| Dialog kanna & Dhratlach Sigfried spojrzał na Elsie. Modlitwa? Z myślą, że to i tak mu nie zaszkodzi ukląkł przy dziewczynie i oddał się niemej modlitwie… do Handrich’a.
Kiedy to było zrobione, posłał dziewczynie delikatny uśmiech i powiedział cicho - Powinniśmy dać mu monetę na opłatę dla Morra… - z tymi słowami zaczął przeszukiwać żołnierza. A nóż ma monetki, lub coś ciekawego? Pensa włożyłby do ust, a reszta jego!
Tak czy inaczej młody szkutnik zamierzał po tym razem z dziewczyną szybko udać się z resztą ferajny z powrotem do osady. Tylko… czy poczeka tę chwilę za nim?
Sig jako wytrawny syn handlarza zawsze wiedział, gdzie ludzie przenoszą i ukrywają pieniądze. Nie mylił się i tym razem. W cholewie buta znalazł schowane dziesięć pensów, zapewne na czarną godzinę.
Chłopak wydobył monety i wsunął zręcznym ruchem w cholewę swojego buta tak by nikt nie dostrzegł co znalazł... za wyjątkiem jednej którą włożył mężczyźnie między wargi mówiąc cicho.
- Niech Morr ma Ciebie w opiece.
Spojrzał za oddalającą się grupką, a potem na Elsie. - Sprawdzimy juki? Tylko bez nich. Podzielimy się między sobą? - zapytał cicho i optymistycznie.
Elsie też się poniosła, otrzepała kolana, a potem spojrzała na chłopaka. Potrafiła wypatrzeć wiewiórkę na czubku drzewa wśród jesiennych liści a nie dostrzegła by grzebania przy umierającym? - Sigfriedzie Holzmann - powiedziała. - Najpierw wyjmij pieniądze z buta i oddaj mężczyźnie. A potem zdecyduj, czy wolisz sam opowiedzieć sołtysowi o swoich pomysłach, czy ja mam to zrobić. Pomyślałeś co będzie, jeśli znajdą przy nas jego rzeczy?
- A skąd będą wiedzieli, że rzeczy należą do niego?[/i] - zapytał chłopak z uśmiechem i skierował się w stronę juków - Przecież nie zabierzemy rzeczy oczywiście jawnych. Tak głupi nie jesteśmy, a mu one nie potrzebne, nieprawdaż? Zresztą, pomyśl o tym jak o opłacie za znieczulenie. Poza tym, może dowiemy się czegoś jeszcze o nim, skoro sam mówić nie skory?
Elsie zastanawiała się przez moment. - No dobrze - powiedziała po chwili. - Sprawdzimy. Może ustalimy, skąd przybył. Ale nic nie będziemy zabierać! - okradanie innych, czy martwych, czy żywych nie mieściło się w systemie wartości dziewczyny.
Sigfried puścił dziewczynie oczko. - Zawsze wiedziałem, że jesteś wspaniałą i mądrą dziewczyną Elsie. - powiedział po czym przeszedł do oględzin i konia i juków. - Masz może nożyk? Szkoda by było by to mięsko się zmarnowało… poza tym, spełniliśmy swój obowiązek. Ten człowiek bezpiecznie trafi do ogrodów Morr’a. Na pewno podzieliłby się z nami dobytkiem gdyby mógł mówić.
Spojrzała na chłopaka z ukosa. - Nie bierz mnie pod włos, dobra? Jestem od ciebie starsza o całe 5 miesięcy i wiem, na co cię stać.
Przyklękła przy jukach. -Mam nożyk, ale go nie dostaniesz. Konia też nie ruszamy. Ktoś go będzie szukał. Dojdzie po śladach do naszej wsi i uzna, że my to zrobiliśmy. Sprawdzimy tylko juki i zabieramy się. - Wiesz, to i tak nie ma znaczenia, bo Will zabrał ten znaczek ze zbroi, nie? Równie dobrze możemy wziąć co się da, a ciała wrzucić do bagna, niech pochłonie… - powiedział konspiracyjnym głosem Sig - ...nie ma ciał, nie ma problemu, nie? Ten zepsuty napierśnik się przekuje na sztabkę, a zbroję z mieczem ukryje. Z tatkiem sprzedamy i może parę kóz da radę za to kupić! Pomyśl, je wszystko, mleko, mięso i skórę daje… o ile łatwiej będzie przetrwać zimę! - I nie rób ze mnie potwora… - nachmurzył się trochę chłopak - ...ktoś musi myśleć o dobru osady, nie? - Will odniesie ryngraf jak tylko pokaże go sołtysowi - Elsie wydawała się być granitowo pewna swoich słów. - A my nie będziemy nikogo okradać!
