie ładnie jak wewnętrzna obudowa reaktora rozżarza się już wyraźnie wiśniową emanacją. Wiedzieli też co się stało. Musieli oberwać głowicą z EMP która przebiła się przez pancerz i zabezpieczenia korwety. Ale korweta była zaprojektowana jako jednostka bojowa więc miała zdublowane większość systemów. Światła zamigotały i rozbłysły na nowo, ekrany znów rozjarzyły się swoim elektronicznym życiem, Alex znów wróciła troszczyć się o swoją załogę.

Uprzęże antywstrząsowe do jakich miała obowiązek być przypięta załoga o ile nie wykonywała innych zadań w większości wytrzymała. Wyjątkiem był Jean “Papa” którego fotel nie wytrzymał i potężnym mężczyzną rzuciło na ścianę razem z fotelem. Zderzył się z nią i poczuł jak dzwoni mu w uszach a on sam poczuł się dziwnie lekki. A nie. Naprawdę unosił się zamiast spaść na podłogę. Stracili grawitację. Tichy na mostku miał pełniejszy obraz sytuacji. Dehermetyzacja tylnej, dolnej ćwiartki właściwie rozpruta eksplozjami, przebicie do maszynowni i też dehermetyzacja, utrata grawitacji, wyłączenie z akcji tylnej, dolnej wieżyczki możliwe jej zniszczenie, utrata wyrzutników flar w dolnej, tylnej ćwiartce, tej z której będą nadlatywały kolejne pociski. A będą nadlatywały. Na odzyskanych właśnie ekranach widział kolejne znaczniki przy fregacie. Druga salwa. Znowu osiem torped a oni byli o jedną wieżyczkę i jedną ćwiartkę obrony słabsi.

Abe dostał listę uszkodzeń na swój panel. Na rozprucie poszycia można było coś poradzić dopiero w stoczni. Na bieżąco mógł albo zorientować się czy da się uratować dolną, tylną wieżyczkę albo uszczelnić maszynownię. Oba cele były na rufie więc zaczął płynąć przez korytarz napędzając się siłą swoich ramion. Papa zorientował się, że chyba ma coś z ręką. Zdołał dać znać Lindzie. Inżynier Rohan też płynął w przestrzeni maszynowni. Teraz już był spokój. Ale w chwili gdy oberwali wszystkie ruchome części wyssało przez szczelinę razem z powietrzem. Kontrolował ostatni etap bardzo awaryjnego przekazywania mocy do hipernapędu. Już było prawie 100%! Ale i reaktor silników podświetlnych też mówił już dość. Wewnętrzne osłony świeciły już na żółto od potężnego nadmiaru mocy. Wskaźniki stukały o zewnętrzną krawędź czerwonego pola. Mogło to wszystko szlag trafić w każdej chwili! Zewnętrzna osłona mogła wytrzymać wyciek radiacji ale nie eksplozję. Ale jeśli by było to drugie to przynajmniej miał miejsce w pierwszym rzędzie i nic nie zdąży poczuć. Nikt z nich nie zdąży. Dał znać, na mostek, że reaktor dłużej nie wytrzyma. Albo robią skok teraz albo trzeba go wyłączyć.

Pyra spojrzała na wskaźniki. Nie było tyle co chciała, tyle co było potrzeba. Ale było na tyle by jakiś skok wykonać. Druga fala torped leciała już w ich stronę. W najlepszym razie nic się nie zmieni. Albo będzie gorzej niż teraz. Teraz albo nigdy! Spoconą wewnątrz rękawicy dłonią uruchomiła krytyczny przycisk a Alex uruchomiła przygotowane przez nią procedury.


---




Nadprzestrzeń; 30 min temu; skok



Kadłub korwety otuliła blada, niebieska poświata pola ochronnego przygotowując ją do wejścia w nadprzestrzeń. Nienaturalne światło wdarło się przez rozszczelniony kadłub do zewnętrznych pomieszczeń uszkodzonej jednostki. Inżynier pokładowy miał przez tą szczelinę całkiem niezły widok na to zjawisko przez szczelinę ściany maszynowni. Światło wydawało się zbyt jaskrawe i nienaturalne niż jakiekolwiek światło na jakimkolwiek pokładzie.

Ekrany na mostku pościgowej fregaty “Ajaksa” dały charakterystyczną sygnaturę skoku nadprzestrzennego. Tamci desperaci nie czekali aż osiągnął bezpieczną granicę skoku i skoczyli uszkodzona jednostką w hiperprzestrzeń. To trochę komplikowało sprawy. Nawet więcej niż trochę. Torpedy drugiej salwy już w tej chwili bez sensu leciały w pustą obecnie przestrzeń ale z robocim uporem leciały dalej póki autodestruktory po nie znalezieniu celu ich nie zdetonują.

Pyra obserwowała wskaźniki przygryzając wargi do krwi. Nie miała pojęcia co ten Rohan robił w tej maszynowni ale działało. Bo po wskaźnikach to chyba właśnie powinno go rozsadzić. Ale potrzebowali mocy na pole ochronne! Było źle. Dokładnie tak źle jak na symulacjach w Akademii. Nie zdołali uzbierać kompletnej mocy więc pole ochronne było prawie wystarczające. Prawie więc hiperprzestrzeń nieubłaganie zaciskała kokon pola ochronnego ściskając je coraz bliżej kadłuba. Pole ochroonne trzeszczało w szwach wdzierając się coraz głębiej w kadłub a potem zewnętrzne rejony korwety. A jak reaktor siądzie albo wysiądzie to będzie koniec. Pole straci na mocy i hiperprzestrzeń ich zmiażdży.

Rohan obserwował szalejące wskaźniki. To koniec. Reaktor zaraz szlag trafi. Jakby na dowód jego tezy zauważył gwałtowny ruch. Trzasku jak przy wystrzale nie usłyszał z powodu próżni ale i tak wiedział, że taki by usłyszał gdyby było tu jeszcze powietrze. Osłona wewnętrzna właśnie rozpadała się na kawałki. Traktowana olbrzymim przekroczeniem wszelkich norm bezpieczeństwa zaczynała eksplodować. Na razie odrywały się pojedyncze kawałki uderzając w zewnętrzną osłonę ale to była kwestia czasu nim rozwali ją całkowicie odsłaniając rdzeń reaktora. Nadał na mostek alarm, że dłużej reaktor nie wytrzyma.

Pyra po otrzymaniu komunikatu z maszynowni mogła zrobić właściwie tylko jedno. Awaryjne wyjście z nadprzestrzeni jeszcze bardziej awaryjne niż wejście. Nie były to te koordynaty które ustawiła a które miała pewne, że są okey. Więc nie wciskając przyciski nie miała pojęcia gdzie ich wyrzuci. Za horyzontem zdarzeń czarnej dziury? W koronie jakiejś gwiazdy? Wewnątrz planety? Przenicuje ich z jakimś innym statkiem? Ale większość kosmosu to podobno pusta przestrzeń więc może…


---




???; teraz; wyjście z nadprzestrzeni



Kosmos jest w ruchu. Nagły rozbłysk bladego, błękitnego światła też to potwierdził gdy w zwykłej, mroźnej i pustej przestrzeni kosmosu pojawił się otulony tą poświatą drobiazg. Wyskoczył z nadprzestrzeni i tak wypluty bezwładnie kontynuował ten ostatni ruch, sunąc leniwie przez obojętną, mroźną pustkę. Wewnątrz tego okruchu sytuacja była jednak skrajnie odmienna. Komputery też były podatne na wyjście z nadprzestrzeni ale nie aż tak jak żywe istoty albo sensory. Dryfująca bezwładnie korweta była więc ślepa i głucha na kosmos. Ale nie cicha. “Teddy” skręcało ale choć przygwoździla szybą hełmu w konsoletę podniosła się otępiałe spojrzenie jako pierwsza na mostku. Tak kapitan jak i artylerzysta leżeli wciąż na wpół bezwładni na swoich fotelach próbując się pozbierać po tak gwałtownym skoku. Pyra miała trudności z koncentracją ale po ilości światełek, wycia alarmów, i głosu Alex co coś mówiła wiedziała, że jest źle. Ale żyli.

