Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2017, 20:27   #9
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Wypuszczona przez Kilynę strzała minimalnie chybiła, przelatując obok ciągle szybko poruszającego się celu. Zaskoczonemu goblinowi mignęła tylko przed oczami, wbijając się w ziemię. Co innego pazury, które niespodziewanie także dla sojuszników pokazał białowłosy. No, z pazurami już nie był taki białowłosy. Był łysy i brzydki jak na trolla przystało. Podnoszące się z ziemi stworzenie prawdopodobnie nie zobaczyło nic, a i ból był krótki, kiedy pazury przeorały jego ciało, kończąc plugawy żywot. W tym samym momencie zadziałało zaklęcie i jeden pies zaczął szaleńczo ruszać łapami, aż rozjechały mu się na wszystkie strony, zrzucając przy okazji gobliniego jeźdźca z grzbietu. Drugi "wierzchowiec" zwinnie wyhamował, zawrócił i rzucił się do ucieczki. Ten bez jeźdźca zwinnie odskoczył i ujadając ruszył w stronę koników niziołczego handlarza, które znów zarżały i szarpnęły się w panice. Czwartego zaklęcie nie objęło, ale on również od razu zmienił kierunek, aby dalej od wozów i niespodziewanego oporu. Jego jeździec wypuścił strzałę, która niegroźnie wbiła się w burtę wozu.
Widząc przeciętne efekty swojego czaru, a raczej niemal żadne, przynajmniej w jego mniemaniu, czarodziej podrapał się po głowie próbując stłumić uczucie irytacji. Choć mówią, że człowiek uczy się przez całe życie, tak obecnej sytuacji nie traktował jako naukę. Kusza, gdzie jest moja kusza? - pomyślał, szukając znajomego sznurka przy swoim pasie. Nagle zamarł, dosłownie na krótką chwilę, zdając sobie sprawę z jej ostatniej lokalizacji.
- Muszę zapisać, by nie zostawiać broni poza zasięgiem dłoni kiedy podróżuję traktem - burknął do siebie pod nosem, zmierzając w stronę uszkodzonego wozu, skąd wyciągnął swój “cud techniki militarnej”, jak to raczył sarkastycznie mówić. Nie był wojownikiem. Był… wieszczem.
- Mesmirze! Idź jej pomóc! - wskazał machnięciem ręki na szyjącą z łuku kobietę stojącą na dachu. Nie wymówił jej imienia, jak sama kultura przynajmniej nakazuje, nie będąc pewnym czy kruk-chowaniec zrozumiałby o kim wtedy byłaby mowa.
Druid ani myślał porzucić swoje bezpieczne miejsce na wozie. Nie, dlaczego miałby być na ziemi, na tłustym, śliskim podłożu, między wrogami? Sięgnął z wysoka długą łapą i ledwie - ale jednak - sięgnął pazurami psa który rozjechał się na oleju. A jeżeli goblin który z niego spadł nie będzie za sprytny, to wlezie akurat…
Przez twarz Kilyne przemknął grymas niezadowolenia, grożący utratą koncentracji. Mistrz zawsze zwracał uwagę na tę słabą cechę, niemożność bezbolesnego pogodzenia się z niepowodzeniem. Jak miała się skupić przy istocie nagle zmieniającej się w coś takiego i kruku, który zbliżał się niebezpiecznie blisko! Wzięła głęboki oddech i napięła ponownie cięciwę, wypuszczając kolejną strzałę. Zmieniła swój cel, koncentrując się na psie próbującym zaatakować konie. Czarnowłosa tym razem trafiła, pocisk wbił się w stworzenie, zerwał nieco skóry wraz z mięsem i poleciał dalej. Pies zaskomlał i od razu zmienił swoje zdanie o atakowaniu koni. Ból sprawił, że zmienił kierunek i pognał w stronę otwartej przestrzeni. Pazury przemienionego Lugira przeorały bok zwierzęcia, które ujadając i śliniąc się próbowało odgryźć się swojemu przeciwnikowi. Nieskutecznie, szczęki kłapały jedynie powietrze. Goblin nieopodal wstał co prawda, ale widząc co się dzieje, nie próbował dosiąść swojego wierzchowca. Dla ścisłości nie próbował też walczyć, salwując się ucieczką. Na początku bardzo wolną, bo jego nogi ślizgały się po niepewnej, magicznie przemienionej powierzchni.
Strzała nie trafiła tak precyzyjnie jak życzyłaby sobie kobieta, natomiast efekt był o wiele lepszy niż wcześniej. Kilyne pozwoliła psu uciekać, zmieniając pozycję i ułożenie ciała, aby ponownie unieść lotkę do oczu, celując w jednego z uciekających goblinów. Szybko oceniła odległość i wypuściła pocisk w tego, który znajdował się bliżej. Dopóki walka trwała, nie zamierzała opuszczać względnie bezpiecznej pozycji na dachu wozu.
