Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2017, 21:18   #4
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację


Wysoka kobieta, wysoka tak, by o krew olbrzymów można było ją podejrzewać, lecz nie aż tak by o nią osądzać, przechadzała się wybrzeżem. Spoglądała na mosiężny dysk, w blasku którego, jej skóra lśniła niczym śnieg. Lico tak blade, że nawet w czasach gdy kobieta wciąż oddychała, promyki słońca pozostawiały na niej purpurowe bruzdy. Skadi zerknęła w stronę ogni, przy których synowie i córki północy znosili kufle i rogi. Zapach unoszący się sponad tych naczyń nie nęcił jej, nawet tych od których czuła krew, (bo był tam i takie a nos nocnego drapieżcy jakim była potrafił to wychwycić)
Nie była bowiem głodna. Jeszcze.
Skadi, bo tak zwała się nosząca męski strój kobieta, uśmiechała się. Wielu aftergangerów szykowało się przeciw frankom, a to oznaczało tylko jedno: wielu wrogów będzie tam na nich czekało.
Potężnych wrogów. Wrogów podobnych nim samym.
Skadi niemal już czuła głód.

Ale był jeszcze czas. Czas pląsów, rozmów, bajań. Czas ciszy przed burzą. Skadi wolała burze, ale to co ją poprzedzało było naturalną koleją rzeczy, a to było coś warte jej szacunku. Było coś jeszcze, w swoim życiu, które było nie takie znów krótkie nawet nim zaczęła nazywać te zimne krainy swoim domem, Skadi nigdy nie widziała tylu aftergangerów w jednym miejscu, na tak małej przestrzeni. Jeden z nich, był w zasadzie na wyciągnięcie ręki… kobieta zastanawiała się jak długo tyle wilków może zadowolić się wzajemnym powarkiwaniem. Skadi zataczała koła między ogniskami, przyglądała się osobom przy nich siedzącym, żywym i umarłym.

Freyvind siedział obok Orma z Viborga, jednego z najbardziej zawołanych i sławnych śmiertelników w Jutlandii. O ile nie najsławniejszego. Z pewności cieszącego się największym szacunkiem, może poza królem i Jensem z Jelling jarla stolicy. Śmiertelnik wyglądał na lekko zaskoczonego odbyta rozmową, ale i szczęśliwego z jej przebiegu. Urósł jakby w sobie. Pożegnał się zaraz z nieumarłym skaldem i opuścił swoje miejsce jakby zaaferowany tym co ma uczynić.

Skadi była akurat w pobliżu. Słyszała imiona, choć nie skupiała się zbytnio nad ich znaczeniem, nawet gdy je znała. To między innymi dlatego jej mąż i ojciec tak lubił nazywać ją “dzieckiem”. Może i tak, może miał przyjść czas, gdy kobieta zacznie interesować się tytułami czy polityką żywych i umarłych. Ale jeszcze nie dziś, nie jutro. Jednak kobieta nie była ślepa. Każde stworzenie walczy w sposób miły własnej naturze. Słowa również mogą zabijać, poruszać całe masy istot do wzajemnej rzezi.
- Sigurvegariúlfa - powiedziała przykucając niedaleko mężczyzny - to rzadki przydomek - powiedziała z zainteresowaniem.
Spojrzał na nią i przez moment jakby starał ją sobie przypomnieć, jednak poddał się nie rozpoznając na szybko. Znamionowała go niecierpliwość.
- Powtarzaj to miano częściej, a zamiast wyrzynać Franków zrobimy to tu, między sobą. Ulfhednar są w obozie i ich ludzie. Nie reagują dobrze na to miano - mimowolnie się uśmiechnął.
Skadi wzruszyła ramionami.
- Nieczęsto cokolwiek powtarzam, czy mówię. Bez obaw. - wyjaśniła, po czym rozejrzała się i zaciągnęła wilgotnym morskim powietrzem - ale przecież wiesz, że oni wiedzą. - spojrzała mu w oczy - pozwalasz więc by “nie pamiętali” by mogli zachować swą dumę? - Skadi była autentycznie ciekawa.
- Tak. - Kiwnął głową. - Jeżeli znasz me miano jakim zaczęto mnie zwać po viborskim thingu, wiesz kim jestem - zmienił temat. - Ja nie znam nawet Twego imienia, czuję się przegrany. Pozwól mi zachować dumę i zdradź kim jesteś. - Znów uśmiechnął się lekko.
Skadi przekrzywiła z zaciekawieniem głowę, kiedy afterganger pokazał zęby. Nie różnili się przecież od zwierząt, więc czemuż to ten gest miał oznaczać coś innego u niemartwych? Czy ten tutaj właśnie z nią walczył? - zapewne! był lisem, lisem, który zagryzł wilka. Walczył z nią w sposób którego nawet nie była do końca świadoma. Czy powinna więc walczyć dalej? - oczywiście! jak inaczej można się czegoś nauczyć jeśli nie poprzez praktykę.
- Skadi - powiedziała po prostu, łypiąc na mężczyznę przed sobą ciekawskimi, szarymi oczyma.
- Skadi - powtórzył. - Skadi Białoskóra, Skadi Białowłosa. Skadi Trolobójczyni. Wybacz, żem cię nie rozpoznał. - Sięgnął po bukłak z piwem. - Skal! - Upił łyk. - Tak, winien im jestem by pozwolić zachować dumę.
Kobieta machnęła dłonią.
- Sama nie rozpoznaje tych opowieści, może akcent bajarzy jest dla mnie za ostry - wyjaśniła bez emocji, po czym jej rysy wyostrzyły się, gdy zadała włąsne pytanie:
- Winien?
- Winien - znów powtórzył jej słowo. - Zabijałem śmiertelnych, aftrgangerów, “Synów Lokiego”. Tylko wśród tych ostatnich nie było żadnego, kto nawet wiedząc co go czeka, nie uciekł. I każdy z nich, wilków, padłych z mej ręki zginął bo my i oni nie rozumiemy się. Oni nas nienawidzą, a jednak wolę zabijać Franków, Anglów, Sasów niż ich. Nie odmówię dumy synom północy, nawet Úlfhéðnar.
Skadi słuchała słów mężczyzny w skupieniu.
- Skoro niewiedza powoduje śmierć, tędy prawdą jest to co mówią o tych którzy posiadają wiedzę. - powiedziała wreszcie odchylając nieco głowę do tyłu i spoglądając teraz na aftergangera z nowym respektem, gdyż zrozumiała jak działają jego umiejętności.
- Wiedza - zamyślił się. - Wiesz, że moją przyboczną na wyprawie ma być jedna z wodzyń wilków? Której zabiłem dwóch braci… Będzie mnie chronić w czas Sól, zanim roztoczą się ciemności w czasie Maniego. My i oni bedziemy mieli dużo okazji by walczyć. Razem, przeciw Frankom i tamtejszym nieumarłym. Dużo czasu i możliwości by posiąść wiedzę.
Skadi przymknęła oczy, to zawsze tak już chyba było nieprawdaż?
- Och tak - uśmiechnęła się - kto emanuje przed nimi większą przemocą jeśli nie zabójca ich własnych krewniaków. Oczywiście masz rację… jak chcesz bym cię tutaj nazywała? lisie?
- Nieodzowna potomkini Odindisy. - Wzrok jego stał się ostrzejszy. - Drapieżna, widząca jeno przemoc. - Wstał i znów napił się z bukłaka. - Jam syn Eyjolfa. Choć dumnym ze swych zwycięstw - spojrzał na nią wyzywająco gdy usiadł na kłodzie bliżej jej przykucniętej sylwetki - potrafię czuć żal czasem, że ten a nie inny padł z mej ręki. Nie zjednam ich. - Pochylił się, a wzrok miał zimny. - Bo oni Skadi mają to w dupie. Moja przyboczna wilczyca wyzwała mnie na holmgang po zakończeniu wyprawy. Ona, lub ja. Nawet gdy wygram obiecałem nie wrócić do Denemearki. Przedtem zaś postaram się uzdrowić ich caern, który zniszczyłem. Nie idą za mną bo niosę przemoc. Idą z nienawiści do mnie, bo chcą mnie zniszczyć w uświęconym tradycją pojedynku. Idą ze strachu, bym był daleko od ich leż. Idą z nadzieją, że co zniszczyłem, to naprawię. A ja idę z nadzieją, że zozumieją, iż my nie jesteśmy ich wrogami. Walcząc ramię w ramę. By wyrywać serca i flaki, pić krew, rozdzierać na strzępy. Mordować tysiącami, przelewając juhę niczym rzeki, palić, gwałcić. Ale tam! Franków, Sasów, Anglów, a nie tu, siebie wzajem. I po to poprowadzę einherjar i ulfhednar na orgię krwi i zniszczenia, i dlatego nie odmówię wilkom dumy. - Omiótł jej sylwetkę od stóp do głowy. - Lis..., może być i lis.
Skadi pokiwała głową.
- Żal… przez ten żal też można zabijać. Nienawiść i strach, to jedynie efekty i narzędzia. - zagalopowała się, zdziwiona sama sobą, ale faktem było iż kobieta rzadko miała możliwość w ogóle z kimś rozmawiać, a co dopiero z podobnym sobie stworzeniem. Skadi przymknęła oczy i podniosła się do góry. - Dziękuję ci za tą rozmowę. - powiedziała.
Kiwnął głową.
- Przybyłaś tu by z nami za morze ruszyć? - Zapytał jakby upewnić się chciał. Prawie nie było powodu, aby ta Skadi o której mówiono przybyła tu w innym celu. Ale prawie, to prawie.
Kobieta uniosła brew, omiotła wzrokiem okolicę po czym znów wbiła szare oczy w skalda.
- Nie, jeśli jedyną rzeczą jaką zamierzacie zrobić jest “za morze ruszyć” - uśmiechnęła się perliście po czym spoważniała - ja też potrafię czuć żal.
- Nie jedyną. A co tam uczynim, wierzę, że dziki dreszcz satysfakcji nam przyniesie, nie żal. - Spojrzał na stojącą aftergangerkę. - I ja ci dziękuję - dodał nie precyzując, czy za rozmowę, czy za to że przybyła co znamionować mogło jej udział w wyprawie.
A Skadi nie zamierzała się dopytywać, zrozumiała już, że siłować się ze skaldem na słowa, to tak jak wlewać strumień w odmęty morza. Rozmowa z nim, mogła być tak samo niebezpieczna jak sparing z silniejszym przeciwnikiem - pouczający ale tylko do pewnego poziomu a potem już jedynie wyniszczający. Kobieta obiecała sobie przyglądać się temu Lisowi.

***

Przechodzącą przez tłum kłębiących się ciał Skadi ktoś popchnął.
Mocno i z głuchym uderzeniem w ramię.
Odwracając się jedyne co ujrzała to wielki łeb niedźwiedzia, co miast ślepi miał czarne kamienie. Najwyraźniej wygładzone czyjąś czułą ręką bo blada kobieta ujrzała w nich swe odbicie połyskujące i podświetlane płomieniami ognisk.
Ujrzała też swoją szponiastą dłoń sięgającą ku tej niedźwiedziej skórze, zaciskającą się na niej i szarpiącą sierść dawno umarłęgo zwierzęcia do tyłu.
- Zawszony pierdoło! - usłyszała zduszony wrzask najwyraźniej kobiecy - Ile razy… - wielka, mięsista piącha leciała w kierunku gdzie zwykle znajduje się splot słoneczny, wiążący energię. Skadi jednak nie była zwykła i pięść wylądowała nieco niżej.
Skadi poczuła więc wielką łapę wciśniętą na wysokości swojej martwej macicy i wiedziała… wiedziała, że było to dobre. Było tak dlatego, gdyż to oznaczało iż głowa oponenta jest dokładnie tam, gdzie Skadi ją teraz chciała, to jest w zasięgu obu jej mocarnych ramion. Kobieta z wrzaskiem puściła swoje dłonie by w zamaszystym ruchu zderzyć je ze sobą… to jest zderzyć je na upierdliwym kudłatym czerepie. Gdyby jednak, z jakiś bliżej nie znanych Skadi przyczyn, nie pozostała jej między palcami sama wilgoć, kobieta zamiarowała zacisnąć szpony na uszach i poprawić uderzeniem własnego czoła.
Poczuła to…
Nie jeno na pazurach co zanurzyły się w skórze przypadkowego robaka, ale i w nozdrzach.
Uderzenie pierwsze z dwóch wydarło głośny ryk z gardła przeciwniczki, lecz krótki, urywany. Kudłaty łeb niedźwiedzia wciąż nie ukazał Skadi jej twarzy, lecz leniwie zakołysł się drgającym ruchem zmemłany ciosem kobiety. Najwyraźniej bogowie pozwoli dokonać brunatnej bestii ostatniego bohaterskiego czynu i ocalić swą właścicielkę. Skadi nie czekając na reakcję okrytej skórą przeciwniczki ponowiła cios, który z pewnością celu dosięgnął a mimo to nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Miast fontanny czerwonego soku i mazi mózgu usłyszała śmiech zmieszany z wściekłością. Niedźwiedzica wpakowała w Skadi bark próbując najwyraźniej powalić ją na ziemię. Siła, dzikość i pasja zawarły się w tym ciosie. Gdyby nie dar męża Białowłosej, miałaby pogruchotane kości.
Teraz i Skadi wrzasnęła ukazując kły. Kobieta chwyciła krawędź niedźwiedziego futra i szarpnęła nim tak, by mieć pewność, że morda, która do tej pory się nie ukazała i teraz ukrytą pozostanie. Wampirzyca wbiła zęby w ciało przeciwniczki szarpiąc mięso na wszystkie strony.
Wyrwała na oślep kawały ciała zamieniając ramię przeciwniczki w poszarpany i ziejący mięchem szlak nim jeszcze padły na ziemię. Sama zaś odczuła uderzenie o zabłoconą i rozjechaną glebę i wchodzące gładko i głęboko cztery źródła bólu. Spięte wojowniczki nie zważały na rozchlapujące się wszędzie błocko. Obydwie przepełniała teraz żądza wygrania a ich dzikie wrzaski zwracały uwagę uczestników thingu. Kotłując się nie słyszały komentarzy rzucanych przez rozbawionych ludzi. Trafiła im się darmowa rozrywka. Natychmiast też rozpoczęły się zakłady.
Tłum jednak przerzedził się gdy w sam środek walki wparowała Wadera z Jelling.
Roześmianemu tłumowi spieszno stało się nagle być w innym miejscu. Walczące nie zauważyły tego jednak. Nic wokół się nie liczyło jeno kolejne ciosy. Skadi wciśnięta w błotnistą paćkę odczuła niejaką lekkość choć ramiona młóciły zaciekle powietrze. Rannevig zaś przeleciała niewielki odcinek i z głuchym plaskiem walnęła o ziemię.
Gdy Trolbójczyni przetarła zlepione szarą mazią oczy przed sobą ujrzała niewielką blondynkę o przeraźliwie niebieskich oczach jakie nasuwały na myśl szczyty lodowców.
- Szczezłyście na umyśle?! - warkot dobył się z gardła aftergangerki.

- Bynajmniej… - Skadi splunęła kawałkiem rannevigowej skóry. Kobieta spoglądała na miejsce lądowania swojej “siostry”. Sama też odczuła ranę w podbrzuszu zadaną pazurami niedźwiedzicy, co nie było bardzo uciążliwe, po prostu zwyczajnie uciążliwe, jak świerzb na dupie, albo drzazga w języku.

- Na głupią nie wyglądasz. Na thingu Cię nie było. Welandowi się odpowiedziałaś? - lodowe ślepia mierzyły to jedną to drugą. Skadi pokiwała gospodyni, obserwując reakcję Rannveig,ta podnosiła się zrzucając skórę i spluwając w błoto. Pomimo złości byłej Pani na Jelling uśmiechnęła się szeroko. Skadi puściła jej oko… “złe”, świecące oko, jak nazywali to śmiertelni.
- Bitek tu nie będzie. - stwierdziła stanowczo Gudrunn jakby czekała tylko na jedno słowo zaprzeczenia lub podważenia - A po krew w las idźcie i miarkujcie co robicie.
Skadi przeniosła spojrzenie na Waderę:
- Ano i nie będzie. - zgodziła się. Gudrunn była tu u siebie, a Skadi nie zamiarowała obrażać gospodarzy.
Żadna z nich nie zauważyła przyglądającej się temu wszystkiemu ciemnowłosej i szarookiej wojowniczki co z założonymi rękoma stała oparta o pobliską chatę. Na twarzy kobiety malował się wrednie złośliwy uśmieszek.

***

Skadi przeczesała raz jeszcze ciężkie od błota włosy i rozejrzała się za najbardziej dogodną drogą ku wodzie… która przecinała by się z drogą Rannveig
Lodowooka stała w miejscu obserwując obie wojowniczki. Rannveig zaś nie odezwawszy się ani słowem ruszyła niby to w kierunku przeciwnym
jednak gdy tylko skręciła za róg pierwszej chaty ruszyła za Skadi.
- Hej, ty! - krzyknęła starając się by tubalny głos jednak brzmiał jak szept. Średnio wychodziło to ciche pokrzykiwanie, a sama niedźwiedzica wyglądała zabawnie: niby to skulona niby to próbująca stąpać dumnie. Na szczęście rozmowy, które na nowo się rozpoczęły pomogły jej nieco w wysiłkach.
Gdyby Skadi była kimś innym, na przykład złotoustą istotą pokroju Lisa-Walenda, tędy mogłaby cynicznie wypomnieć, czemuż to berserkerka fatyguje się teraz głos nadwyrężać dla zwrócenia uwagi. A co to? sił w ramieniu brakuje? odwagi może? Jednak usta Skadi złote nie były, były blade i martwe, jak i wyraz jej twarzy gdy powoli obróciła się w kierunku Rannveig.
- Ja. - potwierdziła zatrzymując się jednocześnie.
- Rannveig mnie zwą a lepszej okazji do poznania mieć nie można. - podeszła radosna i ciężka ku zabłoconej bladolicej. Rękę co niedawno waliła z zacięciem przeciwniczkę wyciągnęła ku Skadi.
A Blada wyciągnęła swoją szponiastą dłoń na przeciw. Rannveig mówiła do niej zrozumiałym językiem, mową przemocy i tej przemocy umiłowania. Berserkerka była więc dla Skadi jak siostra, a z jednakowym rodzeństwem było już tak, że można było je kochać lub nienawidzić, z tych samych przyczyn. Skadi nie chciała wybierać, nie musiała. Wolała czuć te dwie rzeczy na raz.
- Skadi. - powiedziała gdy ich dłonie i ramiona zakleszczyły się w uścisku. Spoglądała z góry na kobietę oglądając sobie dokładnie to cudo w czerwonym blasku własnego wzroku. Skadi była magicznym stworzeniem, jej ciało, kości i mięśnie były pomyślane w głowie bóstwa. Ta tutaj wojowniczka, musiała wywalczyć sobie miejsce w zimnym świecie ludzi północy. Bladej niemal zrobiło się cieplej w brzuchu.
Zapewne z powodu niedawnej rany i głodu którego jeszcze nie było, ale przecież szybko mógł przyjść.
- Na althingu Cię nie widziałam - Rannveig rzuciła z ciekawością - a kilkoro z nas ciekawe wieści miało - skinęła - i wiele się wydarzyło.
Skadi kiwnęła głową.
- Prawda, toć ledwo stopami dotknęłam lądu wcześniej tego wieczoru. Od wikingu do wikingu. - wyjaśniła.
- Nigdym nie przypuszczała, że to chuchro Alfą zostanie. - wymamrotała Rannveig też jakby coś więcej na zebraniu się wydarzyło co niekoniecznie jej w smak było.
- To jak “została”? - dopytywała się Skadi. - przecie nie na oczy piękne hm? - mówiąc to wampirzyca poczęła rozpinać ubranie, gdyż zamiarowała w sadzawce popływać, coby ziemię z siebie zmyć.
- Nie na piękno oczu - Rannveig też zrzuciła odzienie i wskoczyła ciężko do wody. Ciało jej pokrywały blizny z różnych ran a uda i ramiona pokrywało ciemnobrązowe szczeciniaste futro podobne do niedźwiedzia co go na sobie nosiła.
- Walkę wygrała - burknęła obmywając miejsce, które Skadi rwała i drapała. Rana z wolna się zasklepiła. - jeno niewielu z nas ruszy. - zmieniła raptem temat.
Skadi sama skończyła się rozbierać i powoli, bez entuzjazmu czy jego braku, zwyczajnie weszła między wody jeziora. Tamtego dnia, gdy jej przyszły ojciec i mąż uprowadził ją siłą z rodzinnych ziem, żywą jeszcze będąc, kobieta położyła liczbę nortmanów z jego załogi. Pierwszego własnymi rękoma, resztę zdobycznym nań żelazem. To nie była oczywiście jej pierwsza walka, jednak dziś po latach życia i nieżycia, pierwsza godna zapamiętania. Do nocy w której poznała męża, Skadi (choć to dopiero on ją tak nazwał) nie nosiła żadnej skazy: Jej ciało nie tylko zostało ulepione przez bóstwo jako doskonałe, ale i później, kapłani jej ludu, dbali by lico kobiety nie szpeciła choćby jedna blizna. Jednak, gdy mąż w odległe strony ją zabrał, Skadi latami walczyła u jego boku a rany się zdarzały czasem i poważne. Wciąż, krew męża pomagała przezwyciężyć kobiecie najgorsze urazy, co w połączeniu z byciem doświadczoną przecież wojowniczką sprawiło iż za życia blizn jakiś specjalnych Skadi się nie nabawiła. Nic nie zakłócało więc regularnych kształtów mięśni, oplatających ciasno szkielet aftegangerki. Kiedy dała mężowi dziecko: gdy został dla niej ojcem, blizny przestały ją w zasadzie dotyczyć, pomijając walkę z trollem rzecz jasna, gdyż ten urządził Skadi znacznie gorzej niż, ona sama przed chwilą Rannveig. Były za to inne, znamiona, znacznie bardziej słodkie jej duszy. Po tym jak przestała oddychać, palce u dłoni, już na zawsze podobne stały się pazurom niedźwiedzia. Po boju z Trollem również i uszy aftegangerki nabrały dzikich cech. Białe włosy zgęstniały i porastały teraz również tył szyi.