Pod Lindą ugięły się nogi. Właściwie zawisła bezwładnie w swojej uprzęży nie mając sił by się z niej wypiąć czy cokolwiek powiedzieć. Rohanem rzuciło pod ścianę. I całe szczęście. Akurat jakoś tuż po skoku reaktor pieprznął tak mocno, że podziałał jak gigantyczny granat odłamkowy szatkując wszystko dookoła. Większość siły uderzenia powstrzymała osłona zewnętrzna reaktora. Ale nie wszystko. Siła eksplozji była tak duża, że wyrwała fragmenty zewnętrznej osłony i przebiła się przez ściany maszynowni. Podniósł się na nogi ale wiedział jedno. Osłona reaktora była nieszczelna a radioaktywne fragmenty poleciały nie wiadomo jak daleko w korwetę. Mieli więc wyciek radiacji na pokładzie i trzeba było ogłosić alarm radiologiczny.

Papa widział jak przez dehermetyzowany kadłub przelatuję sylwetka w kombinezonie. Kręciło mu się w głowie z mdłości po skoku ale zdołał ją złapać i nie dać ulecieć w przestrzeń. Gdy przyciągnął ją do siebie okazało się, że to Nivi.

Veronica miała dziwne wrażenie unoszenia się. I jakoś tak ciemno było. A gdy zaczęła coś widzieć okazało się, że dryfuje w kosmicznej próżni. Była za burtą! Ale kombinezon chociaż był szczelny. Widziała dryfującą macierzystą jednostkę poszarpaną wybuchami które krwawiły wyrzuconymi w przestrzeń szczątkami z wnętrza i fragmentami poszycia. Oni byli tam a ona tu. Ale z trudem mogła skupić na czymś wzrok walcząc ze skutkami szaleńczego skoku.

Tichy otworzył oczy leżąc na swojej skanerskiej konsolecie. Z trudem usiadł do cywilizowanej pozycji. Skany jeszcze nie doszły do siebie po skoku tak samo jak ich operator. Drake przy swojej konsoli artylerzysty wyglądał równie zdechło. “Teddy” wyglądała najbardziej trzeźwo sądząc po spojrzeniach i ruchach. Chodź jej też dał ten skok w kość.

“Red” zdołała wypiąć się z uprzęży i od razu zaczęła dryfować nad siedziskiem. Nie słyszała alarmów ani głosu Alex ale widziała migające alarmowo lampy czyli albo ogłuchła albo nie było tu powietrza. Wskaźniki skafandra mówiły, że jednak to drugie. Przeczytała komunikat błyskający na ekranie: “Człowiek za burtą!”. I pożar. W magazynie torped. Ale uszkodzenia nie pozwalały Alex na interwencję w tym magazynie. Trzeba było zrobić to analogowo: gaśnicą w łapie.

Do Hermkens zaczęło docierać co widzi na ekranach i co Alex mówi. Mieli kogoś za burtą. Veronicę. Brak odczytów z maszynowni. Trochę pożarów gdzie Alex straciła możliwość by zareagować z powodu uszkodzeń. Brak grawitacji. Brak głównego zasilania. Ale awaryjne działało. Sporo zewnętrznych przedziałów było rozhermetyzowany. A. I Alex wykryła pluskwę jaką musiała być jedna z głowic jaka ich trafiła. Odkleiła się od nich i wysłała nadprzestrzenny meldunek. Nie wiadomo gdzie ale wiadomo było, że po to by ściągnąć tu siły Floty. Tylko nie wiadomo kiedy i ile mieli czasu.

Abe dochodził do siebie na podłodze ładowni. Leżąc miał niezły widok na nadprogramowe kabrio w jakie zmienił się dach ładowni. Coś musiało pieprznąć od strony rufy i pozamiatało tutaj odłamkami nieźle. Trafiło też w ten kontener z narzędziami laboratoryjnymi. Ten jaki mieli nie dotykać, nie otwierać, nie zadawać głupich pytań tylko dowieźć na czas, na miejsce, na pewno. Właśnie sobie dryfował leniwie na zewnątrz kadłuba. Znaczy jakaś jego połówka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 14-09-2017 o 11:53.
Pipboy79 jest offline