A gdzieś tam przy uszkodzonym wozie młody mag przyglądał się tak uciekającym goblinom ważąc naładowaną lekką kuszę w rękach i zastanawiając się nad swoimi możliwościami. Jego bystry wzrok szybko ocenił dzielącą go do goblinów odległość oraz swoje umiejętności strzeleckie. Rezultatem tychże działań był wypływający na twarz wyraz zwątpienia. Opuścił więc kuszę, postanawiając się skupić na najzwyklejszej obserwacji goblińskich zachowań.
A kruk ciągle lekko szturchał czarnym dziobem półelfkę w plecy, tak jakby bez żadnego powodu. Izambard jednak wiedział co czyni posyłając Mesmira do niej. W końcu, pomijając pewne drobne szczegóły dotyczące jego charakteru, znali siebie i swoje umiejętności najlepiej.
- Kra! Pomagam? Pomagam? Kraa!! - kraknął chowaniec, chyba już kolejny raz z rzędu.
Lugir rozejrzał się po okolicy. Czy w zasięgu rąk był jakiś osiodłany koń, coś co pozwoli mu ścigać napastników? Nie, same luzaki i pociągowe, a nijak nie czuł się dość dobrym jeźdźcem by próbować dzikiego pościgu na obcym koniu i na oklep. Zamiast tego zajął się wykańczaniem sprawy na miejscu - walnął raz i drugi w psa. Dosłownie walnął - nie ciął pazurami. Nie chciał go zabijać.
Strzała Kilyne i tym razem nie chybiła, wbijając się w ciało uciekającego na psie goblina i tam zostając. Stworzenie jakimś cudem utrzymało się na zwierzęciu, porzucając swój łuk i uwieszając szyi. Znikali już w resztkach kurzawy, pędząc ile tylko mogli. Podobnie zresztą jak wszyscy inni przeciwnicy. Jeden z goblinów musiał pieszo salwować się ucieczką, przez co ciągle pozostawał w zasięgu łuku czarnowłosej. Lugir natomiast rąbnął psa na odlew, wyjątkowo potężnie, aż chrupnęło. Zwierzę padło jak długie. Właściciel zamkniętego wozu otworzył ostrożnie drzwiczki, wystawiając swoją pucułowatą twarz.
- Już po wszystkim? - zapytał drżącym głosem. Drugi handlarz wydobył skądeś długą lagę i z nią ostrożnie zbliżał się do leżących między wozami goblina i psa, unosząc tę prowizoryczną broń do ciosu. Na ponurej, podłużnej twarzy wypisaną miał żądzę mordu. To nic, że jego aktualny przeciwnik już był martwy.
- Ta… - druid urwał kiedy konny przemknął koło nich jak huragan - Teraz już na pewno tak. Żyjemy - zaczął mruczeć zaklęcia stabilizujące rany leżących bez ruchu napastników. Gdzieś koło drugiego przemiana przestała działać i wrócił do swojej naturalnej, płowowłosej postaci - Sprawdźcie czy ten goblin żyje, jeżeli tak, weźmiemy go na spytki - rzucił ze spokojem godnym lepszej sprawy, a sam pochylił się nad nazbyt fortunnie powalonym psem. Miał wobec niego plany.
- Gobliny stanowią niemałe zagrożenie w tym obszarze. W okolicy jest kilka klanów z tego co wiem - rzekł luźno zbliżający się czarodziej, mając w dłoniach nie swój hebanowy kostur, a dziennik podróżny w prostej oprawie i bardzo dziwny przyrząd do pisania wykonany z jasnego drewna i stali. Metalowa końcówka zwężała się, imitując typowe zakończenie piór piśmienniczych jakie nabyć można było w sklepach. Skrobał jakieś notatki na papierze, póki mały kleks nie splamił mu strony, co skwitował cichym hm-knięciem.
- Jeśli jesteś w stanie się od nich czegoś dowiedzieć, to będzie nam to na rękę. Nie mam zamiaru jednak uronić łzy nad losem zielonoskórych, a tym bardziej tych wynaturzonych psów - wskazał skinieniem głowy na jednego z wierzchowców.
Kilyne raz jeszcze napięła cięciwę w instynktownym odruchu, kierując swoje spojrzenie na uciekającego pieszo goblina. W ostatniej chwili zaniechała wypuszczenia strzały, chowając ją do kołczanu. Zeskoczyła zwinnie na ziemię, rozglądając się raz jeszcze. Minęło jeszcze kilkanaście uderzeń serca, zanim się wyraźnie odprężyła. Skierowała od razu kroki ku niziołkowi, gdyby potrzebował pomocy z uspokojeniem swoich koni.
- Te tutaj miały pecha - skomentowała słowa czarodzieja. - To wyglądało odrobinę dziwnie, cztery gobliny goniące całe stado koni.
 
Lady jest offline