Skadi była już po pas w jeziorze i zimna woda wlewała się właśnie w świeżą ranę na brzuchu. Kobieta pozwoliła jej zasklepić się tylko trochę, chciała czuć w sobie Rannveig gdy się jej przyglądała. Jej wzrok powędrował ku ramieniu berserkerki, które Skadi zbrutalizowała, naznaczyła sobą na długi czas. Kobieta przygryzła wargę, tak dobrze poczułaby się całkowicie niszcząc tą aftegangerkę, wypijając ostatnią kroplę krwi z jej połamanej czaszki. Rannveig była wspaniałym dzikim zwierzęciem, a takie zasługują na bycie wspaniałą zwierzyną, wspaniałym łupem, są tego godne. Skadi zbyt szanowała siłę berserkerki, by chcieć pozwolić jej żyć. Takiej bestii nie wolno więzić, łamać jej woli, udomawiać, to byłoby okrutne i podłe, pozbawione czci i honoru.

Ale nie musiało tak być, przynajmniej na razie. Berserkerka nie była obecnie dla Skadi wrogiem, czy nawet rywalem. Były z rodu Odindisy, przepychanka, parę klapsów czy ugryzień to nie żadna walka. No dobra, pewnie gdyby Gudrunn im nie przerwała, to mogłoby się zmienić w autentyczny bój ale kto by to teraz rozpamiętywał? chyba tylko skald jakiś.

Skadi zanurzyła się pod taflą wody i przepłynęła między nogami Rannveig wynurzając się po przeciwnej stronie. Grubo ciosana wojowniczka odskoczyła w bok nieco zaskoczona takim postępkiem.
- Tędy wzięła siłą co jej. - zawyrokowała Blada wyrzymając włosy. - Gdy wilki w stadzie, ten pierwszy z nich siłę musi mieć… - uśmiechnęła się do siebie - A jak nie… - urwała, gdyż obie doskonale wiedziały jakimi prawami rządzi się przyroda i honor Ejnherjara. - I nie musi być nas mało.
- Nie? A co? Przekonasz pozostałych pięknymi słowami? - zarechotała wesoło z niedowierzaniem, uderzając dłońmi o taflę wody. Nabrała w dłonie przezroczystej cieczy i ochlapała twarz. Ciemne strugi czernidła rozpłynęły się jej po twarzy, przyciemniając jej oblicze. - Ni Dan za ruszeniem nie był, a rzadko Alfy nie wspiera. - Rannveig zanurzyła się głęboko po czubek głowy i wypłynęła kawałek dalej. - Ni brat jego Tryggr, chociaż ten ostatni nie do końca pewien był pozostania tutaj. Skadi ruszyła po dnie ku berserkerce, w nocnych ciemnościach można było śledzić przemieszczający się pod taflą jeziora czerwony blask bijący z jej oczu. Blada wynurzyła się tuż obok dzikiej kobiety.
- Są lepsze rzeczy niż rozmowa - powiedziała do jej pleców. Rannveig odkręciła się błyskawicznie chlapiąc wokół siebie wodą z kłami odsłoniętymi i odstraszającym rykiem.
Niewiele drapieżników lubiło być zachodzonymi od tyłu a berserkerka nie była wyjątkiem. Zmrużone oczy wpiła w Skadi podejrzliwie i krok w tył uczyniła tworząc nieco przestrzeni między ich ciałami. Przyjazna atmosfera zdmuchnięta była niczym płomyk świecy i niedźwiedzica najwyraźniej szykowała się do odparcia ataku. Skadi również obnażyła kły, w uśmiechu lub jedynie w jego cynicznej karykaturze, a może po prostu w geście w żaden sposób z uśmiechem nie związanym.
- Mi też szkoda… - powiedziała jednak, pomna zakazu bójek… przynajmniej na razie. Rannveig bez słowa zaczęła wycofywać się z jeziora wciąż mając na oku bladą aftergangerkę.


 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 13-09-2017 o 13:55.
Amon jest offline