Panie Brilchan, dobre wieści przynoszę.
Podobają mi się obydwa koncepty, obu daję przyklepkę. Jeśli bardziej grać chcesz tym pierwszym łobuziakiem (który pachnie mi trochę Thunderbolts), pamiętaj tylko o byciu ugodowym rehabilitantem i nie rzucaniu współgraczami o ścianę.
Kenshi, no... ja nie za bardzo wiem jak Ci taką pewność wytworzyć. Słowo mogłabym co najwyżej dać. Albo jakiś skromny pakt krwi podpisać na boku, no. A próbkę twórczości postaram się dodać jutro popołudniu. Zedytuję swój poprzedni wpis i wrzucę. Może jakieś obrazi dołączę.
Do przeczytania!