Przyjrzała się węzłom ma jukach, aby móc je potem odtworzyć. Rozwiązała rzemyk i zajrzała do środka. - Kradzież jest wtedy kiedy ktoś na tym straci i poczuje się źle. - powiedział karcąco młody Holzmann spoglądając na Elsie, a potem na juki - On się tak nie poczuje, bo nie żyje. To nie kradzież, to dbanie o dobrobyt naszej osady. Musimy myśleć o nadchodzącej zimie! - Zapewniam cię, twój ojciec poczuł by się źle, gdyby ktoś okradł twoje zwłoki. I nie chcemy zostawić śladów, pamiętaj. - Mój tatko byłby dumny, gdyby wiedział, że myślę trzeźwo o zapewnieniu dobrobytu osadzie. Zresztą, nie znamy jego rodziny, więc nie zaniesiemy im tego co ma. Równie dobrze możemy zabrać co jest i odprawić prowizoryczny pogrzeb w bagnie.
Elsie nie wydawała się przekonana. -Sprawdźmy najpierw, co tam ma - zdecydowała.
Sigfried przybliżył się do dziewczyny tak, że praktycznie stał ledwie cale od niej i spoglądał na juki.
Ledwie otwarli pierwszy juk, dopadł ich stęchły zapach zepsutego jedzenia. Przyjrzeli się dokładniej. Były tam dwa czerstwe już chleby i na wpół zgniła połeć czerwonego mięsa. I coś, co zainteresowało ich zdecydowanie bardziej - tuba na zwoje z emblematem herbu, który widzieli wcześniej na ryngrafie. Zaciekawiony Sig otworzył i drugi juk, tutaj jednak nie dostrzegł nic godnego uwagi - były tam tylko przemoczone skórzane buty.
Elsie wyciągnęła tubę i otworzyła ją.
W tubie znalazła dwa zwoje - oba zapieczętowane czerwonym woskiem, w którym odbity był herb. - Mogę sprawdzić co tam pisze. Potem zaniesiemy sołtysowi, a on po zapoznaniu się je spali i brak dowodów, a może dowiemy się co południowcy chcą w naszych stronach. - powiedział młody Holzmann.
Dziewczyna cofnęła rękę, a potem włożyła zwoje na powrót do tuby. Tą umieściła w swojej sakwie. Wszelkie dokumenty traktowała zawsze z dużą atencją i szacunkiem. Może dlatego, że nieczęsto miała z nimi styczność.
- - Nie wolno łamać pieczęci - powiedziała stanowczo. - Tego nie da się już cofnąć. Wracamy, mieliśmy się nie rozdzielać a ich już nie widać… Sołtys zdecyduje, co zrobić. - poszła w stronę wioski, za oddalającą się grupą.
Sigfried uśmiechnął się szeroko w duchu. Elsie przejrzała na oczy, a to znaczyło, że… chwycił co nieco z dobytku truposza. Po tym, a trwało to dłuższą chwilę, ruszył za dziewczyną. Dom rodzinny stał po drodze, więc złoży swoje zdobycze w swoim pokoju. Potem je przehandluje. Znaczy się gdzieś po tym, jak spotka się z sołtysem.
Wypatrująca Willa dziewczyna nie spojrzała, co robi Sig. Była pewna, że idzie za nią. Już i tak za dużo czasu tutaj spędzili…Rodzice będą niezadowoleni, nie lubili, jak znikała na tak długo. Choć miała już prawie 16 lat, ciągle traktowali ją jak dziecko, a Elsie nawet się nie buntowała, Rozumiała, ze powinna pomagać rodzicom po tym, jak najstarszy brat się wyniósł się w dół Debu. Średni – Ulrik – niby został, ale jakby go nie było: pływał z flisakami, ale jak twierdził tatko „nie dla uczciwej pacy, ale zabawiania innych pieśniami i zwodzenia dziewek”. Nie przeszkadzało to Elsie ubóstwiać brata. Ona uważała pisanie ballad i granie na każdym instrumencie za uczciwa pracę. Co jednak ważniejsze – po tym, jak tatko zrozumiał, ze synowie nie pójdą w jego ślady, zaczął na poważnie wdrażać Elsie w umiejętności potrzebne łowcom. Miała przez to dwa razy więc pracy, bo z domowych obowiązków nie została zwolniona, ciągle pomagała matce w zbieraniu ziół i chadzała z nią do porodów … Dziś i za długo zbawiła ze znajomymi. Rodzice będą się złościć.
Przyśpieszyła, przeskakując zgrabnie z jednej kępy suchszego gruntu na następna. Była lekka i zwinna. Miała smukłą sylwetkę, ładnie ukształtowaną, roześmiane oczy i okrągła buzię. Mogła się podobać i gdyby bardziej się przyłożyła do dbania o swój wygląd – założyła sukienkę, upięła i wyszczotkowała porządnie włosy, byłaby piękna, jak jej matka kiedyś. Ona jednak wolała donaszać portki po braciach. Znów przeskoczyła, nie widziała powodu, alby niszczyć wysokie, porządne buty – prezent od ojca, podobnie jak długi łuk - brodzeniem w bagnie. Chciała dogonić Willa i oddać mu tubę dokumentami, żeby to on porozmawiał z sołtysem.. Tatko nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, ze Elsie zabrała coś nie swojego. Nawet w słusznym celu. By bardzo zasadniczy w tych sprawach a rękę miał ciężką – bracia nieraz się o tym przekonali. Elsie była posłuszna i pracowita, a do tego najmłodsza, nie było powodu, aby się na nią złościć.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |