Axel złapał lejce i strzelił z bata.
- Wioooo!!! - zawołał, a idące do tej pory stępa konie ruszyły kłusem.
Na razie tyle starczyło, by uciec przed pieszym pościgiem. Galop uliczkami miasta Axel postanowił pozostawić na czarną godzinę.
- Co z Lotharem - zwrócił się do Leopolda, ignorując dochodzące z wnętrza powozu okrzyki. Obrócił się, lecz niewiele dostrzegł, a zbyt długo nie zamierzał wpatrywać się w kierunku magazynu o pechowym numerze. Konie należały do dość mądrych zwierząt, ale to woźnica powinien decydować, dokąd biegną.
Wieści, jakie przekazał Szkiełko, nie były zbyt wesołe.
Gdyby Lothar nie pobiegł w nieodpowiednią stronę, można by zwolnić i na niego poczekać, a tak... Jedyne co można było zrobić, to uciekać, a potem zatrzymać się w jakimś zaułku, wydostać ze środka pasażera, a potem się zastanowić, czy poderżnąć mu gardło, czy też spróbować przehandlować go za tych, co wpadną w łapska strażników. |